Ponad 250 próbek z wraku Tu-154m i gleby z miejsca katastrofy, które trafiły już do rąk polskich prokuratorów, są już w kraju. Zostały przetransportowane do Polski wojskowym samolotem. Wszystkie są nienaruszone. Sprawę powrotu samego wraku do Polski poruszył też w Brukseli Radosław Sikorski. Rozmawiał o tym z ministrem spraw zagranicznych Rosji Siergiejem Ławrowem.
"Podczas Rady NATO-Rosja w Brukseli ponownie poruszyłem potrzebę powrotu do Polski wraku TU-154. Także w rozmowach z S. Ławrowem i H. Clinton" - napisał na Twitterze szef MSZ Radosław Sikorski, który w Brukseli przebywał na szczycie NATO-Rosja.
Ministrowie rozmawiali na ten temat we wtorek w Brukseli przy okazji Rady NATO-Rosja. - Nie muszę tłumaczyć, jakie to dla nas ważne, więc jeszcze raz w rozmowie z ministrem Ławrowem domagałem się wypełnienia obietnicy (ówczesnego) prezydenta Rosji (Dmitrija) Miedwiediewa o zwrocie wraku. Niestety ponownie nie uzyskałem daty, co budzi nasze najwyższe niezadowolenie - powiedział z kolei polskim dziennikarzom w środę w Brukseli Sikorski.
Jak relacjonował, Ławrow udzielił standardowej odpowiedzi na jego pytanie, że wrak samolotu musi zostać w Rosji do czasu zakończenia rosyjskiego śledztwa.
Próbki odebrane
Wcześniej we wtorek przedstawiciel Wojskowej Prokuratury Okręgowej w Warszawie podpułkownik Karol Kopczyk informował, że odebrał w rosyjskim Komitecie Śledczym próbki pobrane na miejscu katastrofy w Smoleńsku. Ogółem jest ich 255. Wszystkie są nienaruszone, a w środę przewieziono je do Polski wojskowym samolotem transportowym CASA.
Kopczyk wyjaśnił, że polscy prokuratorzy wojskowi i biegli "nie mogli zabrać próbek i przewieźć do Polski bezpośrednio po wykonaniu czynności procesowych, gdyż zgodnie z obrotem prawnym wszystko musiało przejść przez Prokuraturę Generalną FR do Prokuratury Generalnej RP". - Były pobierane wymazy, była pobierana gleba z miejsca katastrofy - od pierwszego kontaktu maszyny z przeszkodami terenowymi do miejsca katastrofy. Materiał został zabezpieczony przez polskich biegłych, którzy uczestniczyli w tych czynnościach procesowych - przekazał ppłk Kopczyk.
Brzoza zapezpieczona
Prokurator podkreślił, że materiał dowodowy został przez niego sprawdzony. - Znajduje się w takim stanie, w jakim został zabezpieczony, tj. w kopertach bezpiecznych, w których został umieszczony przez polskich biegłych w mojej obecności. Również banderole znajdują się w nienaruszonej formie - dodał. Kopczyk poinformował, że "materiał dowodowy przez polskich biegłych był pobierany w podwójnej liczbie - jedna próbka na potrzeby polskiego śledztwa i jedna na potrzeby śledztwa prowadzonego przez Komitet Śledczy FR". Kopczyk podał także, iż brzoza z miejsca katastrofy również jest zabezpieczona. - Znajduje się w Komitecie Śledczym FR. Jest zabezpieczona w takiej formie, w jakiej prosiła strona polska. Miałem okazję widzieć ten dowód rzeczowy - powiedział.
Badania potrwają kilka miesięcy
Wcześniej o planie przewiezienia próbek do Polski informował rzecznik prasowy Naczelnej Prokuratury Wojskowej pułkownik Zbigniew Rzepa. Dodał, że po przetransportowaniu do Polski próbki trafią do Centralnego Laboratorium Kryminalistycznego Policji w Warszawie, gdzie rozpoczną się ich specjalistyczne, laboratoryjne badania; biegli szacują, że mogą one potrwać od kilku miesięcy do pół roku.
Płk Rzepa dodał, że prokurator Wojskowej Prokuratury Okręgowej w Warszawie, prowadzącej śledztwo dotyczące katastrofy smoleńskiej oraz biegły z Centralnego Laboratorium Kryminalistycznego Policji przebywają w Moskwie od niedzieli. - Zarówno wskazany prokurator, jak i biegły brali udział w pobieraniu oraz zabezpieczaniu tych próbek - podkreślił.
Doniesienia o trotylu W końcu października "Rzeczpospolita" napisała, że śledczy znaleźli na wraku samolotu Tu-154M w Smoleńsku ślady trotylu i nitrogliceryny.
Prokuratura wojskowa zaprzeczyła tym doniesieniom. Zaznaczyła tylko, że znalezione ślady - podczas trwającego od połowy września do połowy października pobytu biegłych w Smoleńsku - mogą oznaczać obecność tzw. substancji wysokoenergetycznych. Jak wtedy wyjaśniał szef warszawskiej WPO płk Ireneusz Szeląg, urządzenia wykorzystywane w Smoleńsku mogą w taki sam sposób sygnalizować obecność materiału wybuchowego, jak i innych związków np. pestycydów, rozpuszczalników i kosmetyków.
Dodał, że wielokrotnie sygnalizowały one możliwość wystąpienia związków chemicznych o budowie podobnej do materiałów wysokoenergetycznych, reagowały np. na namiot wykonany z PCV. - Urządzenia wykorzystywane są tylko do wstępnych, szybkich testów przesiewowych, wskazujących co najwyżej na możliwość wystąpienia związków chemicznych mogących być materiałem wysokoenergetycznym. Urządzenie wskazywało biegłym, że badany element powinien być zabezpieczony i poddany szczegółowym, profesjonalnym badaniom w laboratorium - mówił Szeląg.
Według prokuratury, dopiero badania laboratoryjne zabezpieczonych w Smoleńsku próbek będą mogły być podstawą do twierdzenia o istnieniu bądź nieistnieniu śladów materiałów wybuchowych - próbki te były zaplombowane i pozostawały w dyspozycji Komitetu Śledczego Federacji Rosyjskiej.
W połowie listopada prokuratura ujawniła, że urządzenia, używane przy badaniu wraku w Smoleńsku, reagowały w analogiczny sposób podczas badań znajdującego się w Mińsku Mazowieckim drugiego samolotu Tu-154M i podawały sygnały mogące wskazywać na obecność materiałów wysokoenergetycznych, w tym wybuchowych.
Autor: MAC/jk//bgr/kdj / Źródło: PAP
Źródło zdjęcia głównego: tvn24