To się udać nie może. Będziemy mieli kilkanaście sądów apelacyjnych, które będą takimi "minisądami najwyższymi", to znaczy właściwie od ich orzeczeń nie będzie żadnego odwołania - tłumaczył profesor Adam Strzembosz. Odniósł się do informacji medialnych, które wskazują, że PiS chce zmniejszenia liczby sędziów, między innymi w Sądzie Najwyższym. - Dochodzi do rozproszenia wykładni prawa, rozproszenia pewnej polityki orzecznictwa. Będzie ogromne obniżenie autorytetu sądów, które będą działać w sposób mało odpowiedzialny - dodał.
"Rzeczpospolita" napisała we wtorek, że Prawo i Sprawiedliwość szykuje kolejną odsłonę reformy wymiaru sprawiedliwości. Ma z niej wynikać, że z niemal 100 sędziów w Sądzie Najwyższym ma pozostać od 20 do 30. Reszta miałaby przejść w stan spoczynku.
Zmiany mają dotyczyć zarówno Sądu Najwyższego, jak i sądów powszechnych i administracyjnych. Najbardziej radykalne mają dotknąć SN: według informatorów gazety "zamiast 97 sędziów (na 125 etatów) pozostać ma ich elitarna 20-, może 30-osobowa grupa. Reszta przejdzie w stan spoczynku z powodu reorganizacji".
"Trzeba na to spojrzeć znacznie szerzej"
Były pierwszy prezes Sądu Najwyższego, sędzia w stanie spoczynku profesor Adam Strzembosz w "Faktach po Faktach" w TVN24 powiedział, że na sprawę trzeba spojrzeć znacznie szerzej.
- W projekcie sprzed paru lat ma się zamienić obecny trójstopniowy system: sąd rejonowy, okręgowy i apelacyjny na dwustopniowy, a więc sądy okręgowe i sądy apelacyjne - mówił.
- My w Polsce mamy około 16 milionów spraw. Mają powstać sądy pokoju. Do sądów pokoju na pewno przekaże się wszystkie wykroczenia, drobne sprawy karne, cywilne. Powiedzmy trafią do tych sądów dwa miliony, nie będę się kłócił, jak ktoś powie trzy miliony spraw. Zostaje 13 milionów. Te sprawy rozpoznawały w pierwszej instancji sądy rejonowe, najpoważniejsze sprawy w pierwszej instancji sądy okręgowe. Sądy okręgowe były sądami odwoławczymi od orzeczeń sądów rejonowych - wymieniał.
"To doprowadzi do znacznego obniżenia poziomu orzecznictwa"
- Jeżeli wszystkie sprawy cywilne, karne, gospodarcze będą sądzić sędziowie bez względu na ich staż, doświadczenie, specjalizacje, to doprowadzi do znacznego obniżenia poziomu orzecznictwa. Ale co gorsze, wszystkie sprawy odwoławcze trafią do sądów apelacyjnych, a te sądy apelacyjne będą ostatecznym rozstrzygnięciem w tych sprawach - tłumaczył prof. Strzembosz.
- Jeżeli w Sądzie Najwyższym ma być powiedzmy 30 osób, a odwołania, które by były od sądów apelacyjnych, (...) trafiłyby do Sądu Najwyższego, to on wymagałby nie 20, 30, ale około 300 sędziów - skomentował. Dodał, że "sądy apelacyjne znacznie odciążyły Sąd Najwyższy i on rozpoznawał jedynie kasację, a nie odwołania od sądów wojewódzkich".
- To się udać nie może - podkreślił. - Jeżeli będą wpływać tysiące spraw, to te sprawy będą rozpoznawane przez kilka, może nawet kilkanaście lat - ocenił.
- W tej sytuacji należy przyjąć, że będziemy mieli kilkanaście, w tej chwili mamy 10 sądów apelacyjnych, które będą takimi "minisądami najwyższymi", to znaczy właściwie od ich orzeczeń nie będzie żadnego odwołania - tłumaczył profesor Strzembosz.
"Dochodzi do rozproszenia wykładni prawa, rozproszenia pewnej polityki orzecznictwa"
Jego zdaniem, "dochodzi do rozproszenia wykładni prawa, rozproszenia pewnej polityki orzecznictwa". - Będzie ogromne obniżenie autorytetu sądów, które będą działać w sposób mało odpowiedzialny, bo trudno 30-letniemu sędziemu powierzyć sprawę o zabójstwo czy o aferę gospodarczą sięgającą kilkudziesięciu milionów, a może miliarda złotych - skomentował.
Profesor zaznaczył, że te zmiany nie są "po to, żeby usprawnić sądownictwo". - To się robi wyłącznie po to, by na nowo powoływać sędziów wszystkich. Co to daje? Daje pełną swobodę manipulowania sędziami - powiedział.
Źródło: TVN24
Źródło zdjęcia głównego: TVN24