W sierpniu oddział ginekologiczno-położniczy Ośrodka Szpitalnego im. M. Madurowicza w Łodzi może stracić 60 procent specjalistów. Lekarze złożyli wypowiedzenia w proteście przeciwko zbyt niskim wynagrodzeniom i złym warunkom pracy i leczenia. W placówce brakuje nowoczesnego sprzętu USG i operacyjnego, nowoczesnej infrastruktury, a nawet gazu znieczulającego, który jest już standardem.
Ginekolodzy położnicy ze szpitala im. Madurowicza o odejściu poinformowali pod koniec kwietnia, więc trzymiesięczny okres wypowiedzenia upływa im z końcem lipca. Wciąż mają nadzieję na porozumienie z dyrekcją, ale podkreślają, że nie zamierzają składać broni: - Chodzi przede wszystkim o bezpieczeństwo pacjentek i ich dzieci. W takich warunkach jest o nie coraz trudniej – mówi w rozmowie z tvn24.pl dr n med. Wojciech Kazimierak, koordynator Kliniki Perinatologii i bloku porodowego, szef oddziału terenowego Ogólnopolskiego Związku Zawodowego Lekarzy (OZZL) w placówce.
Jeden z dwóch
Oddział ginekologiczno-położniczy Ośrodka Szpitalnego im. M. Madurowicza, będący częścią Szpitala im. M. Pirogowa, to jedna z dwóch łódzkich porodówek o największym, III stopniu referencyjności, które zajmują się ciążami zagrożonymi, o patologicznym przebiegu, w których istnieje duże ryzyko przedwczesnego porodu (przed 31. tygodniem ciąży) z różnymi chorobami bądź wadami genetycznymi. To tutaj na świat przychodzą m.in. bliźnięta czy trojaczki. Drugim takim ośrodkiem jest Instytut Centrum Zdrowia Matki Polki (ICZMP) w Łodzi.
O ile jednak ICZMP może pochwalić się wyremontowanym, nowoczesnym blokiem porodowym i rosnącą liczbą porodów (jest ich ponad 4 tys. rocznie), o tyle szpital im. Madurowicza z roku na rok notuje ich coraz mniej. Przed pandemią było ich tu ponad 2 tys. rocznie, obecnie ok. 1,8 tys. – Pacjentki, które prowadzą ciążę w naszej poradni, coraz częściej decydują się rodzić gdzie indziej, ponieważ wiedzą, że warunki bytowe pozostawiają wiele do życzenia – mówi ze smutkiem lekarka ze szpitala im. Madurowicza.
"Windy w szpitalu nie były wymieniane od prawie 40 lat"
Dr Kazimierak przyznaje, ze od lat nie może doprosić się od dyrekcji o uzupełnienie braków sprzętowych, np. do USG. – Brakuje nam m.in. aparatu do koagulacji śródoperacyjnej, będącej standardem na oddziałach wykonujących tak skomplikowane zabiegi jak nasz. Zakładamy więc podwiązki na naczynia, co sprawia, że zabieg trwa dłużej. Nie mamy też alternatywy do znieczulenia zewnątrzoponowego w postaci gazów medycznych, takich jak podtlenek azotu, który pacjentka może dawkować sobie sama – wylicza dr Kazimierak. Dodaje, że wiele do życzenia pozostawia też infrastruktura. – Windy w szpitalu nie były wymieniane odkąd tu pracuję, czyli od 1983 r., prawie 40 lat. Są przestarzałe i zatrzymują się między piętrami. Ktoś powie: I co z tego? Tymczasem jeśli taka winda zatrzyma się podczas przewożenia pacjentki w stanie zagrożenia życia, kilka minut może przesądzić o tym, czy matka lub dziecko przeżyją – podkreśla dr Kazimierak.
Specjaliści odchodzą
Kolejną bolączką ośrodka jest odpływ specjalistów. Lekarze, którzy odbywają tu szkolenie specjalizacyjne, są łakomym kąskiem dla innych szpitali i coraz częściej decydują się na zmianę miejsca pracy. Jak przyznaje dr Kazimierak, w tym roku do szpitala przyszła tylko jedna rezydentka, podczas gdy odeszło trzech specjalistów. Ginekologów-położników ubywa przy każdej edycji Państwowego Egzaminu Specjalizacyjnego (PES), odbywających się wiosną i jesienią. Powodem są nie tylko warunki, ale i wynagrodzenia, które w ośrodku plasują się na najniższym poziomie przewidywanym w ustawie o sposobie ustalania najniższego wynagrodzenia zasadniczego niektórych pracowników zatrudnionych w podmiotach leczniczych, czyli 6769 zł. Tymczasem medycy w ośrodkach o niższym stopniu referencyjności potrafią zarabiać dużo więcej.
Rozmowy trwają
Jak się dowiadujemy, trwają rozmowy związkowców z Madurowicza z dyrekcją. Lekarze przedstawili propozycje płacowe, ale nie doczekali się jeszcze odpowiedzi. Rzeczniczka prasowa marszałka województwa łodzkiego, który jest jednostką nadzorującą dla szpitala, Magdalena Kamińska, odsyła nas do dyrekcji Szpitala im. Pirogowa. Z tą jednak nie udało nam się skontaktować.
Stracą pcjentki
To nie jedyny ośrodek ginekologiczny, którego pracownicy złożyli wypowiedzenia. W kwietniu zawieszono poradnię ginekologiczną i operacje planowe w Zachodniopomorskim Centrum Onkologii (ZCO) w Szczecinie. Ginekolodzy onkolodzy, którzy pracowali w poradni wystąpili z wnioskiem o wyrównanie wynagrodzeń do stawek za pracę do obowiązujących w poradniach, które nie działają przy szpitalach. Motywowali to faktem, że wykonywali skomplikowane operacje ginekologiczne w szpitalu. Dyrekcja uznała ich postulaty za wygórowane i pozwoliła im odejść.
– Stracą pacjentki, które w ZCO mogły liczyć na opiekę świetnych specjalistów. Dyrekcja zapewnia, że pozyska nowych ginekologów onkologów, ale ja mam co do tego wątpliwości. W regionie nie ma wielu specjalistów w tej dziedzinie, a jeśli są, kuszą ich ośrodki prywatne, oferujące dużo atrakcyjne warunki pracy i płacy – mówi dr n med. Michał Bulsa, ginekolog-położnik, prezes Okręgowej Izby lekarskiej w Szczecinie.
Źródło: tvn24.pl