- Nie lokowałem żadnych środków w produkty oferowane przez Amber Gold - zapewniał podczas wtorkowego przesłuchania przed komisją śledczą prezydent Gdańska Paweł Adamowicz. Dodał, że o istnieniu spółki dowiedział się z reklam w mediach.
- Chciałem bardzo wyraźnie podkreślić, że nie miałem żadnych kontaktów z Marcinem P. Nie zabiegałem o żadne kontakty z nim, nie odwiedziłem nigdy siedziby tej spółki, również nie lokowałem żadnych środków w produktach finansowych oferowanych przez tę firmę - zapewniał Adamowicz na wstępie przesłuchania.
Dodał, że "ze względu na powagę wysokiej komisji" nie chce komentować słów twórcy Amber Gold, jakie padły podczas jego czerwcowego przesłuchania. - Jestem prezydentem miasta blisko półmilionowego miasta, mam do dyspozycji aparat pracowniczy - Urząd Miejski o 1100 etatach - i na pewno nie muszę osobiście wchodzić w rolę kuriera. Mam do tego współpracowników - stwierdził.
"Pokrzywdzeni mieszkańcy, pokrzywdzony Gdańsk"
W trakcie wygłaszania słowa wstępnego Adamowicz zwracał też uwagę, że sprawa Amber Gold skrzywdziła wielu Polaków, w tym mieszkańców Gdańska. - Chcę bardzo wyraźnie podkreślić, że jestem bardzo zainteresowany w wyjaśnieniu wszystkich okoliczności, bo bardzo wielu Polaków zostało pokrzywdzonych, w tym pewnie największa grupa to byli moi mieszkańcy, mieszkańcy Gdańska - wskazywał.
- Pokrzywdzonym został też Gdańsk, dobra opinia o nim, wizerunek bez wątpienia został naruszony. Mówię to nie tylko jako prezydent Gdańska, ale też jako mieszkaniec miasta nad Bałtykiem i Motławą - dodał prezydent Gdańska.
Adamowicz: o Amber Gold dowiedziałem się z mediów
Adamowicz powiedział, że o Amber Gold dowiedział się z mediów i z reklam, podkreślił, że firma prowadziła "bardzo agresywną kampanię reklamową". - Tak jak każdy z obywateli Rzeczpospolitej z tych reklam dowiedziałem się, że jest taka firma, a dopiero po jakimś czasie dowiedziałem się, że ona jest firmą z siedzibą w Gdańsku - powiedział Adamowicz.
Joanna Kopcińska (PiS) dopytywała, kiedy świadek dowiedział się o umieszczeniu Amber Gold na liście ostrzeżeń Komisji Nadzoru Finansowego. - Dokładnie jak do opinii publicznej dotarły informacje o kłopotach tej firmy, czyli to było lato 2012 roku. Prawdopodobnie jak większość obywateli wtedy nie zaglądałem na stronę internetową KNF - powiedział prezydent Gdańska.
I dodał: - Pragnę zauważyć, że to Sejm RP mógł Amber Gold i inne parabanki ze SKOK-ami włącznie poddać kontroli KNF, a tego nie zrobił.
- Ja nie mam telefonu do ABW, do CBA czy do urzędu skarbowego, czy do KNF-u, nikt wtedy mnie nie ostrzegł, ani dzisiaj żaden urzędnik administracji rządowej mnie nie ostrzega o jakichś niebezpieczeństwach - powiedział Adamowicz.
Adamowicz: nie zabiegałem o kontakty z Marcinem P.
Kopcińska przywołała czerwcowe zeznania przed komisją twórcy Amber Gold Marcina P., w trakcie których powiedział, że politycy sami szukali z nim kontaktu i jednym z nich był "na pewno pan prezydent miasta Gdańska poprzez prezesa portu lotniczego w Gdańsku".
Adamowicz powiedział, że nie miał żadnych kontaktów z Marcinem P., ani nie zabiegał o żadne kontakty. - To jest nieprawda - podkreślił.
Przewodnicząca komisji Małgorzata Wassermann (PiS) zapytała świadka, kiedy dowiedział się o darowiznach od Amber Gold dla gdańskiego zoo. - Dowiedziałem się o tym latem 2012 roku - odpowiedział prezydent Gdańska.
Wassermann przytoczyła maila od pracownika Adamowicza z marca 2012 roku, w którym ten pisze do Katarzyny P.: "Miło mi zakomunikować pani, że prezydent miasta Gdańska wyraził zgodę na zorganizowanie przez państwa dni otwartych w zoo (...) Amber Gold w dniach 22-23 września, w każdej chwili jestem gotowy na spotkanie, aby omówić szczegóły". Wassermann zapytała świadka, na jakich warunkach Amber Gold miało zorganizować dni otwarte w gdańskim zoo oraz na co wyraził zgodę.
- Prezydentowi Gdańska podlega 500 różnych jednostek organizacyjnych, nie sądzę, jestem nawet pewien, aby każdy z dyrektorów tych jednostek zwracał się do mnie o opinię, a tym bardziej o zgodę na organizowanie na terenie szkół, przedszkoli, instytucji kultury, instytucji pomocy społecznej, a tym bardziej ogrodu zoologicznego imprez. Do tego zgoda czy wręcz wiedza prezydenta nie jest potrzebna (...). Nie znam tego e-maila, trudno mi się w tej sprawie wypowiedzieć - odparł Adamowicz.
- W zakresie moich obowiązków nie jest wnikanie w scenariusze, wykorzystanie przestrzeni ogrodu zoologicznego czy innych jednostek. (...) Nie znam tej sprawy - dodał.
Pełnomocnik Adamowicza zwrócił uwagę, że autor maila jest dyrektorem zoo.
"Moi pracownicy wnioskowali z kampanii reklamowej, że dysponuje dużymi środkami"
Szefowa komisji Małgorzata Wassermann (PiS) i Joanna Kopcińska (PiS) usiłowały się dowiedzieć od świadka, według jakiego klucza firma Amber Gold znalazła się na liście sponsorów filmu "Wałęsa. Człowiek z nadziei".
Adamowicz odpowiadał, że firma ta prawdopodobnie dlatego znalazła się na liście sponsorów filmu, bo "od wielu miesięcy prowadziła agresywną kampanię reklamową". - Dlatego zwrócono się o wsparcie filmu - powiedział.
- Nie zwrócono się, tylko pan się zwrócił - skomentowała Wassermann.
Joanna Kopcińska pytała, jak sprawdzono wiarygodność finansową Amber Gold. - Moi pracownicy wnioskowali z kampanii reklamowej, że dysponuje dużymi środkami - odpowiadał Adamowicz. Dodał, że trzeba rozróżnić wiedzę z roku 2011, 2012 i dzisiejszą, a w 2011 roku "nikt w Polsce nie miał jakiejkolwiek wiedzy" o strukturze finansowania Amber Gold.
Przekonywał też, że "nie jest rolą prezydenta Gdańska" weryfikowanie zdolności finansowej firm. On - jak mówił - po prostu zainteresował ileś firm wsparciem tej produkcji, bo polski budżet nie był w stanie wesprzeć filmu o Lechu Wałęsie.
"Nikogo nie prosiłem o konkretne kwoty"
Wassermann dopytywała, do jakich firm Adamowicz zwracał się zatem o wsparcie filmu. Prezydent Gdańska wymienił Lotos, Energę, ale pytany o prywatne, przypomniał sobie tylko Amber Gold.
- Nie weryfikował pan, do kogo pan występuje o prawie 4 miliony złotych? - pytała szefowa komisji.
- Nikogo nie prosiłem o konkretne kwoty - odpowiadał Adamowicz. - Zachęcałem do zainteresowania i na tym moja rola się skończyła.
Wassermann dopytywała, czy to moralne, żeby przestępca wspierał produkcję takiego filmu. Adamowicz zaprotestował, mówiąc, że gdyby Marcin P. był przestępcą, to by siedział w więzieniu. Szefowa komisji przypomniała, że Marcin P. miał już wtedy dziewięć wyroków.
Prezydent Gdańska pytany był także, czy po wybuchu afery Amber Gold ustalił, który z miejskich urzędników rekomendował tę konkretną firmę. Odpowiedział, że nie, bo miasto nie pośredniczyło w bezpośrednich kontaktach między producentami, a tym sponsorem.
W październiku 2012 roku firma Akson Studio, producent filmu "Wałęsa. Człowiek z nadziei" w reżyserii Andrzeja Wajdy ogłosiła, że zwróciła całą uzyskaną od spółki Amber Gold kwotę, czyli 3 miliony złotych netto wraz z należnym podatkiem VAT na konto podane przez syndyka masy upadłościowej Amber Gold.
Adamowicz: gdybym miał późniejszą wiedzę, to nie wychwalałbym Marcina P.
Przewodnicząca komisji śledczej Małgorzata Wassermann (PiS) podczas przesłuchania poruszyła temat konferencji z początku maja 2012 roku po tym, jak pojawiła się informacja, że Amber Gold sfinansuje film o Lechu Wałęsie. - Tej konferencji prasowej pan się chyba nie wyprze, że był uczestnikiem i tam wychwalał tę firmę - mówiła. Podczas tej konferencji prezydent Adamowicz mówił między innymi o tym, że Marcin P. to jest wspaniały, prężny przedsiębiorca, bardzo dobrze się rozwijający.
- Chcemy się dowiedzieć, czy pana służby informowały pana, z kim ma pan do czynienia, a jeśli nie, to w takim razie jak gdańszczanie mogą ufać, że inne ich sprawy są bezpieczne? - pytała szefowa komisji.
Adamowicz tłumaczył, że wspomniana konferencja odbyła się około miesiąc po tym, jak zaczęły funkcjonować tanie linie lotnicze OLT. - Proszę otworzyć media z tamtych miesięcy, wszyscy byli zachwyceni tym, że w tamtej sytuacji komunikacyjnej, gdzie nie było autostrady A1, kiedy z Gdańska do Warszawy jechało się sześć godzin pociągiem, kiedy nie było dogodnych połączeń między głównymi miastami w Polsce (...) i w tym momencie wchodzą tanie linie lotnicze - mówił świadek.
- W tej atmosferze ogólnego zainteresowania, można powiedzieć pewnego podniecenia, że wszedł krajowy, prywatny przewoźnik i oferuje tanie połączenia (...), w tej atmosferze, jak to na konferencji prasowej jest, chciałem w jakikolwiek sposób podziękować firmie, która chce pomóc przy produkcji filmu - tłumaczył.
- Ja mówiłem to w oparciu o wiedzę z wiosny 2012 roku, a kryzys linii lotniczych nastąpił kilka miesięcy później. Gdybym ja miał późniejszą wiedzę, tę z lipca, z sierpnia 2012 roku, to ta konferencja prasowa by się nie odbyła. Ja bym na niej nie był i bym nie mówił tego, co mówiłem - zapewniał.
"Rolą prezydenta miasta jest zarządzaniem miasta, a nie plotkami i życiem towarzyskim"
Adamowicz przekonywał też, że gdy miasto formułowało listy do pomorskich firm ws. wsparcia filmu o Wałęsie, "czy były inne zdarzenia, nikt w Polsce nie wiedział, kim był Marcin P.".
Do tych słów odniosła się Wassermann, która przytoczyła wypowiedź ówczesnego premiera Donalda Tuska, który na konferencji prasowej po wybuchu afery Amber Gold powiedział, że Amber Gold jest zarządzana przez podejrzanego człowieka i wiadomo o tym było od dawna na Pomorzu.
- Rolą prezydenta miasta jest zarządzaniem miasta, a nie plotkami i życiem towarzyskim - odparł jej świadek.
Wassermann odpowiedziała mu, że pewnie tak jest, ale "rzeczą niebywałą" jest, że prezydent miasta nie tylko prosi o pieniądze wielokrotnego przestępcę, ale też, jest to warunek robienia interesów w Gdańsku. Mówiąc te słowa powoływała się na wcześniejsze zeznania Marcina P.
W innej części przesłuchania Adamowicz mówił, że firmy sponsorują kulturę z różnych motywacji m.in. ze względów wizerunkowych. - Trudno mi powiedzieć, czym kierowało się kierownictwo Amber Gold, prawdopodobnie tym, o czym już wcześniej mówiliśmy, był to moment przygotowań wejścia OLT Express z liniami lotniczymi, a więc to mógł być jeden z wehikułów budowy wizerunku tej linii lotniczej - powiedział Adamowicz.
- Myśmy nie mieli w roku 2011 ani w 2012 w maju tej wiedzy o Amber Gold, a tym bardziej o OLT Express, którą mamy dzisiaj. Bo gdybyśmy mieli tę wiedzę zbliżoną, nie mówię taką samą, ale zbliżoną częściowo, ani nie byłoby tych umów, ani nie byłoby tych konferencji, ani tych rozmów. Życie w społeczeństwie pluralistycznym, demokratycznym państwie prawa opierającym się na zaufaniu jest obarczone naturalnym ryzykiem - podkreślał świadek.
"Dlatego każdy samorządowiec, ja również, jesteśmy żebrakami, my chodzimy i żebrzemy po firmach"
Prezydent Gdańska powiedział też, że miasto rocznie wysyła mnóstwo listów, odbywa się mnóstwo spotkań w sprawie pozyskania funduszy na sport czy kulturę. - To są działania rutynowe, powszechne, każdy, kto był chociaż raz samorządowcem, wie, jak ciężko jest znaleźć pieniądze na działalność sportową, kulturalną, jakich brakuje. Dlatego każdy samorządowiec, ja również, jesteśmy żebrakami, my chodzimy i żebrzemy po firmach (...) pieniądze na różne działania kulturalne i sportowe. Oczywiście jak to bywa w czasie żebrania, większość odmawia, niektórzy dosłownie odpowiadają - powiedział Adamowicz.
Dodał, że z drugiej strony do samorządów zgłaszają się stowarzyszenia, grupy dzielnicowe, kluby o dofinansowanie różnych działań sportowych, charytatywnych, społecznych. - To taka pompa ssąco-tłocząca, samorządowcy proszą, a następnie samorządowców prosi się o to samo tylko z innej strony (...). Nasza motywacja jest czysta, jasna, przejrzysta i tak też było z filmem "Wałęsa" - powiedział prezydent Gdańska.
Zdjęcie z otwarcia lotniska
W trakcie przesłuchania wiceszef komisji Marek Suski (PiS) pytał świadka między innymi o zdjęcie, na którym Adamowicz wraz częścią prominentnych pomorskich polityków PO oraz Lechem Wałęsą ciągną po płycie lotniska samolot OLT Jet Air (później OLT Express). Zdjęcie to zrobiono 12 grudnia 2011 roku podczas otwarcia lotniska w Gdańsku na Euro 2012.
- Tak to ja. A pan ponumerował ładnie (osoby na zdjęciu), świetne rozeznanie. Dobra robota operacyjna - stwierdził Adamowicz.
- Dziękuję za uznanie, w końcu jesteśmy komisją śledczą - odparł Suski.
- To są osoby, które ciągnęły samolot OLT na lotnisku, jeśli się pan tak odżegnuje od jakiegokolwiek wsparcia dla firm Marcina P., to zdjęcie pokazuje, że to wsparcie nie tylko pan, ale cała gdańska Platforma ciągnie ten samolot, jako promocja - kontynuował poseł PiS.
- Proszę zobaczyć jaka tu jest nazwa (na samolocie - red.), to bardzo ważne, to Jet Air. Wtedy nie było OLT Express - zauważył Adamowicz. Dodał, że zdjęcie to upublicznił w Sejmie polityk PiS Antoni Macierewicz, wskazując, iż był to samolot OLT Express, co - jak zaznaczył Adamowicz - było nieprawdą.
- Dopiero ten event został wypełniony treścią polityczną, propagandową od momentu wystąpienia posła Macierewicza w Sejmie. I o tym dobrze wiecie i pompujecie ten temat i chcecie wmówić Polakom, że to była jakaś reklama, to nieprawda, to czyste kłamstwo, to była zwykła uroczystość związana z oddaniem do użytku - przekonywał.
W dyskusję wtrącili się inni politycy PiS, który wskazali, że w tamtym okresie miała miejsce dwukrotna zmiana nazwy tych linii lotniczych, a w ich władzach był już Marcin P. - To była ta firma, dokładnie ta firma (OLT Express - red.) tylko po prostu zmieniała nazwę w międzyczasie - zaznaczyła szefowa komisji Małgorzata Wassermann (PiS).
"Sukces was irytuje"
Adamowicz zapewniał, że to nie była reklama OLT Express. - Nieprawdą jest i to mówię stanowczo, nie dam sobie wmówić, i wmówić opinii publicznej, że to była reklama. To nie była żadna reklama, to było fetowanie wielkiej inwestycji, sukcesu Portu Lotniczego Lecha Wałęsy - podkreślał Adamowicz. - Sukces was irytuje, wiem, bo lepiej, żeby Polska była w ruinie. Myśmy Gdańsk i Pomorze pięknie zbudowali i uczestniczyliśmy w radosnej imprezie - mówił.
I dodał: - Organizatorem tej uroczystości był zarząd lotniska w Gdańsku i przygotował tę formę uczczenia pięciu inwestycji o wartości 80 milionów złotych współfinansowanych z UE - kontynuował prezydent Gdańska.
Wassermann dopytywała jednak, kto zdecydował o tym, że to właśnie ta firma uzyska taką reklamę, i że to właśnie ten samolot samorządowcy będą ciągnąć. - To prezydent lotniska dokonał wyboru - odparł świadek.
Dodał, że nie miał świadomości, jak będzie wyglądać ta uroczystość. - Nie sądzę, że jak idziemy na imieniny do cioci, czy jakąkolwiek imprezę, pytamy gospodarzy: "A na czym to będzie polegać?" - mówił Adamowicz.
- Ja nie tyle byłabym zaskoczona, co wyciągnęłabym konsekwencje w stosunku do podległych mi służb, gdybym przyszła na uroczystość otwarcia, a ktoś z zaskoczenia ubrałby mnie w taką pelerynę i kazał ciągnąć oszusta, a moje służby nie dowiedziały się, na czym będzie to polegało, kto będzie w tym uczestniczył i co będziemy robić. Tym się różnimy - ucięła Wassermann.
Pytania o Michała Tuska
Podczas przesłuchania poseł Kukiz'15 Tomasz Rzymkowski pytał z kolei świadka, czy zna on Michała Tuska, syna byłego premiera Donalda Tuska. - Znam go w sposób nieznaczny - odpowiedział Adamowicz. - W sposób nieznaczny, to znaczy, że w życiu rozmawiałem z nim może z 10 razy. Nie byłem u niego na imieninach, ani na ślubie, czy chrzcie, nie zaprosił mnie, a szkoda - odparł świadek.
Adamowicz tłumaczył ponadto, że po raz ostatni z Michałem Tuskiem rozmawiał ponad roku temu. Dodał też, że w marcu 2012 roku nie miał wiedzy o tym, że Michał Tusk został zatrudniony przez Marcina P. w OLT Express.
- Nie posiadałem tej wiedzy, dowiedziałem się o tym wiele miesięcy później, jak media zaczęły interesować się, gdzie Michał Tusk pracuje. Mnie to nie interesuje, gdzie kto pracuje, mam poważniejsze zadania w mieście, niż interesowanie się cudzym życiem - wskazał.
Przesłuchanie Adamowicza zakończyło się ok. godz. 15.
Autor: JZ,pk//now / Źródło: PAP
Źródło zdjęcia głównego: PAP/Tomasz Gzell