Straż pożarna zakończyła gaszenie gospodarstwa agroturystycznego Tatarska Jurta w Kruszynianach. W poniedziałek w nocy wybuchł tam pożar, straty oszacowano na półtora miliona złotych. - Wszystko spłonęło, nic nie zostało - mówiła właścicielka Dżenneta Bogdanowicz.
Dyżurny operacyjny Komendy Wojewódzkiej PSP w Białymstoku młodszy brygadier Grzegorz Hołubowicz powiedział we wtorkowe popołudnie, że na miejscu pozostał już tylko jeden zastęp straży pożarnej, który monitoruje miejsce rozbiórki podczas wywożenia zgliszczy.
Przyczyna? "Nic nie wiemy"
- Nic na razie nie wiemy o wstępnej przyczynie, będzie to badała policja przy pomocy osób i biegłych z zakresu pożarnictwa (...) my, szczerze mówiąc, patrząc na rozmiar tego pożaru, jesteśmy zadowoleni z tego, że tam nikt nie ucierpiał, nie został ranny, nie zginął, a wiadomo, że to był obiekt nie tylko gastronomiczny, ale również i hotelowy - powiedział mł. bryg. Hołubowicz.
- Niestety, ze względu na drewnianą konstrukcję obiektu i pokrycie dachowe również z drewnianego gontu pożar bardzo szybko rozprzestrzeniał się po całym obiekcie - powiedział dowodzący akcją gaśniczą w Kruszynianach bryg. Dariusz Łukaszewicz z Komendy Powiatowej PSP w Sokółce.
Pożar wybuchł w poniedziałek przed godziną 23. W nocy z ogniem walczyło 21 zastępów straży pożarnej. Zastępca dyżurnego operacyjnego asp. Tymoteusz Kęska z białostockiej straży pożarnej poinformował, że mieszkańcy oraz turyści sami zdążyli się ewakuować. Nikt nie odniósł obrażeń.
Jak przekazali strażacy, spaliła się cała konstrukcja dachowa budynku o wymiarach 25 na 10 metrów.
"Wszystko spłonęło"
Właścicielka Tatarskiej Jurty Dżenneta Bogdanowicz powiedziała TVN24, że "trudno jej uwierzyć w to, co się stało". Bogdanowicz poinformowała, że ogień wybuchł, gdy kładli się już spać. Jej zdaniem "ogień najpierw zajął się przy kominie starej części budynku przy kotłowni".
- To musiała być przyczyna techniczna - powiedziała Bogdanowicz. - U nas się nie pali papierosów w pokojach, my też jesteśmy niepalący, a goście, którzy są u nas, nie palą przy stolikach. Jest jedno miejsce, gdzie mogą palić papierosy, więc na pewno to nie było zaprószenie, na sto procent - stwierdziła Bogdanowicz.
- Wszystko spłonęło, nic nie zostało, nic, pusto będzie, to są zgliszcza, źle jest, ja nic nie mam - mówiła, płacząc. Właścicielka dodała, że spłonęły ich rzeczy osobiste, tatarskie pamiątki, albumy, stroje, tatarskie buńczuki.
1,5 miliona złotych strat
Właścicielka, która wraz z mężem i dziećmi prowadzi gospodarstwo agroturystyczne w Kruszynianach dodała, że posiadłość była ubezpieczona i na pewno rodzina będzie chciała ją odbudować, choć jak podkreśliła, w tej chwili została z mężem bez niczego.
- My bierzemy się do roboty, musimy nakarmić naszych gości, przecież oni przyjadą, niektórzy nie będą wiedzieli o tym, że tutaj stała się taka tragedia. Będziemy gotować na zewnątrz - zapowiedziała Dżenneta Bogdanowicz.
Pomoc już zaoferowała Muzułmańska Gmina Wyznaniowa. Jej przedstawiciele poinformowali, że czasowo nieodpłatnie wynajmą poszkodowanym teren i budynek Centrum Edukacji i Kultury Muzułmańskiej, które znajdują się nieopodal Tatarskiej Jurty.
Dyżurny operacyjny Wojewódzkiej PSP kpt. Antoni Ryszczyk powiedział, że w ocenie dowódcy akcji szacowane straty po pożarze to 1,5 miliona złotych.
Społeczność polskich Tatarów
Kruszyniany są ważnym miejscem dla liczącej około trzy tysiące osób społeczności polskich Tatarów. Znajduje się tam jeden z trzech muzułmańskich cmentarzy w Polsce. W wiosce znajduje się meczet zbudowany w XVIII w. Tatarska Jurta, w której znajdowały się pamiątki polskich Tatarów, to miejsce znane i chętnie odwiedzane przez turystów.
Tatarzy żyją w Kruszynianach od 1679 r. - zamieszkali tam za sprawą króla Jana III Sobieskiego. Dziś we wsi mieszka 30 rodzin, w tym cztery tatarskie. Gmina muzułmańska liczy około 100 Tatarów, przy czym są to osoby także spoza Kruszynian.
Autor: js, mm/mtom/adso / Źródło: PAP, TVN24