- Rezygnacja Sikorskiego była dla mnie zaskoczeniem. Powiedziałam mu: "Radek, szkoda!". Żałuję, że tak się stało. Cóż, szanuję jego wybór - powiedziała w wywiadzie dla "Gazety Wyborczej" premier Ewa Kopacz, komentując to, że były marszałek Sejmu nie wystartuje w wyborach.
Kopacz oceniła, że Sikorski był bardzo dobrym szefem MSZ. - Miał swoje zdanie, potrafił go bronić. Jego nazwisko wymieniane np. podczas posiedzeń Rady Europejskiej wzbudza duży szacunek - relacjonowała Kopacz.
Pytana o Jacka Rostowskiego, który także nie będzie się ubiegał o mandat posła, odpowiedziała, że "jako minister finansów nie wszystkim się pewnie podobał, ale jego kompetencji nikt podważać nie może".
- Obaj potrafili być zdecydowani i zasadniczy w sprawach ważnych. I bronili swoich racji. To strata dla polskiej polityki - zaznaczyła Kopacz.
Co ze startem nagranych polityków? "Liderzy list to wizytówki. Będziemy o tym pamiętać"
Dopytywana, czy nagrani w aferze podsłuchowej szefowie regionów PO - Andrzej Biernat, Stanisław Gawłowski, Włodzimierz Karpiński i Tomasz Tomczykiewicz - powinni kandydować do Sejmu, premier stwierdziła: - Liderzy list wyborczych to wizytówki tych list. Będziemy o tym pamiętać przy podejmowaniu ostatecznych decyzji. Każda sprawa powinna być rozpatrywana indywidualnie. Nie przesądziła, czy decyzja CBA o wszczęciu dochodzenia w sprawie majątku Biernata wyklucza go z kandydowania. - Na wnioski przyjdzie czas, gdy procedura zostanie zakończona - stwierdziła.
Kopacz pytana, czy PiS wygra wybory, odpowiedziała: - To będzie zależało także od nas. PO chce nowoczesnej, sympatycznej i przyjaznej Polski. (...) To kontrastuje z postawą naszych oponentów, którzy od rana do wieczora potrafią tylko narzekać.
"Nie ufam politykom PiS-u"
Premier podkreśliła, że przez osiem lat PO działała konsekwentnie, walcząc z kryzysem, zaciskając pasa.
- Teraz, gdy już Komisja Europejska zdjęła z nas procedurę nadmiernego deficytu, nie wolno ulec pokusie rozdawnictwa na prawo i lewo. Jeśli do władzy dojdzie nieodpowiedzialna ekipa, na nic pójdą wyrzeczenia. Nie po to uzdrawialiśmy nasze finanse, by populiści zgotowali nam los Grecji - stwierdziła Kopacz.
W jej opinii, "politycy PiS-u mają usta pełne patriotycznego patosu, ale swoimi działaniami zaprzeczają wolności".
- Dlatego im nie ufam - powiedziała Kopacz.
"Nie chce żyć w republice wyznaniowej"
Pytana, czy przyjęte z udziałem PO ustawy, m.in. ws. konwencji antyprzemocowej i in vitro, nie świadczą o tym, że partia skręca na lewo, odpowiedziała: - Nie, przy in vitro zareagowałam jak lekarz. (...) Gdy prezydent podpisywał ustawę o in vitro, byłam w klinice, która realizuje program leczenia niepłodności. Spotkałam mamę, która urodziła bliźniaki. I ona mi powiedziała, że na ten moment czekała 10 lat. Dzięki rządowemu programowi in vitro na świat przyszło 2,6 tys. dzieci.
Kopacz zaznaczyła, że "nie chce żyć w republice wyznaniowej". - Szanuję Kościół, Episkopat, biskupów, naszą tradycję chrześcijańską. Ale nikt nie nakazuje ludziom, którym sumienie nie pozwala skorzystać z tej metody, by z niej korzystali. Dajmy ludziom wolność wyboru - powiedziała premier.
Autor: MAC//rzw / Źródło: Gazeta Wyborcza
Źródło zdjęcia głównego: tvn24