Gdybym zapłacił, to wpadłbym w pułapkę, w którą chce mnie wciągnąć tak zwana Izba Dyscyplinarna - powiedział w "Tak Jest" w TVN24 Roman Giertych, którego we wtorek nieuznawana przez Sąd Najwyższy Izba Dyscyplinarna ukarała grzywną. - Jeśli będzie mnie to kosztowało pobyt w areszcie, jestem na to psychicznie przygotowany - dodał adwokat.
Mecenas Roman Giertych zeznawał we wtorek przed nieuznawaną przez Sąd Najwyższy Izbą Dyscyplinarną. Sprawa dotyczyła kasacji, którą prokurator generalny Zbigniew Ziobro złożył na postanowienie adwokackiego sądu dyscyplinarnego o umorzeniu sprawy Giertycha. Izba Dyscyplinarna oddaliła kasację.
Giertych podczas rozprawy wyraził pogląd, że członkowie składu orzekającego tak naprawdę nie są sędziami. Po tych słowach ogłoszono przerwę, po której wydano postanowienie o nałożeniu kary porządkowej w wysokości 3 tysięcy złotych.
Giertych: nie zapłacę
- Nie zostałem ukarany żadną grzywną i nie wydano żadnego wyroku. Nie ma czegoś takiego jak Izba Dyscyplinarna Sądu Najwyższego - skomentował w "Tak Jest" Roman Giertych. Przypomniał orzeczenie trzech izb SN, według którego Izba Dyscyplinarna nie powinna orzekać.
- Jeżeli panowie będą chcieli egzekwować tę grzywnę, to publicznie oświadczam, że jej nie zapłacę - powiedział adwokat. Przypomniał, że "jedyną sankcją za niezapłacenie jest zamiana grzywny na areszt". - Spodziewam się, że za około miesiąc zapadnie orzeczenie, po którym będę musiał siedem dni odsiedzieć - dodał. - Ja tej grzywny nie zapłacę, bo gdybym ją zapłacił, to wpadłbym w pułapkę, w którą chce mnie wciągnąć tak zwana Izba Dyscyplinarna. Pułapkę, że musiałbym stwierdzić, że istnieje coś takiego jak orzeczenie Izby Dyscyplinarnej. Nie mam wyboru - tłumaczył.
Giertych zauważył, że od grzywny nie może się odwołać. - Gdybym mógł, to musiałbym stwierdzić, że orzeczenie istnieje, czyli uznałbym istnienie Izby Dyscyplinarnej. Dlatego nie będę nic robił i uznaję, że tak naprawdę tak zwana Izba Dyscyplinarna w sposób nielegalny chce mnie pozbawić wolności. Do tego się sprowadza to orzeczenie - wyjaśnił.
"Jestem psychicznie przygotowany na pobyt w areszcie"
- Wcale mi się nie uśmiecha spędzić tydzień w areszcie, natomiast nie mam wyboru - przyznał Giertych. - Muszę być wierny przyrzeczeniu adwokackiemu, które mówi, że mamy służyć konstytucji, a konstytucja jest jasna w tym zakresie: nie ma sądu dyscyplinarnego, ci panowie nie są sędziami Sądu Najwyższego, a ich orzeczenia są wadliwe od samego początku - mówił.
Mecenas ocenił, że on sam na sali "zachowywał się bardzo poprawnie". - Po prostu nie uznaję tych panów za sąd, w związku z czym nie wstałem, kiedy przyszli, co jest oczywiste, bo dlaczego ma ktoś wstawać, kiedy wchodzi osoba, która sądem nie jest - stwierdził. - Nie uznałem prawa do tego, aby przerywać mi wystąpienie. Pan, który siedział tam w todze i łańcuchu uzurpuje sobie prawo do tego, aby być przewodniczącym składu - dodał.
- Jeśli będą mnie tego typu sankcje kosztowały nawet pobyt w areszcie, jestem na to psychicznie przygotowany - oświadczył.
"Dyscyplinarka" Giertycha
Sprawa dyscyplinarna Romana Giertycha dotyczy między innymi słów, które padły w "Kropce nad i" w TVN24 11 października 2016 roku.
Jako pełnomocnik Donalda Tuska powiedział wtedy, że nie boi się Zbigniewa Ziobry. - Ja bym na miejscu ministra Ziobro bał się jednej rzeczy: że jak zostaną postawione zarzuty Donaldowi Tuskowi, to ktoś będzie za to musiał ponieść odpowiedzialność. Na pewno poniesie ten prokurator, który będzie miał czelność to zrobić, ale być może również on - powiedział Giertych.
Po tej wypowiedzi zawiadomienie do rzecznika dyscyplinarnego Izby Adwokackiej złożył prokurator krajowy Bogdan Święczkowski. Rzecznik Dyscyplinarny Izby Adwokackiej w Warszawie umorzył postępowanie 4 sierpnia 2017 roku. Od decyzji odwołał się prokurator krajowy, ale sąd dyscyplinarny podtrzymał decyzję w grudniu 2018 roku. Następnie do Izby Dyscyplinarnej wpłynęła w tej sprawie kasacja prokuratora generalnego Zbigniewa Ziobry.
Źródło: TVN24
Źródło zdjęcia głównego: TVN24