- Policjanci, którzy używają tych urządzeń są specjalnie przeszkoleni. Oni potrafią to robić - ocenił we "Wstajesz i wiesz" w TVN24 Wojciech Pasieczny, były szef sekcji wypadkowej Komendy Stołecznej Policji.
Wiedzą, jak "strzelać"
O tym, jak działają popularne "suszarki" mówił w TVN24 Wojciech Pasieczny. Tłumaczył, że "w laserowych miernikach prędkości jest taka plamka jak w pistoletach laserowych". - Tą plamką policjant mierzy na karoserię samochodu, więc nie ma wątpliwości, który to pojazd. Na pewno nie sumują się tu dwie prędkości, to jest bardzo dokładne urządzenie - przekonywał.
Przyznał jednak, że w kraju są policjanci, którzy mają jeszcze mierniki starego typu. - Tam jest zwykły celownik - muszka i szczerbinka - powiedział były policjant.
Zapewnił, że policjanci, którzy używają "suszarek" są specjalnie przeszkoleni. - Oni potrafią to robić. Policjant jeśli ma wątpliwości, to odstępuje, jeżeli nie jest pewny, który pojazd został namierzony. Miernik laserowy pokazuje też odległość z jakiej została zmierzona prędkość oraz czas od pomiaru do momentu jego wskazania - zauważył Pasieczny.
Dodał, że "każde urządzenie posiada świadectwo legalizacji i o to się bardzo dba w policji".
Pasy nie przeszkadzają
Pasieczny zauważył, że autobusy są wyposażane w pasy bezpieczeństwa od wielu lat. - To nie jest wymysł producentów, którzy mieliby zarobić na tych pasach. One mają zapewnić bezpieczeństwo. W autobusie liczba pasażerów jest tak duża, że w czasie wypadku jedni przygniatają drugich - podkreślił Pasieczny.
I dodał: - To jest błąd w szkoleniu, bo na kursach na prawo jazdy nie pokazuje się tego, że ciało (podczas zderzenia) nabiera energii kinetycznej. Przy prędkości 90 km/h osoba, która waży 80 kg ma potężną energię. Dlatego przy zderzeniach pasażer, który nie ma zapiętych pasów z tyłu łamie fotel kierowcy i przygniata kierowcę bądź pasażera siedzącego przed nim do deski rozdzielczej. Podobnie jest w autobusie - ocenił były policjant.
Autor: mn / Źródło: tvn24.pl, TVN24