Lekarze nadal walczą o życie dwu i trzylatka z Łodzi. Ich stan jest bardzo poważny. Dzieci ucierpiały po tym, jak matka zostawiła je w samochodzie, w którym wybuchł ogień.
Dzieci są w śpiączce farmakologicznej, mają poparzone twarze i układy oddechowe. Gorączkują.
Prof. Andrzej Piotrowski, ordynator szpitala w Łodzi przyznał w rozmowie z TVN24, że u chłopców nadal utrzymuje się stan zagrożenia życia.
- Nerki i inne narządy są wspomagane farmakologicznie. Kiedy organizm się ustabilizuje, wtedy obudzimy dzieci i odłączymy od respiratorów - powiedział ordynator. I dodał, że dziś chłopcom zostanie zmieniony opatrunek na twarzy. Chirurdzy obejrzą wtedy rany i ocenią, co dalej.
Twarze dzieci - jak podkreślił prof. Piotrowski - dość dobrze się goją, to tym istotniejsze, że jak wskazał lekarz, niezwykle rzadko dochodzi do przeszczepów skóry w tej części ciała.
Lekarze wiedzą już, że w przypadku młodszego chłopca konieczne będzie przetoczenie krwi.
Pożar w samochodzie
Do wypadku doszło w czwartek przed południem w rejonie szkoły podstawowej przy ulicy Konopnickiej w Skierniewicach. 25-letnia kobieta, która przyjechała odebrać ze szkoły córkę, pozostawiła w aucie dwóch synów.
Kiedy wróciła, zobaczyła wewnątrz samochodu dym. Z pomocą pospieszyli przechodnie i nauczyciele z pobliskiej szkoły. Nieprzytomnych chłopców z objawami zaczadzenia i poparzeniami przetransportowały do łódzkiego szpitala śmigłowce Lotniczego Pogotowia Ratunkowego.
Na razie nie wiadomo, co spowodowało pożar, który - według strażaków - wybuchł na tylnej kanapie auta za fotelem kierowcy. Policja nie wyklucza, że mogło to być zaprószenie ognia np. od pozostawionego w aucie niedopałka papierosa.
Na podłodze auta pomiędzy przednimi a tylnymi siedzeniami znaleziono zapalniczkę. Będzie ona szczegółowo badana podobnie jak odzież dzieci. Sprawę prowadzi już prokuratura.
Źródło: TVN24, tvn24.pl
Źródło zdjęcia głównego: TVN24