- Obawiamy się braku pracowników, szczególnie pracowników zagranicznych - powiedział Andrzej Gantner, wiceprezes Polskiej Federacji Producentów Żywności. W programie "Pomagajmy sobie - twoja praca" mówił o problemach branży spożywczej i rolniczej. Prawnik Artur Kuczmowski opowiadał o sytuacji w Estonii w kontekście pandemii. - Jeżeli byśmy mieli sobie pomyśleć o kraju, który przygotowywał się przez ostatnie 20 lat na kryzys i na pracę zdalną, to właśnie będzie Estonia - mówił.
W każdą sobotę i niedzielę w nowym programie "Pomagajmy sobie - twoja praca" w TVN24 pytamy ekspertów, jak z radzić sobie z kryzysem wywołanym przez pandemię COVID-19. Program prowadzi Mateusz Walczak.
O problemach branży spożywczej i rolniczej mówił Andrzej Gantner, dyrektor generalny i wiceprezes Polskiej Federacji Producentów Żywności. Jak zaznaczył, najbliższe miesiące będą bardzo trudne dla polskiego rolnictwa i przetwórstwa, bowiem w wielu miejscach zaczyna brakować pracowników, a z drugiej strony większość kraju jest dotknięta suszą.
Ryzyko wzrostu cen
Mówiąc o nastrojach w branży spożywczej podkreślił, że "nie są jakieś straszne". - Właściwie wygląda, że w tej chwili bardziej obawiamy się braku pracowników, szczególnie pracowników zagranicznych - wskazał. Część z nich opuściła bowiem nasz kraj w pierwszej fazie pandemii. Chodzi przede wszystkim o pracowników z Ukrainy.
Gantner zauważył, że stało się tak pomimo automatycznego przedłużenia pozwoleń na pracę dla obcokrajowców. - Jeśli nic się nie zmieni, będziemy mieli bardzo duży problem w momencie, kiedy będziemy chcieli zbierać plony, czyli owoce i warzywa - wyjaśniał Gantner w rozmowie z Mateuszem Walczakiem.
- Już widać, że bez tych rąk z zagranicy, rąk z Ukrainy, część produktów może po prostu zostać na polach. To będzie fatalne, biorąc pod uwagę, że zanosi się na suszę stulecia - zaalarmował prezes PFPŻ.
- Jeżeli połączymy te dwie rzeczy, czyli brak siły roboczej do zbioru, z drugiej strony złej jakości plony związane z suszą, to jest to właściwie gotowa recepta na bardzo drastyczne podwyżki cen - dodał.
Rządowa pomoc
Wojciech Warski z Team Europe oceniał z kolei rządową pomoc w ramach pakietu ustaw antykryzysowych. Według niego zaproponowane na początku rozwiązania świadczyły o "nierozumieniu skali kryzysu".
- Sądząc po rozmiarach i rozwiązaniach przyjętych w ramach tak zwanej "Tarczy 1.0", czyli tych rozwiązaniach, które zostały dwa czy trzy tygodnie temu ogłoszone, to nikt nie spodziewał się takiej ewolucji poglądów rządu. Ewolucji, która uwzględnia to, że firmy praktycznie rzecz biorąc stanęły z dnia na dzień - tłumaczył.
Według niego firmy, które produkują dobra konsumpcyjne potrzebne w codziennym życiu, jak na przykład piekarnie, mają bezpieczny byt i nie narzekają na spadek obrotów. Dodał jednocześnie, że w bardzo wielu przedsiębiorstwach "biznes zmalał praktycznie nawet o 100 procent, czyli działalność zupełnie zanikła".
- Dla nich ta tarcza, ta olbrzymia pomoc finansowa, jest zbawienna pod jednym warunkiem, że przyjdzie na czas. Jeżeli komuś biznes staje z dnia na dzień kompletnie, to każdy dzień się liczy. Ta tarcza niestety jest spóźniona, ona świadczy, że rząd początkowo kompletnie nie docenił skali zjawiska, skali kryzysu, nawet skutków własnych obostrzeń - podkreślił.
Rady dla przedsiębiorców
Warski poradził też przedsiębiorcom, jak zachować się w obliczu kryzysu. - Pierwsza zasada: nie zwalniaj. Nie zwalniaj, dlatego że koszt znalezienia pracowników później, kiedy gospodarka znowu ruszy, (..) będzie dużo większy niż oszczędności w tej chwili ze zwolnienia - stwierdził. - Mam nadzieję, że ta spóźniona tarcza antykryzysowa między innymi w tym pomoże - zaznaczył.
- Druga zasada: starajmy się prowadzić biznes w sposób etyczny. Jeżeli nawet nie mamy możliwości, z powodów wiadomych, zapłacenia jakiejś faktury, to przed terminem jej płatności zadzwońmy do swojego wierzyciela, skontaktujmy się z nimi i ustalmy, co i kiedy będzie możliwe - mówił.
Jego zdaniem "wtedy nie będzie panicznych ruchów i nie urośnie ta kaskada długów niezapłaconych".
"95 procent życia odbywa się online"
Gościem programu był również Artur Kuczmowski, prawnik z kancelarii Thompson&Stein. Mówił on o sytuacji w Estonii w kontekście pandemii. - Estonia to jest kraj, w którym 95 procent życia odbywa się online. Jeżeli byśmy mieli sobie pomyśleć o kraju, który przygotowywał się przez ostatnie 20 lat na kryzys i na pracę zdalną, to właśnie będzie Estonia - powiedział.
Podkreślił, że "Estonia w 2005 roku jako pierwsze państwo wprowadziła głosowanie zdalne, polegające na tym, że jest to głosowanie elektroniczne przez internet". - W trakcie ostatnich wyborów 70 procent głosów zostało w ten sposób oddanych - dodał.
- Oprócz tego wszystkie urzędy, wszystkie kontakty z urzędnikami, odbywają się za pośrednictwem internetu. Jeżeli mielibyśmy sobie pomyśleć, że ktoś jest gotowy na to, żeby zamknąć administrację w takich kontaktach bezpośrednich z obywatelami, to jest właśnie Estonia - mówił.
Zaznaczył, że "urzędnicy są w stu procentach przygotowani do tego, żeby komunikować się online z obywatelami". - To nie jest tak, że urzędnicy muszą się teraz uczyć. Już od dłuższego czasu jest taka zasada, która jest zapisana w estońskim prawie, że urzędnik ma pięć dni od momentu otrzymania maila na odpowiedź obywatelowi. W ciągu tych pięciu dni, niezależnie od tego, na jaki adres mailowy wysyłamy zapytanie, trafi on zawsze do osoby, która faktycznie odpowiedzialna jest za tę sprawę. Ta osoba w ciągu tych pięciu dni musi odpowiedzieć i zająć stanowisko. Analogicznie dzieje się w trakcie udzielania teraz pomocy - tłumaczył.
Prawnik powiedział, że Estonia w 2001 roku powołała instytucję, która nazywa się Kredex. Wyjaśniał, że instytucja ta "ma za zadanie od samego początku wsparcie biznesów w ciężkich czasach".
Pytany, czy różnica wynika z faktu, że skala gospodarki jest zupełnie inna, odpowiedział: - Oczywiście tak. Ale jeżeli popatrzymy na sposób działania administracji estońskiej, to na wsparcie przedsiębiorców tak małej gospodarki Estonia przeznacza dwa miliardy euro, co jest nieprawdopodobne i jest to ciężko porównywalne do wsparcia, które mamy w tym momencie my.
"Przykre jest tylko to, że wnioski są tak skomplikowane, tak utrudnione"
W programie "Pomagajmy sobie - twoja praca" Elżbieta Pohl-Duczmal, współwłaścicielka hotelu Wieniawa, opowiadała, jak wygląda u niej sprawa pomocy od państwa.
- Od 13-14 marca, kiedy zamknęliśmy nasz hotel, naszą restaurację, niestety nic dalej w tym temacie się nie zmieniło, nadal jesteśmy zamknięci - mówiła. - Przez dwa tygodnie analizowaliśmy możliwości, które rząd nam zaproponował. Udało nam się wypełnić wnioski i wystąpiliśmy do PIP-u (Państwowej Inspekcji Pracy – red.) i do ZUS-u o możliwości dofinansowania przede wszystkim do wynagrodzeń - powiedziała.
Przyznała jednak, że na dzień dzisiejszy nie łapie się na pomoc, jeśli chodzi o składki ZUS. - Ponieważ okazało się, że mamy zatrudnionych powyżej 9 osób, osób, które są zgłoszone do ZUS-u - mówiła.
W drugim projekcie pakietu antykryzysowego znalazło się rozwiązanie polegające na objęciu większej liczby firm częściowym zwolnieniem ze składek ZUS. Dotyczyć ono będzie przedsiębiorstw zatrudniających od 10 do 49 osób.
Wyraziła nadzieję, że na rozszerzony pakiet już się załapie. - Jednak nie potrafię zrozumieć, dlaczego te składki ZUS są uzależnione od ilości pracowników. Powinny być one uważam adekwatne do spadku obrotu - zaznaczyła.
- Jeżeli w drugiej tarczy będzie jakaś zmiana, to na pewno będziemy to analizować. Przykre jest tylko to, że wnioski są tak skomplikowane, tak utrudnione, że bez wsparcia naszego doradcy prawnego i dobrych księgowych trudno byłoby samemu to przebrnąć - dodała.
Źródło: TVN24
Źródło zdjęcia głównego: TVN24