"Wyślij sms na nasz numer. Namów do tego znajomych. Zapisz najwięcej osób i wygraj nagrody". Wycieczkę do Brukseli, na którą może zgłosić się każdy, albo rozmowę "o czym tylko chcesz" z Waldemarem Pawlakiem. Wysyłamy. Od dziś dowiemy się o każdej inicjatywie PSL-u, a informacje o nas "będą przetwarzane". - Taki mieliśmy pomysł. Zawsze można się wypisać - uspokajają ludowcy. Pomysł budzi jednak wątpliwości specjalistów.
Nie konkurs, nie łańcuszek? Zabawa. I to "Zabawa na całego". Tak swój najnowszy pomysł dotarcia do wyborców reklamują działacze Polskiego Stronnictwa Ludowego. Jak się do niej włączyć? Nic prostszego.
Wchodzimy do "akcji"
Pod podany na stronie ludowców numer telefonu wysyłamy SMS. Po chwili otrzymujemy dwie wiadomości zwrotne. Pierwszą z wygenerowanym dla nas specjalnym kodem. Drugą z informacją, że każda namówiona przez nas osoba, która przesłany kod wyśle pod ten sam numer co my, przybliży nas do wygrania fundowanych przez PSL nagród: "dedykowanego spotkania z Wicepremierem Prezesem PSL Waldemarem Pawlakiem, albo zaproszenia na wyjazd studyjny do Brukseli". Cena każdego smsa: według stawek operatora. Zastanawiamy się, gdzie haczyk. Jest ich kilka.
Wyjazdy studyjne do Brukseli to wycieczki opłacane przez Parlament Europejski. Organizowane są cyklicznie, przede wszystkim z myślą o młodych ludziach. Trwają na ogół kilka dni, podczas których uczestnicy wyjazdu dowiadują się, na czym polega praca eurodeputowanego. Pojechać może każdy obywatel Unii - taka jest idea. Wystarczy zgłosić się do biura któregokolwiek europarlamentarzysty. Na czym polega zatem nagroda, fundowana przez PSL za "aktywność" w zachęcaniu swoich znajomych do słania sms-ów?
Ci, którzy wykażą się największą aktywnością przy tworzeniu naszej bazy - można powiedzieć - przesuną się w kolejce czekających na wyjazd do Brukseli do przodu. Do bazy nie trafi nikt, kto sobie tego nie życzy. A jak danej osobie znudzi się odbieranie od nas wiadomości, to może się z tego wypisać. Józef Szczepańczyk, sekretarz NKW PSL
Józef Szczepańczyk, sekretarz Naczelnego Komitetu Wykonawczego PSL, tłumaczy, że "chętnych przecież zawsze jest więcej niż miejsc i uczestników trzeba jakoś wybrać". - Ci, którzy wykażą się największą aktywnością przy tworzeniu naszej bazy - można powiedzieć - przesuną się w tej kolejce do przodu - wyjaśnia "zasadę".
Można zrezygnować. Tylko jak?
Drugi haczyk polega na kompletnym braku przejrzystości pomysłu działaczy PSL-u. Regulamin "SMS-owej akcji rozwijania informatora PSL" dostępny jest nie bezpośrednio pod informacją o "akcji", ale po kliknięciu w umieszczony na dole strony link. Wtedy dopiero (też na samym końcu) dowiadujemy się, że każdy uczestnik akcji "poprzez wysłanie sms-a z kodem pocztowym zgadza się na umieszczenie jego danych osobowych w bazie danych NKW PSL oraz wyraża zgodę na przekazywanie informacji związanych z polityczną i organizacyjną działalnością PSL".
"Zabawa na całego" zaczyna się jednak, gdy postanowimy sprawdzić na którym miejscu w rankingu jesteśmy i ile punktów (wciągniętych osób) brakuje nam do zdobycia nagrody. Żeby otrzymać dostęp do tych danych, musimy odkryć się zupełnie: podać e-mail, dokładny adres, datę urodzenia, nawet funkcję polityczną (jeśli taką pełnimy) i zgodzić się na przetwarzanie informacji o nas.
- Do bazy nie trafi nikt, kto sobie tego nie życzy. A jak danej osobie znudzi się odbieranie od nas wiadomości, to może się z tego wypisać - powtarza jednak Szczepańczyk. Informacji o tym, jak to zrobić, w regulaminie nie znajdujemy.
Sekretarz NKW PSL podkreśla również, że udział w akcji - nie mylić z konkursem, bo tego partiom robić nie wolno - może wziąć "tylko osoba pełnoletnia". - Nikomu też za wysłanie sms-a nie płacimy. Każdy kto to robi, wysyła na własny koszt. Może rzeczywiście nazwanie sposobu zachęty "nagrodami" było niezbyt fortunne, ale to jest tak umownie - dodaje działacz.
"I śmieszno i straszno"
Ekspertom, z którymi rozmawialiśmy określenie "niezbyt fortunne" wydaje się zbyt łagodne. - Na początku pomyślałem, że to tylko pomysłowe obejście niedawno uchwalonych przepisów, ograniczających stosowanie tzw. "reklamy wyborczej". Po namyśle nabrałem jednak pewnych wątpliwości - przyznaje dr Grzegorz Makowski, ekspert Instytutu Spraw Publicznych.
Wątpliwość zasadnicza: brak przejrzystości celów akcji. - To przecież oczywista forma promocji i poszerzania grona swoich zwolenników. Tyle że w regulaminie nie jest napisane wyraźnie, po co tak naprawdę partii te nasze numery telefonów. Poza tym wątpliwe jest dla mnie tłumaczenie, że cała ta akcja "nie jest grą losową w rozumieniu ustawy o grach hazardowych bo w akcji nie zostaną rozdzielone nagrody pieniężne lub rzeczowe". Przecież ten wyjazd do Brukseli to nic innego jak nagroda rzeczowa - podkreśla analityk Instytutu. - I śmieszno i straszno, że takimi metodami próbuje się wzmocnić elektorat - dodaje.
Patrzeć nowatorsko
Politycy PSL są przekonani, że ich pomysł na stworzenie bazy kontaktów jest w pełni uczciwy i - przede wszystkim - zgodny z prawem. - Naszą akcję oglądaliśmy z każdej możliwej strony, łącznie z konsultacjami u prawników. Mamy opinię, że wszystko jest w porządku - podkreśla Szczepańczyk.
Ludowcy liczą, że dzięki nowatorskiej metodzie pozyskają przynajmniej 70 tysięcy nowych numerów telefonów do swojej bazy. Część posłów partii na całą akcję patrzy jednak z przymrużeniem oka. - Poparcie partii buduje się jednak na innych polach. Ale idzie nowe, trzeba więc patrzeć nowatorsko - śmieje się poseł Eugeniusz Kłopotek.
Źródło: tvn24.pl