Zgony pogrypowe lub przeszczepy serca mamy co roku - przypomniał w "Faktach po Faktach" profesor Krzysztof Simon, dolnośląski konsultant w dziedzinie chorób zakaźnych. W TVN24 zachęcał do szczepienia się przeciw grypie i pneumokokom. Wojewódzka konsultant do spraw epidemiologii profesor Joanna Zajkowska, mówiąc o szczepieniach przeciwko COVID-19, zwróciła uwagę, że ozdrowieńcy to jedna z grup, "która nie powinna rezygnować ze szczepień".
Minister zdrowia Adam Niedzielski poinformował w poniedziałek, że "widmo trzeciej fali epidemii COVID-19 jest bardzo realne". - Obciążenie dla systemu opieki zdrowotnej może być bardzo duże. Żeby tego uniknąć, skala obostrzeń powinna pozostać na tym samym poziomie na kolejne okresy - ocenił. - Będę rekomendował przedłużenie tych obostrzeń do 17 stycznia - oświadczył.
W zeszłym tygodniu rząd przedstawił plan szczepień. Szczepionki mają być darmowe, dobrowolne i dwudawkowe. W pierwszej kolejności szczepienia prowadzone mają być wśród pracowników służb medycznych, mieszkańców domów pomocy społecznej, zakładów opiekuńczo-leczniczych, żołnierzy oraz osób powyżej 65. roku życia.
Prof. Simon: jedynym sposobem, żeby przełamać ten niekorzystny trend, jest szczepienie
Do sytuacji epidemiologicznej w Polsce oraz oczekiwanych szczepień przeciw COVID-19 odniósł się w "Faktach po Faktach" w TVN24 profesor Krzysztof Simon, dolnośląski konsultant w dziedzinie chorób zakaźnych.
- Mamy epidemię, którą słabo kontrolujemy jak i większość krajów świata - powiedział. - Umiera 400, 500 osób (dziennie - red.). Jedynym sposobem postępowania, żeby przełamać ten niekorzystny trend, niezależnie od restrykcji, które trzeba przestrzegać, jest szczepienie. Trzeba szczepień jak najwięcej - dodał.
Prof. Simon pytany, kiedy uzyskuje się odporność na wirusa SARS-CoV-2 po szczepieniu, odparł, że dzieje się to "mniej więcej po siedmiu dniach od drugiego szczepienia". - Ale nie jest tak, że sto procent ludzi uzyskuje odporność. Nie ma takich szczepionek na świecie. Zawsze pięć-siedem procent (osób) pozostaje, z różnych powodów. To na przykład osoby z niedoborami odporności. One gorzej odpowiadają albo w ogóle nie odpowiadają - zwrócił uwagę.
Raport tvn24.pl: Koronawirus - najważniejsze informacje
Gość TVN24 pytany o to, jak odróżnić COVID-19 od charakterystycznych dla aktualnej pory roku chorób, zwrócił w programie uwagę, że "wirus SARS-CoV-2 wstrzelił się w inne zakażenia przenoszone drogą powietrzno-kropelkową". - Trudno na podstawie wstępnych objawów wykluczać to lub potwierdzać - stwierdził. - Zachęcam do szczepienia się na grypę i na pneumokoki, szczególnie osoby, które mają niedobory odporności - dodał.
- Przeżyjemy COVID, ale jak poprawimy to po dwóch, trzech tygodniach grypą, albo odwrotnie, to może dojść do kompletnej katastrofy - podsumował. - Jeden i drugi wirus wywołuje uszkodzenia mięśnia sercowego, naczyń (krwionośnych - red.), nerek i tak dalej. Zgony pogrypowe lub przeszczepy serca mamy co roku - dodał.
Profesor Zajkowska: grupą priorytetową jest grupa seniorów i medyków
Do kwestii szczepień przeciw COVID-19 odniosła się także podlaska wojewódzka konsultant do spraw epidemiologii, profesor Joanna Zajkowska z Kliniki Chorób Zakaźnych i Neuroinfekcji Uniwersyteckiego Szpitala Klinicznego w Białymstoku. W TVN24 odpowiadała między innymi na pytanie, jak długo osoby zaszczepione będą chronione.
- Warunkiem dopuszczenia tych szczepionek jest możliwość wygenerowania odporności co najmniej na sześć miesięcy - odpowiedziała. Powiedziała przy tym, że SARS-COV-2 to "duży wirus", który ma "trzydzieści par zasad (jednostka długości cząsteczek DNA - red.) z możliwością naprawiania swojego materiału genetycznego".
A kiedy, i czy w ogóle, należy szczepić ozdrowieńców? - To wszystko zależy, jak zorganizujemy sobie te szczepienia i jak będziemy szczepić. Grupą priorytetową jest grupa naszych seniorów: grupa obarczona największą śmiertelnością. To ta grupa, którą powinniśmy chronić - powiedziała. Dodała, że w priorytetowej do szczepień grupie są medycy. - W tej chwili zachorowania wśród medyków pozbawiają nas części personelu, powodują trudności w utrzymaniu ciągłości pracy wielu oddziałów - przypomniała.
Dodała, że ozdrowieńcy są w kolejnych fazach szczepień. - Myślę, że ozdrowieńcy będą kolejną grupą, która nie powinna rezygnować ze szczepień - oceniła.
Pytania o amantadynę przy leczeniu COVID-19.
W niedzielę wiceminister sprawiedliwości Marcin Warchoł napisał na Twitterze, że "amantadyna działa na covid". "Jestem przykładem. Najpierw syn, potem żona, w końcu ja: wysoka gorączka, ogromny ból, silny kaszel, wg. lekarza tak 7 dni, a potem apogeum, więc wziąłem amantadynę - piorunujący efekt! Zadziałało!" - opisał. Warchoł zapowiedział też, że będzie domagał się, aby tym lekiem zajął się resort zdrowia.
Amantadyna stosowana jest w leczeniu schorzeń neurologicznych. Lek ten oficjalnie wykorzystywany jest między innymi w leczeniu choroby Parkinsona. Substancja wykazuje też działanie przeciwwirusowe.
Goście "Faktów po Faktach" odnieśli się do potencjalnej możliwości stosowania tego związku przy COVID-19.
Profesor Zajkowska powiedziała, że "lekarze nie mogą zastosować czegoś, co nie jest dopuszczone do obrotu i nie jest zawarte w charakterystyce produktu leczniczego". - To jest obwarowane warunkami prawnymi. Nie możemy stosować dowolnie leków, które znajdują się na rynku - zaznaczyła. - Amantadyna jest lekiem przeciw parkinsonizmowi, swego czasu była rozważana przeciwko grypie, natomiast nie utrzymała się w terapii przeciwko grypie - dodała.
Pytana, kto musi zbadać taki lek, aby stwierdzić jego dopuszczalność przy leczeniu danej choroby, Zajkowska odpowiedziała, że musi to być "wiarygodny ośrodek naukowy, który zaplanuje to badanie". Wymieniła, że muszą być także określone grupy, którym lek ten będzie podany. - Nie można prowadzić badań dowolnie, nie można dawać leków dowolnie, według swojego widzimisię, dlatego że możemy być przekonani o wartości jakiegoś leku, ale jest to nasze przekonanie, dopóki nie będzie to udowodnione badaniem klinicznym - tłumaczyła.
"To nie witamina D czy cynk"
Profesor Simon powiedział, że postępowanie wiceministra Warchoła w tym temacie "jest skandaliczne". - Obnaża jakość naszej klasy politycznej - ocenił. - Przecież na podstawie brania jakiegoś leku nie można stwierdzić, czy on działa lub nie działa, bez badań, o których mówiła profesor Zajkowska - zwrócił uwagę.
- Pan minister Warchoł mógł wziąć amantadynę lub jej nie wziąć. Mógł tak samo się czuć po tym wszystkim. Na jakiej podstawie wysuwa takie wnioski? - pytał Simon. - To bardzo smutne, jeśli oficjalny przedstawiciel rządu opowiada takie androny. To może być szkodliwe. To nie witamina D czy cynk - zaznaczył.
Źródło: TVN24
Źródło zdjęcia głównego: TVN24