- Tego nie było w poprzednich latach - komentuje niedzielną próbę zakłócenia marszu upamiętniającego ukraińskich bohaterów wojennych Maria Tucka z przemyskiego oddziału Związku Ukraińców w Polsce. Tomasz Hadała z podkarpackiej Młodzieży Wszechpolskiej ocenia, że "ciekawa i piękna inicjatywa" jest "doskonałą przykrywką do gloryfikowania zbrodniarzy z OUN-UPA". Kategorycznie zaprzecza jednak, aby to członkowie organizacji sprowokowali agresję.
W niedzielę w Przemyślu grupa około 20 osób usiłowała zatrzymać procesję grekokatolików i prawosławnych, którzy po żałobnym nabożeństwie w intencji ukraińskich bohaterów wojennych w katedrze archikatedralnej przechodzili na przemyski cmentarz wojenny. Uczestników procesji od osób, które zakłócały uroczystość, musiała rozdzielić policja.
Według naocznego świadka zdarzenia, pragnącego zachować anonimowość, doszło do przepychanek: napastnicy szarpali się z kilkoma uczestnikami procesji. Jednego z nich, około 60-letniego mężczyznę, poturbowali i podarli mu koszulę. Świadek dodał, że wśród zakłócających procesję mieli być miejscowi pseudokibice, ale też osoby identyfikujące się ze środowiskiem narodowców. Mieli ze sobą transparenty, m.in. "Banderowcy i ich zwolennicy przecz z Polski", czy nawiązujące do rocznicy rzezi wołyńskiej.
Zdaniem prezesa Związku Ukraińców w Polsce Piotra Tymy, który brał udział w uroczystościach, wśród zakłócających procesję były osoby w koszulkach Młodzieży Wszechpolskiej.
"Ludobójstwo pamiętamy, banderowców potępiamy"
Tomasz Hadała z miejscowego oddziału Młodzieży Wszechpolskiej podkreśla w rozmowie z TVN24, że celem jego organizacji "było pokojowe uczestnictwo w przemarszu Ukraińców", ponieważ sprzeciwia się "jakiejkolwiek gloryfikacji i promocji symboli OUN-UPA podczas tego typu wydarzeń".
- Ciekawa i piękna inicjatywa, jaką jest coroczny marsz z okazji podpisania paktu Piłsudski - Petlura jest doskonałą przykrywką do gloryfikowania zbrodniarzy z OUN-UPA - ocenia.
Z jego perspektywy, przemarsz na początku wyglądał "dość normalnie". Przyznaje, że Ukraińcy byli zdziwieni chęcią uczestnictwa Młodzieży Wszechpolskiej w wydarzeniu. Zapewnia jednak, że nie dochodziło do incydentów. - Rozwinęliśmy transparent, na którym znalazł się napis "Ludobójstwo pamiętamy, banderowców potępiamy". Transparent został zaatakowany przez jednego z Ukraińców, na szczęście w pobliżu znajdował się jeden z policjantów, który zareagował i mogliśmy nadal uczestniczyć w tym wydarzeniu - relacjonuje. - Po chwili usłyszeliśmy okrzyk: "Jeszcze Polska nie zginęła, ale zginąć musi". I tak naprawdę wtedy rozpoczęły się te wszystkie wydarzenia. Ewidentnie wszyscy zostali sprowokowani. My chcieliśmy pokojowo przejść, cały czas zachowywaliśmy się godnie. Ukraińcy, wykrzykując antypolskie hasła, po prostu prowokowali - ocenia.
Hadała mówi, że gdy działacze Młodzieży Wszechpolskiej usłyszeli antypolskie - ich zdaniem - okrzyki, sami zaczęli wykrzykiwać hasła. Zapewnia jednak, że były one "nie antyukraińskie, a antybanderowskie".
- Nie jesteśmy przeciwko Ukraińcom, nie mamy nic do tego narodu, chcemy dobrych relacji, ale te relacje muszą być oparte tylko na prawdzie, a prawda jest taka, że Ukraińcy czczą OUN-UPA, a jest to organizacja zbrodnicza - wyjaśnia.
"Obawiałam się o bezpieczeństwo dzieci"
Maria Tucka, przewodnicząca przemyskiego Związku Ukraińców w Polsce podkreśla, że procesja odbywa się co roku i nigdy nie dochodziło do podobnych incydentów.
- W tym roku po drodze spotkały nas nieprzyjemne okrzyki, wręcz wrogie gesty, a w pewnym momencie zaczęły się przepychanki - opowiada.
- Strasznie się bałam, ponieważ tradycyjnie z przodu idą dzieci, najmniejsze, małoletnie ze szkoły podstawowej, gimnazjum - zaznacza.
- W tym momencie to przed ich oczami rozegrała się szarpanina i te wszystkie nieprzyjazne gesty. Tego nie było w poprzednich latach, obawiałam się o ich bezpieczeństwo - przyznaje, dodając, że część dzieci brała udział w przemarszu w towarzystwie rodziców, niektóre jednak były bez opieki. - Stały wystraszone - mówi.
Jak przyznaje, jeszcze do tej pory nie może mówić o niedzielnych zajściach ze spokojem.
- W pewnym momencie zerwano z człowieka koszulę, kazano mu ją zdeptać - relacjonuje. - Jest to koszula tradycyjna, z elementem ukraińskiego stroju ludowego - tłumaczy. - Bardzo nas zdziwił fakt, że akurat rzucono się na tego mężczyznę - podkreśla, zapewniając, że na ubraniu nie było żadnych symboli banderowskich.
Tucka mówi, że osobiście nie słyszała żadnych antypolskich okrzyków, ponieważ szła z przodu pochodu. Jak podkreśla, jeśli nawet takie incydenty miały miejsce, powinna się nimi zająć policja.
Autor: kg/kk / Źródło: TVN24, PAP