Śledczy szukają odpowiedzi na pytanie, kto ostrzegł Andrzeja Leppera. Nie wie tego nawet szef CBA Mariusz Kamiński. "Dziennik" ujawnia kolejne kulisy tajnej operacji.
"Dziennik" dotarł do kolejnych szczegółów operacji Centralnego Biura Antykorupcyjnego. W czwartek - na dzień przed rozpoczęciem akcji CBA - premier Kaczyński odbył długą rozmowę z Andrzejem Lepperem. Ani słowem nie wspomniał o planowanej akcji, choć podczas spotkania padło nazwisko Piotra Ryby, jednego z głównych podejrzanych w całej sprawie. Kaczyńskiemu i Lepperowi w rozmowie towarzyszył wicepremier Przemysław Gosiewski.
Lepper mówił, że chce umieścić Rybę w radzie nadzorczej TVP. Premier miał wtedy zapytać Gosiewskiego, co się dzieje z tą sprawą. Gosiewski miał odpowiedzieć, że Ryba ma coś nieczystego w życiorysie. "Wszystko wyjaśni się w ciągu dwóch dni" - zapewnił.
Następnego dnia zaczęła się akcja CBA. Agenci byli przekonani, że do Leppera trafi łapówka za odrolnienie działki na Mazurach. Funkcjonariusze podający się za biznesmenów chcieli przekazać 3 mln zł Rybie i jego wspólnikowi. Teczka z pieniędzmi miała być śledzona. CBA liczyło, że wyląduje w gabinecie Leppera. Wtedy wicepremier miał zostać zatrzymany. Jednak operacja spaliła na panewce. W ostatniej chwili ktoś ostrzegł lidera Samoobrony.
Sprawcy przecieku poszukuje teraz prokuratura. "To są nowe Starachowice" - mówi źródło gazety w prokuraturze. W aferze starachowickiej samorządowcy z SLD współpracujący z gangsterami zostali ostrzeżeni przez urzędników MSWiA oraz posłów.
Ostrzeżenia dostali też Ryba i jego wspólnik, ale zostali zatrzymani przez CBA. Rybę zatrzymano na Okęciu tuż przed odlotem samolotu, którym zamierzał wyjechać z delegacją Ministerstwa Budownictwa do Chin.
Źródło: Dziennik