Wojskowa prokuratura publikuje protokoły z przesłuchań ekspertów związanych z komisją Antoniego Macierewicza. To jej reakcja na publikację wtorkowej "Gazety Wyborczej", która zacytowała część tych zeznań. Śledczy nie ujawniają nazwisk tych świadków.
"W związku z treścią dzisiejszej publikacji w Gazecie Wyborczej pt. 'Trzej zamachowcy' informujemy, że Wojskowa Prokuratura Okręgowa w Warszawie nie udostępniła mediom protokołów przesłuchań świadków, o których mowa w treści ww. artykułu" - napisali w pierwszych słowach komunikatu prokuratorzy.
Przesłuchani eksperci
Następnie przyznali, że "w maju i czerwcu br. przesłuchała w charakterze świadków trzy osoby wypowiadające się na forum Zespołu Parlamentarnego ds. Zbadania Przyczyn Katastrofy Tu-154 M na temat przyczyn i przebiegu katastrofy".
Prokuratorzy zaznaczyli, że wszystkie trzy osoby były przesłuchane w obecności pełnomocnika stron postępowania lub pełnomocnika świadka, a protokoły z przesłuchań zostały włączone do akt śledztwa. WPO podkreśla, że "nieograniczony wgląd" do tych akt mają "wszystkie strony postępowania, w tym pokrzywdzeni oraz ich pełnomocnicy procesowi".
Ujawniają, ale rozważają śledztwo ws. ujawnienia
Co ciekawe prokuratorzy zapowiadają, że rozważą możliwość wyłączenia materiałów do odrębnego postępowania w kierunku art. 241 par. 1 kk. (ujawnienia materiałów ze śledztwa, zanim zrobi to sąd). Zaraz potem jednak wojskowi śledczy dodają, że "mając na względzie wagę śledztwa dotyczącego katastrofy smoleńskiej dla polskiej opinii publicznej – zgodnie z decyzją prokuratora referenta śledztwa" publikują protokoły przesłuchania świadków, o których mowa w artykule "Gazety Wyborczej".
Gazeta napisała we wtorek o przesłuchaniach trzech ekspertów Macierewicza - według jej ustaleń - prof. Wiesława Biniendy z Uniwersytetu w Akron w USA, prof. Jana Obrębskiego z Politechniki Warszawskiej oraz prof. Jacka Rońdy z Akademii Górniczo Hutniczej.
Z przytoczonych cytatów z zeznań wynikało, że żaden z nich nie przedstawił prokuratorom dowodów na poparcie lansowanych przez zespół Macierewicza hipotez, że w Smoleńsku samolot rozpadł się po wybuchach, a skrzydło nie mogło oderwać się w zderzeniu z brzozą.
40 minut z elementem
Prokuratorzy zamazali dane osobowe świadków. Jednak z treści przesłuchań można rzeczywiście wywnioskować, że przesłuchani zostali eksperci komisji posła PiS Antoniego Macierewicza - profesorowie Jacek Rońda, Jan Obrębski i Wiesław Binienda. Takie wnioski można wysnuć z detali dotyczących ich życiorysów, o których sami mówią w zeznaniach.
Pierwszy (9 maja) zeznawał najpewniej profesor Obrębski. W zeznaniach świadek mówi m.in. "Jestem profesorem zwyczajnym (zamazane - przyp. red.). Zajmuję się problematyką wytrzymałości materiałów oraz mechaniką prętów cienkościennych. (...) Jestem autorem książek na te tematy".Obrębski jest profesorem zwyczajnym i autorem m.in. publikacji "Cienkościenne sprężyste pręty proste", specjalistą od mechaniki materiałów.Prokuratorzy zapytali go m.in., czy "świadek uważa, że istnieją dowody wskazujące na wybuch bądź wybuchy, jako przyczynę katastrofy"? Profesor odpowiedział: "W moim przekonaniu, poza doniesieniami gazetowymi nie mam żadnej wiedzy na ten temat. Nie posiadam żadnych materiałów tego dotyczących".Wcześniej Obrębski zeznawał, że przez 40 minut miał "kontakt z elementem" z Tu-154 M 101, który ma być dowodem na wybuch.Skąd pochodził ów obiekt? "Obiekt, o którym mowa miał wymiary rzędu czterdzieści na dwadzieścia kilka centymetrów. Był nieregularnego kształtu, porozrywany, porozginany i osmalony (...). Element ten został mi przedstawiony jako pochodzący z miejsca wrakowiska w Smoleńsku. Element ten nie znajduje się w mojej dyspozycji, posiadałem go przez około 40 minut, o ile dobrze pamiętam w drugiej połowie sierpnia 2012 roku. Nie wiem i nie chcę wiedzieć, gdzie ten obiekt się teraz znajduje".Profesor zeznał, kto mu przyniósł tę rzekomą część z wraku, ale prokuratura zamazała to nazwisko. Otrębski dodał, że poseł Macierewicz miał mu powiedzieć, że on wie "gdzie ten element się znajduje". Profesor wyjaśniał, że może wypowiadać się o katastrofie "Tutki" bowiem dużo latał samolotami i przyglądał się pracy silników.Protokół zeznań świadkaSpawanie podwodneJako drugi świadek zeznawał najprawdopodobniej profesor Jacek Rońda z Akademii Górniczo-Hutniczej. Został przesłuchany 10 maja. Jako jeden z przykładów na to, że chodzi o Rońdę można podać fragment zeznania, w którym świadek mówi, że w 1979 r. zrobił doktorat w zakresie dynamiki materiałów (tytuł rozprawy autorstwa Rońdy, pochodzący z 1979 r. to "Rozwiązania dynamicznych zagadnień początkowo-brzegowych w teorii lepkoplastyczności"). Świadek mówi także, że w latach 80 miał kontrakt na "Uniwersytecie Technicznym (zamazane - red.). Był to uniwersytet mający być konkurencją dla uczelni w Rostock". Prof. Rońda pracował na UT Hamburg-Harburg, w sąsiadującym z Rostockiem Hamburgu.Jest też balistykiem, a świadek w zeznaniach mówi: "Zeznaję, że z pierwszego wykształcenia jestem balistykiem wewnętrznym, ukończyłem (zamazane przez prokuraturę - przyp. red.), specjalność: budowa amunicji i rakiet. W 1979 r. skończyłem pracę doktorską (zamazane przez prokuraturę - przyp. red.), w zakresie dynamiki materiałów (...)".Następnie Rońda opowiedział o swoich doświadczeniach ze współpracy z niemiecką uczelnią, na której zajmował się "spawaniem podwodnym", a także później opracowaniem programów komputerowych "na symulacje przemian fazowych w stopach stałych (...)". Profesor zainteresował się katastrofą smoleńską bowiem w relacjach telewizyjnych zauważył "(...) brak dużego pożaru, brak bruzdy i bardzo duże rozczłonkowanie obiektu"."Po jakimś czasie, gdy usłyszałem, że samolot ten zawadził skrzydłem o drzewa, to wziąłem ołówek i policzyłem sobie udział energii cięcia skrzydła do energii kinetycznej obiektu. Było to bardzo proste obliczenie, powiedziałem sobie, że długość cięcia to 2 metry, siła cięcia 10 to oraz wagę samolotu 100 ton lecący z prędkością 300 km/h i wynik jaki otrzymałem to 1:1000 000. Jestem balistykiem, wiem jak latają pociski i żadną miarą nie mogłem uwierzyć, że ta katastrofa zdarzyła się na skutek zderzenia z przeszkodą stałą i że przeszkodą było drzewo".Protokół zeznań świadka Myślowa analizaNastępnie Rońda wytłumaczył prokuratorom w jaki sposób dokonał swoich kolejnych ustaleń: "Wykonałem taką myślową analizę: gdyby samolot ten faktycznie zawadził o brzozę i dalej zszedł i jego skrzydło miało kontakt z ziemią, to wówczas złamałoby się w ten sposób, że powstałby moment, powodujący, że skrzydło złamałoby się do przodu (...)".W następnych słowach profesor tłumaczył co i jakie dowody go przekonały do teorii wybuchu na pokładzie Tu-154 M 101. Podsumowując zeznał: "To są takie eksperymenty myślowe mechanika, który zna się na konstrukcjach."Kurs medycyny sądowejProkuratorzy zapytali Rońdę jakie ma doświadczenie naukowe, badawcze w sprawach katastrof lotniczych bądź innych? "Jeżeli chodzi o katastrofy lotnicze to ich nie badałem. Przez kilka lat byłem rzeczoznawcą sądowym (zamazane przez prokuraturę - przyp. red.) i zajmowałem się badaniem katastrof budowlanych, a zwłaszcza analizą defektów materiałowych bądź błędów technologicznych, jako przyczyn wystąpienia katastrofy. Jeżeli chodzi o moje doświadczenia z materiałami wybuchowymi, to zeznaję, że jestem specjalistą od balistyki wewnętrznej, czyli mówiąc inaczej od termodynamiki wybuchu (...)".Oskarżyciele zapytali czy Rońda brał udział w badaniach w sprawach zamachów z użyciem materiałów wybuchowych? "Nie, nie uczestniczyłem w takich czynnościach. Informacje na ten temat znam tylko z kursu medycyny sądowej, o którym zeznawałem".Konstruowanie modeluTrzeci z ekspertów zespołu Antoniego Macierewicza to – jak może wskazywać treść zeznań ujawnionych przez prokuratorów wojskowych – Wiesław Binienda. Inżynier i wykładowca akademicki Uniwersytetu w Akron w USA to chyba najgłośniejszy zwolennik tezy zamachu wśród wszystkich ekspertów zespołu.W protokole świadek mówi m.in. "Jestem profesorem uczelni, na której jestem zatrudniony, jestem dziekanem wydziału na tej uczelni - wydziału inżynierii cywilnej. Jestem redaktorem naczelnym pisma technicznego (zamazane - red.)". Prof. Binienda jest dziekanem Wydziału Inżynierii Cywilnej na Akron i redaktorem naczelnym kwartalnika "Journal of Aerospace Engineering".Binienda został przesłuchany w charakterze świadka przez prokuratora WPO w Warszawie ppłk. Jarosława Seja 28 czerwca. Spotkanie nie trwało długo, bo godzinę i dwadzieścia minut. W tym czasie profesor szczegółowo opowiadał prokuratorowi o swoim inżynierskim doświadczeniu, które pozwoliło mu sformułować tezę o wybuchu. Binienda zeznał między innymi, że prace naukowe dotyczące "zachowania materiałów, w szczególności pod wpływem uderzeń wysokiej energii" prowadzi od 25 lat.Jak wyjaśnił dalej, prace te polegają na "konstruowaniu modelu samolotu i modelu drzewa bądź modelu ziemi", wprowadzaniu szeregu danych matematycznych do komputera i uzyskania dzięki nim informacji na temat "zachowania się obiektów". Binienda bardzo szczegółowo wyjaśniał prokuratorom jak działa program komputerowy, który pozwala mu na przeprowadzanie eksperymentów. Wylicza też instytucje, które zajęły się rozwijaniem tej metodologii. Ekspert chwali się, że w laboratorium, w którym przeprowadza badania, znajduje się sprzęt o wartości 10 mln dolarów."Warto zaznaczyć, że ta sama metodologia była użyta do wytłumaczenia w jaki sposób aluminiowy samolot był w stanie przeciąć grupę stalowych kolumn w czasie ataku terrorystycznego na WTC. (…) Jest to ciekawe, że aluminiowe skrzydło przecięło stalowe kolumny a stal jest trzykrotnie mocniejsza i sztywniejsza od aluminium. W przypadku Tu-154M drzewo jest 10-krotnie słabsze i bardziej giętkie w porównaniu do aluminium” - zeznaje świadek.Cały czas prof. Binienda nie wskazuje jednak w jaki sposób wszedł w posiadanie danych niezbędnych do przeprowadzenia symulacji lotu prezydenckiego samolotu do Smoleńska, a jeśli już je zdobył, to jakie były to dane. Na pytanie prokuratora, czy jest w stanie udostępnić wszystkie "znajdujące się w jego dyspozycji materiały wytworzone i przetworzone, w tym ich zapisy cyfrowe, będące podstawą oraz stanowiące wyniki badań związanych z katastrofą Tu-154M", świadek odpowiada, że nie jest to możliwe."Nie mam dostępu do wszystkich obliczeń""Nie mogę powiedzieć, że wszystkich, ponieważ pracę wykonywała grupa moich doktorów, nie mam dostępu do wszystkich obliczeń, nie wszystkie były dla mnie wartościowe. W swoich prezentacjach mam najbardziej reprezentacyjne przykłady i każdy może sobie ściągnąć je ze strony internetowej" - tłumaczy świadek. Dopytywany o dane osób, z którymi współpracował, a które mogą to posiadać interesujące prokuratorów dane, prof. Binienda stwierdził, że nie może ich przekazać. Jak wytłumaczył, "został o to poproszony przez pracowniczkę ambasady USA", ale nie pamiętał jej nazwiska.Binienda przyznaje za to, że nie posiadał ani nie przyjmował od żadnego z członków rodzin ofiar jakiegokolwiek przedmiotu pochodzącego z miejsca katastrofy. Zaprzecza też by pomagał szukać ośrodek, który podjąłby się przeprowadzenia badań takich przedmiotów.Co istotne, świadek stanowczo podkreśla, że "na pewno nie dysponuje i nie dysponował" żadnymi materiałami, które mogłyby w jego ocenie pochodzić z akt śledztwa smoleńskiego. W dalszym ciągu nie wiadomo zatem, skąd ekspert miał dane, które pomogły mu w stworzeniu symulacji. Na koniec profesor wyjaśnia prokuratorom, że jego badania dotyczące katastrofy TU-154M były prowadzone "w ramach pracy naukowej na uczelni, która go zatrudnia". I dlatego – jak wskazuje – to ona "jest dysponentem praw do wyników tej pracy".Protokół zeznań świadka
Autor: mdo, ŁOs//kdj / Źródło: tvn24.pl
Źródło zdjęcia głównego: TVN24