Reporterka TVN24 dotarła do Anny, kobiety która cztery lata temu przez pięć dni pracowała w domu opieki w Radości. - Nie wytrzymałam tego, co tutaj się działo - wspomina. Według niej, już wtedy dochodziło tam do maltretowania starych i bezbronnych kobiet.
Wczoraj dziennik "Polska" ujawnił filmy nakręcone telefonem komórkowym przez byłego pracownika ośrodka, Łukasza K. Na filmie widać m.in. jak opiekunki biją i wyzywają starszą kobietę.
Dziś TVN24 dotarł do byłej pracownicy domu opieki w Radości - Anny, która potwierdza szokujące relacje Łukasza K. Podaje też nowe szczegóły drastycznych praktyk, jakie wobec pensjonariuszek stosowały opiekunki.
Annę skierowano do ośrodka, gdy jako bezrobotna zarejestrowała się w Urzędzie Pracy. W domu opieki - jak mówi - wytrzymała tylko pięć dni. - Kobiety były bite, na siłę karmione (np. wlewanie wrzącej zupy do ust), wyszydzane, na noc zamykano je w pokoju na klucz - to była jedna wielka makabra - opowiada kobieta. I zaznacza, że w pamięci szczególnie utkwiła jej m.in. dramatyczna sytuacja, gdy podczas dużego mrozu, kazano jej kąpać jedną z pensjonariuszek przy otwartym oknie. - Ta kobieta zemdlała, ale nie wezwano pogotowia, tylko położono ją na łóżku. Opiekunki jeszcze wyśmiewały się, że ta kobieta umiera i następne miejsce będzie wolne - wspomina Anna. I ocenia: Te opiekunki były siebie warte.
Jak powiedziała w TVN24, wczorajsze informacje na temat sytuacji w ośrodku, uświadomiły jej, że "tam nic się nie zmieniło pod tym względem". - Nie było żadnego współczucia. Kiedy przychodziły rodziny wszystko wyglądało pięknie, idealnie. Ten dom jest czysty, sterylny, przy rodzinach dbano o nie, np. czesano im włosy - twierdzi była pracownica. mówiła Anna. - Ale - według jej relacji - kiedy rodziny zamykały za sobą drzwi "zaczynało się...".
Według Anny, kobiety w lepszym stanie, mniej chore - traktowano lepiej, a te bardziej chore, niedołężne – maltretowano. - Kobiety nigdy się nie skarżyły, nie odzywały się, bały się, były zastraszone - opowiadała Anna. Przypomina sobie taką historię, jak jedna z pensjonariuszek nie odzywała się rzekomo przez parę lat. - Kiedy ją karmiłam i głaskałam, nagle powiedziała do mnie "córciu", a ja zdziwiłam się, że ona w ogóle mówi - opowiadała.
Przekonywała także, że w ciągu dnia kobiety leżały, nikt nie wychodził z nimi na spacer. - Oszczędzano na czym się dało - podkreślała. Twierdzi też, że pensjonariuszki karmiono odpadami – gotowano zupę z korpusów drobiowych, w której było trochę skóry i resztki mięsa, a do tego ziemniaki. Była pracownica mówi, że brzydziła się to zjeść, a kiedy postanowiła odejść starano się ją oczernić, "że im wszystko wyjadała".
Jak powiedziała, odeszła, bo nie mogła dłużej patrzeć na cierpienie tych kobiet i na to, jak są traktowane. O sytuacji w ośrodku poinformowała prezes fundacji "Betania". Twierdzi, że została wyśmiana. I dodaje, że nikomu więcej o tym nie mówiła, bo nie miała żadnych dowodów. - Wiedziałam, że nikt mi w to nie uwierzy, więc po prostu odeszłam i starałam się to wymazać z pamięci - przyznała Anna. Tymczasem ośrodek fundacji „Betania” opuściły trzy kolejne osoby – poinformowała pełnomocniczka fundacji Elżbieta Goszczycka, która dodała, że "fundacja zrobi wszystko, żeby śledztwo doprowadziło do winnych i żeby zostali ukarani".
W ośrodku w Radości pozostało 16 osób.
Trwa również wyjaśnianie kwestii, czy „Betania” miała prawo przyjmować starsze osoby pod swój dach. Rzecznik wojewody mazowieckiego Maciej Wewiór powiedział, że trwa procedura zmierzająca do ukarania kierujących domem pomocy społecznej grzywną w wysokości 10 tys. zł w związku z podejrzeniem, że uchylano się od obowiązku rejestracji działalności w urzędzie wojewódzkim.
Fundacja prowadzi własne dochodzenie. W przeszłości nie było doniesień o nieprawidłowościach.
Kierowniczka palcówki zaprzecza, że dochodziło do maltretowania starszych kobiet.
Źródło: TVN24, PAP
Źródło zdjęcia głównego: TVN24