- To był lot samolotu wojskowego na lotnisko wojskowe. Rozpatrywanie czy nie było inaczej, prowadzi pewnie do ukrycia faktów, o których strona rosyjska nie chce poinformować - powiedział na antenie TVN24 Robert Zawada, kapitan rezerwy i ekspert lotniczy.
Zawada odniósł się do tekstu tvn24.pl w którym cytujemy zeznania kontrolerów lotu w Smoleńsku. Wynika z nich, że 10 kwietnia status lotu i lotnisko były wojskowe. Zawada stwierdził, że nigdy nie miał wątpliwości co do tego. - Nie ma go nawet w spisie AIP Rosji, czyli "biblii" lotnisk danego kraju. To oznacza, że nie można traktować go jako lotniska cywilnego. - powiedział kapitan.
Niezbite fakty
Jednak jego zdaniem nie to powinno być teraz przedmiotem dyskusji. - Istotne jest to, dlaczego Rosja nie chce nam przekazać niektórych danych dotyczących pracy kontrolerów - stwierdził kapitan. Dodał, że być może chcą ukryć jakieś niewygodne dla nich fakty.
Ekspert spekuluje, że może to być spowodowane faktem, iż z "obydwu stron" mogły być na pracowników wieży naciski. Jego zdaniem, z dotychczasowych ustaleń wynika, iż Rosjanie starali się przekazać pilotom aby Ci jednak nie lądowali, jednak nie dali wyraźnego zakazu (zgodnie z przepisami powinni zabronić lądowania m.in. ze względu na warunki pogodowe).
Ekspert zaznaczył jednak, że oczywiste jest, iż ostateczną decyzję co do lądowania i tak podejmowali piloci polskiego Tu-154, a nie wieża kontroli lotów. - Wszystko wskazuje na to, że lotnicy jednak popełnili błąd - dodał Zawada.
Rosjanie zachowują się nie fair
Co do statusu lotu i lotniska wątpliwości nie ma też mjr rez. Arkadiusz Szczęsny. Uważa, że skoro samolot lądował na lotnisku wojskowym, to procedury też powinny być wojskowe.
- Znaleźliśmy się na zbiegu trzech przepisów: polskiego i rosyjskiego regulaminu lotnictwa wojskowego oraz przepisów cywilnych. Z tego co widzimy, wizyty były organizowane bez jakiegokolwiek przygotowania i omówienia zasad i procedur obowiązujących podczas wizyt ważnych osobistości z Polski na lotnisku Siewiernyj. To powinno być załatwione wcześniej - powiedział pilot. - Wahania, które nastąpiły w związku z tym u kontrolerów i u pilotów doprowadziły do tej sytuacji - dodał.
Zachowanie strony rosyjskiej w sporze o status lotniska major określił jako "nie w porządku". Szczęsny dodał, że ostateczna decyzja co do lądowania i tak zawsze należy do pilota.
Zasadnicze różnice
Z zeznań rosyjskiego kontrolera wynika, że był to lot wojskowy. Gdyby był to lot cywilny, to tam powinni być kontrolerzy cywilni. Żeby przyjąć samolot cywilny, na lotnisku, które nie jest cywilne, musi znajdować się jeden lub dwóch kontrolerów cywilnych, a sprowadzenie samolotu powinno odbywać się w języku angielskim - tłumaczył w TVN24 pilot cywilny latający na Boeingach kpt. Dariusz Sobczyński.
Jak dodał, w lotnictwie cywilnym całą odpowiedzialność za lądowanie ponosi załoga. - Są jasne reguły, jasne procedury. Jaka nie widać pasa, to odchodzimy na drugi krąg. W lotnictwie wojskowym w większej mierze decydują kontrolerzy, ale pilot też musi reagować i to on podejmuje odpowiednią decyzję – wyjaśnił.
Źródło: tvn24
Źródło zdjęcia głównego: TVN24