|

"Powstanie nie było misją samobójczą. Przeciwnie. Mój ojciec chciał żyć. Za wszelką cenę"

Ze zbiorów Leona Najberga
Ze zbiorów Leona Najberga
Źródło: Archiwum rodzinne

Był jednym z ostatnich powstańców getta warszawskiego. Jeszcze kilka miesięcy po jego upadku, ukrywał się z innymi w schronach i jego zrujnowanych kamienicach. Getto zostało zrównane z ziemią przez Niemców.

Artykuł dostępny w subskrypcji

Artykuł ukazał się pierwotnie 16 kwietnia 2023 r. Przypominamy go w 82. rocznicę wybuchu powstania w getcie warszawskim.

To, co widział i czego doświadczył, spisał na gorąco. Miał zaledwie siedemnaście lat. Był jednym z nielicznych, którym udało się przeżyć.

Leon Najberg wydał swoje wspomnienia: "Ostatni powstańcy getta". To jedno z niewielu świadectw dokumentujących życie ocaleńców w ruinach spacyfikowanej dzielnicy. Zmarł w 2009 roku w Izraelu.

Jego dzieci i wnuków wysłuchał w cyklu "Rozmowy polsko-niepolskie" Jacek Tacik. W ich domu, w Tel Awiwie.

Shmuel Naiberg, syn: Na początku kwietnia 1943 roku wiedział, że coś się szykuje w getcie. Postanowił do niego wrócić. Zdążył na powstanie, ale nie dostał broni. Po prostu jej nie było. Jak zapisał w swoim pamiętniku, udało mu się po jakimś czasie załatwić pistolet. Mógł się w końcu bić z Niemcami.

Gil Shiff, wnuk: Napisał do mnie list, gdy pojechałem z klasą na wycieczkę do Polski. Odwiedzaliśmy obozy śmierci. Opisał w nim swój pobyt w getcie. Zawarł kilka uwag, istotnych myśli, którymi chciał się ze mną podzielić.

Zacytuję: "Ludzie to dobre istoty".

NAJBERG_2
Gil Shiff o swoim dziadku
Źródło: TVN24

Mimo tego, przez co musiał przejść podczas wojny - Holokaust, getto - nigdy nie stracił wiary w ludzi.

Napisał jeszcze: "Musimy wytrwać w walce z faszyzmem, totalitarnymi reżimami i walczyć o demokrację. Także w naszym kraju. W Izraelu. I o pokój… pokój z naszymi sąsiadami, bo brak wojen to gwarancja naszego istnienia. Nigdy więcej Holokaustu".

Shmuel Naiberg, syn: Powstanie w getcie nie było misją samobójczą. Przeciwnie. Mój ojciec chciał żyć. Za wszelką cenę. Żeby móc później opowiedzieć innym, czym był Holokaust, czym było życie w getcie i czym był zbrojny opór przeciw Niemcom.

Robił wszystko, żeby uniknąć zesłania do obozu. Auschwitz oznaczało śmierć. Stamtąd nikt już nie wracał. Trzykrotnie udało mu się zbiec z Umschlagplatz. Znał Mordechaja Anielewicza, przywódcę powstania w getcie warszawskim. Napisał o nim w pamiętniku.

Ze zbiorów Leona Najberga
Ze zbiorów Leona Najberga
Źródło: Archiwum rodzinne

Gil Shiff, wnuk: Musiał wiedzieć, że nie uda się wygrać z Niemcami. Powstanie było skazane na klęskę, a mimo to postanowił wziąć w nim udział. Jestem dumny, że mój dziadek był częścią tej małej zbrojnej grupy, która sprzeciwiła się nazistom. Dziadek był świadomy, że pisze historię. Dla kolejnych pokoleń.

Zachował swoją godność.

Dor Naiberg, wnuk: Jeżeli miałbym opowiedzieć tylko jedną historię z życia mojego dziadka w getcie warszawskim, byłaby to scena, której był świadkiem 26 maja 1943 roku. Napisał o niej w swoim pamiętniku.

Obserwował polskich policjantów i niemieckich oficerów ciągnących za sobą Żydów w grupach pięcioosobowych. Polacy do nich strzelali. Niemcy sprawdzali, czy celnie. A na wszelki wypadek, żeby mieć pewność, że nie żyją, oddawali jeszcze po kilka strzałów. W głowę.

I zaraz po tym druga scena, której świadkiem był dziadek. Duży śmietnik ustawiony przy ulicy, która dzisiaj znajduje się zaledwie sześćset metrów od muzeum POLIN. I kwilenie dziecka. Dziadek zajrzał do środka. A tam - czterdzieści dwa ciała. Płacz stawał się coraz bardziej wyraźny. Dziadek zauważył poruszającą się nogę przygniecioną przez ciężkie ludzkie korpusy. Złapał za nią. Wydobył ciało pięcioletniej dziewczynki. A za nim - kolejne, należące do dziesięciolatki. Żyły. Były zdrowe.

Ze zbiorów Leona Najberga
Ze zbiorów Leona Najberga
Źródło: Archiwum rodzinne

Ich matka, przed tym, gdy zostały złapane przez Niemców, kazała im upaść od razu po strzale i się nie ruszać. Miały udawać trupy. I tak zrobiły. Były pokryte krwią matki, która ochroniła je własnym ciałem.

Mój dziadek napisał dwie ciekawe rzeczy: że musi zrobić wszystko, żeby przeżyć, i że musi zapamiętać jak najwięcej szczegółów, żeby wszystko - już po wojnie - z jak największą precyzją opowiedzieć innym.

Shmuel Naiberg, syn: Nie wiem, dlaczego ojciec postanowił wrócić do getta. Nigdy o tym nie napisał w pamiętniku. A cokolwiek o nim wiemy, pochodzi właśnie z jego zapisków. Czasami coś nam jeszcze mówił - o przeszłości, wojnie, getcie, ale bez szczegółów. A my zresztą nie dopytywaliśmy.

NAJBERG_01
Shmuel Naiberg o swoim ojcu
Źródło: TVN24

Wydaje mi się, że jako dzieci nie chcieliśmy słuchać o okropnościach Holokaustu. Ojciec nie za bardzo chciał o nich opowiadać. To była trauma. Jeżeli już mówił, na przykład podczas spotkań z uczniami w szkołach lub żołnierzami, robił to jakby z dystansem, w taki sposób, jakby go to nie dotyczyło, jakby opowiadał o losach kogoś zupełnie mu obcego i obojętnego.

Po prostu nie dzielił się swoimi odczuciami. Pokazywał fakty. To była jego forma obrony przed przeszłością. A jednak… zawsze to odchorowywał. Potrzebował kilku długich dni, żeby dojść do siebie.

Dor Naiberg, wnuk: Gdy dziadek zmarł, miałem może z dziesięć lat. Za mało, żeby na poważnie zainteresować się historią, żeby mieć swoje przemyślenia, swoje istotne pytania, żeby umieć je zadać. Pamiętam, że kiedyś odwiedził moją szkołę i był na naszej lekcji. Opowiadał o przeszłości, o sobie. Niesamowita historia. Trudna do wyobrażenia. I żałuję, że nie mogłem z nim porozmawiać już jako dorosła osoba. Tak wiele pytań. Ale jedno nasuwa się samo przez się: Jak? Jak to możliwe, że piętnastoletni chłopiec, sam jak palec, umierający z głodu, przeżył wojnę, nie zginął, dał radę?

Shmuel Naiberg, syn: Ojciec trafił do warszawskiego getta ze swoją matką, siostrą i bratem oraz ojcem. Starszy syn był w polskiej armii. Dostał się do niemieckiej niewoli. Nie miał szans. Został zamordowany, ale rodzina - nie mając o nim żadnych wieści - liczyła, że przeżył i że w końcu wróci do Warszawy. Stąd - mimo że moja rodzina miała możliwość wyjazdu do Rosji - postanowiła zostać w Polsce.

Ze zbiorów Leona Najberga
Ze zbiorów Leona Najberga
Źródło: Archiwum rodzinne

Mój dziadek był właścicielem sklepu z galanterię metalową. Ojciec chodził do niego. Zbierał jakieś rzeczy, próbował je sprzedawać, a za zarobione pieniądze kupował jedzenie. Po aryjskiej stronie. Z czasem jego matka, siostra i młodszy brat opuścili warszawskie getto i przenieśli się do mniejszego getta. Mój ojciec został sam w Warszawie. Zatrzymany przez Niemców trafił na Umschlagplatz, a stamtąd do fabryki Opla. Robił auta dla nazistów. Poznał tam Stefana Millera. Nazywał go kapitanem Millerem. Należał do polskiego podziemia. To istotna osoba w jego życiu, bo po ucieczce z getta - już po powstaniu - pomógł mu znaleźć schronienie.

Michaela Shiff, córka: Mój ojciec trafił do rodziny Szczypiorskich. Kapitan Miller ukrywał u siebie w domu dwóch Żydów.

Shmuel Naiberg, syn: Ojciec był w getcie do końca września. Spędził w nim sześć miesięcy. Niemcy spalili je doszczętnie. Zburzyli kamienice. Ojciec - skacząc przez mur na aryjską stronę - zderzył się z dwoma obrazami człowieka: dobrym i złym. Złapał go polski policjant. Zagroził, że wyda go Niemcom, jeśli nie zapłaci. Ojciec nie miał żadnego wyboru. Z drugiej jednak strony spotkał się z kapitanem Millerem, który okazał mu nie tylko współczucie, ale i pomoc.

Michaela Shiff, córka: Ojciec dostał od mojej matki diament, który mam teraz w pierścionku.

Rodzina Szczypiorskich - poza Aleksandrem Szczypiorskim - nie miała pojęcia, że schronił się u nich Żyd. Ojciec ukrywał się u nich przez wiele długich miesięcy. Gdy Szczypiorskim zaczęło brakować pieniędzy na jedzenie, ojciec dał im diament. Już po wojnie, gdy się spotkali, Aleksander Szczypiorski oddał mojemu ojcu drogocenny kamień, bo - jak to ujął - rozumiał, że była to jedyna rodzinna pamiątka. Dostałam go od matki, która zastrzegła, że mam go nosić zawsze przy sobie. Nie zgodziła się, żeby leżał w sejfie. Stąd… mam go na palcu. Jest w tym pierścionku. I tak już kilkadziesiąt lat. Zawsze ze mną.

NAJBERG_3
Michaela Shiff o swoim ojcu
Źródło: TVN24

Shmuel Naiberg, syn: Ojciec wyjechał z Polski do Izraela chyba w ostatnim możliwym momencie, bo pod koniec 1949 roku.

Michaela Shiff, córka: Przyjechał bez żony. Sam. Miał rodzinę w Izraelu. Pomogła mu się urządzić. Od razu zapisał się na studia. No i zaciągnął się do armii. Walczył na Synaju w wojnie sześciodniowej.

Shmuel Naiberg, syn: Liceum skończył jeszcze w Polsce. Razem z moją matką. I razem zaczęli tam studia, ale po wyjeździe do Izraela tylko ojciec kontynuował naukę. Matka zajęła się domem i dziećmi.

Ojciec - już po wojnie - pomagał kapitanowi Millerowi i rodzinie Szczypiorskich. Z początku nie było możliwości wysyłania pieniędzy. Z powodu ZSRR i żelaznej kurtyny. Dlatego ojciec przynajmniej raz w roku kupował skrzynie pomarańczy - płacąc w banku PKO BP - które na statkach docierały do Polski.

I kapitan Miller, i rodzina Szczypiorskich sprzedawali je na targu. Zarobione pieniądze przeznaczali na życie.

Ze zbiorów Leona Najberga
Ze zbiorów Leona Najberga
Źródło: Archiwum rodzinne

Gil Shiff, wnuk: Jestem już trzecim pokoleniem. Ostatnim, które miało szczęście poznać bohaterów powstania w getcie warszawskim. Następne będzie się uczyć o tamtych czasach już tylko z podręczników do historii i filmów dokumentalnych. Mam troje dzieci. Tylko jedno z nich zobaczyło mojego dziadka, a jego pradziadka na chwilę przed śmiercią.

To nasz obowiązek, żeby historię przekazywać dalej, żeby kolejne pokolenia nie zapomniały o Holokauście.

Michaela Shiff, córka: Największym sukcesem mojego ojca była rodzina. Miał troje dzieci. Każde poszło na uniwersytet. Zresztą zawsze powtarzał, że najważniejsza jest nauka. Nie ma niczego ważniejszego. Ach, no i doczekał się jedenastu wnuków. Także wykształconych. Dumnych z niego. Z nadzieją patrzących w przyszłość.

Czytaj także: