- Nie wiedziałem, że rozmowy są nagrywane. Po pierwszych informacjach w internecie spytałem sms-em Łukasza N., czy coś o tym wie - zeznał b. szef PKN Orlen Dariusz Jacek Krawiec na procesie ws. afery podsłuchowej.
Poniedziałek był kolejnym dniem procesu przed Sądem Okręgowym w Warszawie, w którym oskarżeni w sprawie nielegalnych podsłuchów są: biznesmen Marek Falenta, dwaj kelnerzy Konrad Lassota i Łukasz N. oraz współpracownik Falenty Krzysztof Rybka. Rozprawa została odroczona do 28 listopada. W nagranej rozmowie z ówczesnym ministrem skarbu Włodzimierzem Karpińskim, b. szef PKN Orlen Dariusz Jacek Krawiec mówił m.in. o kampanii wyborczej z 2011 r.: "Jak była ta kampania 2011 r. i oni tam z cenami jechali cały czas, że paliwo po 6 zł. PiS nap…dalał. No i jest ta impreza w Focusie, już wiadomo, że wygraliśmy. Z Donaldem się spotykam i on: 'Teraz k…a, to paliwo może być nawet po 7 zł+'. W innej rozmowie z Pawłem Grasiem Krawiec mówił o PiS: "Przyjdą, k…a, i zrobią tu, k…a, kocioł taki, że wszyscy będą mieli… wiesz". "Totalnym pisogrodem" nazwał Prokuraturę Apelacyjną w Warszawie. W oświadczeniu wydanym po ujawnieniu nagrań Krawiec wyrażał ubolewanie z powodu swych sformułowań. Podkreślał, że to były prywatne opinie i sądy, a podczas rozmów nie zapadły żadne decyzje, zobowiązania czy nieetyczne deklaracje. Zeznając w sądzie jako świadek, Krawiec powiedział, że bywał w restauracjach "Sowa i przyjaciele" i "Amber room", a obsługiwał go m.in. Łukasz N. Oświadczył, że nie wiedział, że rozmowy są nagrywane. Po ujawnieniu podsłuchanych rozmów złożył wniosek o ściganie osób, które go nagrały - co w sądzie podtrzymał. Dodał, że nikt nie oferował mu odkupienia tych nagrań. Krawiec przyznał, że po pierwszych informacjach w internecie o nagrywaniu rozmów w restauracjach spytał sms-em Łukasza N., czy coś o tym wie - nie podejrzewając go o udział w tym procederze. Kelner odpowiedział, że nic o tym nie wie.
Świadek z CBŚ: Łukasz N. był bliski samobójstwa
Jako świadek zeznawał również wyższy oficer CBŚ. Powiedział, że latem 2014 r. poszedł do mieszkania N. z poleceniem spytania, czy nie czuje się on zagrożony w związku z doniesieniami medialnymi na swój temat w sprawie afery. N. spytał go, co policja może mu zaoferować; mówił, że "ktoś za nim jeździ". - Odpowiedziałem: "dużą koronę, małą koronę oraz czynności ochronne" - zeznał świadek (mianem "dużej i małej korony" w policyjnym slangu określa się status świadka koronnego i tzw. małego świadka koronnego - red.). Według świadka było to trzy dni po zatrzymaniu na krótko N. przez ABW. - Poprawialiśmy po nich czynności. Podeszliśmy do N. po ludzku; jesteśmy w tym dobrzy - zeznał oficer CBŚ, naczelnik jednego z wydziałów Biura. N. mówił potem, że gdyby policja przyszła do niego godzinę później, to powiesiłby się, "bo został z tym wszystkim sam" - relacjonował świadek, według którego N. był "mocno zestresowany". Świadek dodał, że wkrótce po jego wizycie u N., przyszedł on "roztrzęsiony" do KGP, mówiąc że "chce się przyznać do wszystkiego". Według świadka, gdy padło pytanie, dla kogo nagrywał, N. odpowiedział: "dla Marka Falenty", co robił razem z Lassotą i za co dostał 20 tys. zł. "Zostaliśmy wydymani przez Marka Falentę" - takie słowa N. przytoczył świadek. Z zeznań świadka wynika, że N. zadzwonił wtedy do Lassoty, aby i on przyjechał do komendy. Według świadka, gdy to już się stało, N. powiedział Lassocie: "Trzeba się przyznać, bo zostaliśmy sami". Gdy potem świadek zwrócił im uwagę, że nagrywali nielegalnie za 20 tys. zł, Lassota powiedział N.: "Wiedziałem, że mnie dymasz, bo dałeś mi tylko 2,5 tys. zł". Zdaniem świadka rozmawiając z N. przy policjantach o tym, kogo nagrali, Lassota powiedział, że "bardzo się bał Jana Kulczyka i jego ochrony". "Dlatego tu jesteśmy i chłopaki nam pomogą" - odpowiedział mu N. - Po złożeniu zeznań N. i Lassota zostali objęci ochroną w ramach "małej korony" - dodał świadek. Według niego "N. nadal jest w tym programie, a Lassota zrezygnował z tego po kilku dniach". Świadek ten zeznał też, że wobec "informacji o realnym zagrożeniu życia i zdrowia Falenty", zgodnie z procedurą udał się do Falenty, by z nim porozmawiać. - On odmówił ochrony, którą oferowaliśmy - dodał świadek. Na kilka pytań nie odpowiedział, zasłaniając się tajemnicą służbową.
Afera podsłuchowa
Sprawa dotyczy nagrywania od lipca 2013 r. do czerwca 2014 r. osób z kręgów polityki, biznesu oraz funkcjonariuszy publicznych. Falenta i Rybka nie przyznali się do winy - Lassota i N. przyznali się. N. zeznawał, że Falenta za pieniądze zlecał nagrywanie rozmów w restauracjach. Lassota jako swą motywację wskazał "nieprawidłowości popełniane przez funkcjonariuszy publicznych". Grozi im do 2 lat więzienia. Według prokuratury motywy działania oskarżonych miały "charakter biznesowo-finansowy". Media twierdzą, że nagrania miały być zemstą Falenty za śledztwo w sprawie jego firmy Składy Węgla, a także próbą zdobycia ważnych informacji dla działalności gospodarczej.
Autor: js/kk / Źródło: PAP