Tu leżą moi koledzy, którzy byli z różnych ugrupowań. Tu leżą Żydzi, i bezwyznaniowi, i komuniści. Kiedy przyszła chwila wybuchu powstania, byliśmy razem. Niech ta tradycja bycia razem zostanie w Warszawie - apelowała w sobotę uczestniczka Powstania Warszawskiego Wanda Traczyk-Stawska podczas uroczystości zasadzenia drzewa w miejscu budowy izby pamięci na warszawskiej Woli.
W sobotę w parku Powstańców Warszawy na warszawskiej Woli odbyła się uroczystość zasadzenia drzewa, w którego korzeniach wkopano akt erekcyjny izby pamięci. Izba, która ma powstać w tym miejscu, będzie upamiętniała powstańcze losy cywilnej ludności Warszawy, w tym zbrodnie okupanta na Woli. Głos w trakcie uroczystości zabrała uczestniczka Powstania Warszawskiego Wanda Traczyk-Stawska, ps. Pączek. Budowa izby pamięci to inicjatywa jej i kierowanego przez nią Społecznego Komitetu ds. Cmentarza Powstańców Warszawy.
- Cmentarz nie opowie o sobie bez Izby Pamięci, bo my umieramy. My – póki jeszcze jesteśmy – możemy jedynie zostawić pamięć o naszych kolegach, o ludności cywilnej, z którą mieliśmy to szczęście być w powstaniu – powiedziała. Traczyk-Stawska dodała, że park "musi być szczególnie piękny", bo będzie on mówił: "nigdy więcej wojny".
"Wojna jest najohydniejszą rzeczą, jaka się może ludziom przydarzyć"
- Powstanie dlatego trwało 63 dni, że ludność cywilna o tym zdecydowała. Pierwszego dnia nie zdobyliśmy żadnego obiektu strategicznego. Byliśmy skrwawieni, rozproszeni, przerażeni. I ta ludność opatrywała nas, poiła, karmiła, ale przede wszystkim pokazała nam, którędy pójść, żeby wygrywać - opowiadała przewodnicząca Społecznego Komitetu ds. Cmentarza Powstańców Warszawy i inicjatorka budowy izby pamięci. - Oni cały czas, do ostatniego tchu, byli z nami, choć czasem się buntowali – podkreśliła
- Powiem na koniec to, co jest dla mnie najpiękniejsze, chociaż wojna jest najohydniejszą rzeczą, jaka się może ludziom przydarzyć. Że kiedy my, pobite wojsko, kapitulując, mając w sercach świadomość tego, że zdradzamy tych, co polegli, bo oni nas osłaniali (...), zrozpaczeni, załamani szliśmy świadomi tego do niewoli, że zdradzamy, że powinniśmy byli walczyć do końca. Szliśmy przerażeni tym, że Warszawa tak wygląda, że powstanie się nie udało. I wtedy ludność cywilna - mówię to, co widziałam, co przeżyłam - stała wzdłuż Alei Jerozolimskich. (...) Kiedy my szliśmy załamani, bojąc się podnieść głowę i spojrzeć na tych ludzi, oni płakali i wołali: dzieci nasze idą - opisywała.
Mówiła, że "matki, które stały i wypatrywały swoich dzieci w naszych szeregach, mimo że prowadzili nas żołnierze Wermachtu pod bronią (...), wbiegały w szeregi, przytulały swoje dziecko, całowały, kreśliły na czole krzyżyk, coś tam zawsze dały, rękawiczki, szalik".
- A jak nie zobaczyły swojego dziecka, to do tych najmniejszych (podchodziły - red.). Ja nie byłam najmłodsza, bo miałam przecież 17 lat, ale też dostałam takiego całusa - dodała.
Traczyk-Stawska: niech tradycja bycia razem zostanie w Warszawie
- Proszę Was, pamiętajcie o tych, którzy tu leżą. Pamiętajcie, bo to jest wasza największa duma, że są tacy właśnie warszawiacy - apelowała Traczyk-Stawska.
Powiedziała, że "dzisiaj jest dzień, kiedy spełniło się wielkie marzenie - że będzie izba pamięci". - Bo ten cmentarz sam o sobie by nie opowiedział - dodała.
- Dlatego też do całej ludności, do wszystkich, którzy mają świadomość wartości tego miejsca, proszę: pomóżcie, żeby ta izba pamięci powstała jak najszybciej - mówiła Traczyk-Stawska. - Pana prezydenta Warszawy (Rafała Trzaskowskiego-red.) proszę, żeby była wyposażona kosztem miasta, ale także pana wojewodę (Konstantego Radziwiłła-red.) proszę o to, bo musimy (być) razem. Nigdy więcej osobno, bo tu leżą moi koledzy, którzy byli z różnych ugrupowań. Tu leżą Żydzi, i bezwyznaniowi, i komuniści, bo kiedy przyszła chwila wybuchu powstania, byliśmy razem. I trwaliśmy 63 dni razem - podkreśliła.
- Niech ta tradycja (bycia) razem zostanie w Warszawie, żebyśmy razem umieli dbać o to cudowne miasto i o ten skarb, którym jest ten cmentarz - zaapelowała Traczyk-Stawska.
Źródło: TVN24, PAP