Wszystko wskazuje na to, że oszuści zyskali dostęp do danych inspekcji drogowej i wykorzystują to do naciągania osób złapanych na zbyt szybkiej jeździe przez fotoradary - ostrzega "Rzeczpospolita".
Jak działają oszuści? Kierowca dostaje pismo z logo Głównego Inspektoratu Transportu Drogowego (GITD) i podpisem inspektora oraz żądaniem wpłaty wskazanej kwoty (zwykle 100 lub 200 zł) na podane konto.
Pisma docierają do osób, które rzeczywiście przyłapano na przekroczeniu prędkości. Ofiarą oszustów padli już kierowcy m.in. z Warszawy, Tomaszowa Lubelskiego, z Łódzkiego i Dolnego Śląska.
Podwójna zapłata
Sprawę bada prokuratura na warszawskim Mokotowie, którą powiadomił GITD. Zablokowała też konto, na które kierowcy wpłacali pieniądze. Na rachunku znajdowała się kwota 700 zł. - Zwrócimy się do banku o ustalenie ile osób wpłaciło pieniądze na to konto - powiedział rzecznik Prokuratury Generalnej w Warszawie Dariusz Ślepokura.
Ustalono, że ten rachunek bankowy był już wcześniej wykorzystywany przez niezidentyfikowane osoby do wyłudzeń na jednym z portali aukcyjnych.
Rzecznik sprecyzował, że co najmniej 6 osób dało się nabrać i wpłaciło już na to konto pieniądze za mandaty. Co więcej, jeśli kierowca przelał środki oszustom, prawdziwy mandat i tak musi opłacić.
Sprawa będzie rozpatrywana w kategorii oszustwa, a sprawcy grozić może nawet 8 lat pozbawienia wolności.
Fałszywe mandaty
Jak można poznać, czy pismo jest fałszywe? W tych od oszustów - jak pisze "Rz" - nie było informacji, o ile dokładnie kierowca przekroczył dozwoloną prędkość. Logo GITD też minimalnie różniło się od prawdziwego.
- Co więcej fałszywe mandaty miały zeskanowane, a później doklejone godło RP oraz podpis głównego inspektora transportu drogowego - poinformował Marcin Flieger z Centrum Automatycznego Nadzoru Nad Ruchem.
Autor: MAC/k / Źródło: Rzeczpospolita
Źródło zdjęcia głównego: tvn24