Projekt ustawy o Polskim Instytucie Rodziny i Demografii wzbudził we wtorek w Sejmie duże emocje. W czasie pierwszego czytania doszło do gorącej dyskusji na sali plenarnej. Zdaniem opozycji "to projekt, który za 30 milionów złotych ma promować wybrany przez wnioskodawców konserwatywny, katolicki model rodziny i świata". Posłowie zwrócili uwagę, że projekt został przedstawiony przez Bartłomieja Wróblewskiego z PiS, odpowiedzialnego za skierowanie wniosku do Trybunału Konstytucyjnego w sprawie zakazu aborcji w Polsce.
Projekt Polskiego Instytutu Rodziny i Demografii dotyczy powołania nowej instytucji publicznej zajmującej się kompleksowymi studiami nad procesami zachodzącymi w sferze demografii w jej społeczno-kulturowym kontekście. W imieniu wnioskodawców projekt przedstawił poseł Bartłomiej Wróblewski z Prawa i Sprawiedliwości.
Dominika Chorosińska z PiS powiedziała, że "aby wspierać rodziny, trzeba skutecznie identyfikować problemy, bariery rozwojowe dla zakładania i pomyślnego funkcjonowania rodzin". Podkreśliła, że takie instytuty działają na całym świecie. Z Grupy Wyszehradzkiej Polska jest jedynym państwem, które takiego instytutu nie posiada.
Opozycja krytykuje projekt Polskiego Instytutu Rodziny i Demografii
Monika Rosa z klubu Koalicja Obywatelska zgłosiła wniosek o odrzucenie projektu już w pierwszym czytaniu. Powiedziała, że "to nie jest projekt, który ma chronić polskie rodziny i mówić o polskich rodzinach". - To jest projekt, który za 30 milionów złotych ma promować wybrany przez wnioskodawców konserwatywny, katolicki model rodziny i świata - stwierdziła.
W jej ocenie instytut "będzie kolejnym narzędziem do kontroli życia Polek i Polaków, do wchodzenia w ich życie z butami". – Smutne, cyniczne i bezduszne, że o dzietność chce się troszczyć człowiek, pan poseł Wróblewski, który był inicjatorem wniosku do Trybunału, który zakazał aborcji w Polsce, przez którego kobiety boją się zachodzić w ciążę, martwiąc się o swoje zdrowie i życie – powiedziała. – Instytut Rodziny i Demografii... pani Izabela z Pszczyny też miała swoją rodzinę – dodała.
Zwróciła uwagę, że projekt zakłada, iż "prezes będzie powoływany na siedem lat i praktycznie nieodwoływalny", który będzie mógł żądać wszczęcia postępowania w sprawach cywilnych dotyczących rodzin, sprawach rodzinnych w szczególności dotyczących stosunku między rodzicami a dziećmi, będzie mógł brać udział w postępowaniach dotyczących nawiązania stosunku przysposobienia, sprawach nieletnich czy będzie mógł dołączyć np. do postępowań rozwodowych.
Zarzuty wielkich kompetencji i braku odpowiedzialności Instytutu
Wanda Nowicka w imieniu klubu Lewicy również zgłosiła wniosek o odrzucenie projektu już w pierwszym czytaniu. Powiedziała, że projekt zakłada powołanie instytucji, która będzie miała ogromne kompetencje i żadnej odpowiedzialności.
- Otrzymuje kompetencje innych instytucji, jak Główny Urząd Statystyczny, polityka społeczna, nawet prokuratura. Będzie to instytucja, która wejdzie z buciorami do prywatnego życia Polek i Polaków, by wpływać na nasze życie i zmuszać do rodzenia, interweniować w sprawach rozwodowych, albo gdy nastolatki chcą przerwać ciążę - wskazała Nowicka.
Posłanka Lewicy stwierdziła, że "instytut chce ograniczyć rolę Rzecznika Praw Obywatelskich, ma być jego kontrolerem i recenzentem". - Mógłby badać, czy cele i działalność danej partii jest zgodna z konstytucją - dodała posłanka Lewicy.
PSL, Konfederacja i Polska 2050 za odrzuceniem projektu
W imieniu Koalicji Polskiej Polskiego Stronnictwa Ludowego Bożena Żelazowska zwróciła uwagę, że "gros zadań instytutu realizują już samorządy". - Czy nie wystarczy pomóc tak podobno dobrze funkcjonującemu Ministerstwu Rodziny i Polityki Społecznej i samorządom? - pytała posłanka. - Dlaczego rząd nie korzysta z doświadczeń samorządów? - zapytała, wskazując jako przykład Kartę Dużej Rodziny.
Dobromir Sośnierz z koła Konfederacja zwrócił uwagę na zbyt wysokie koszty funkcjonowania instytutu. W imieniu klubu Polska 2050 Hanna Gill-Piątek także zgłosiła wniosek o odrzucenie projektu w pierwszym czytaniu.
- Teraz my, podatnicy, zapłacimy za ich chore urojenia, które wyglądają, jakby pisali je nie polscy posłowie, ale sponsorowani przez Kreml fundamentaliści. Pod nazwą Polski Instytut Rodziny i Demografii nie kryje się nowa instytucja dbająca o podstawową komórkę społeczną, a trybunał inkwizycyjny, który będzie miał uprawnienia prokuratorskie – oceniła. - W połączeniu z rejestrem ciąż to będzie prawdziwy młot na prawa kobiet, wolności obywatelskie i faktyczne dobro rodziny – dodała.
Paweł Szramka w imieniu klubu Polskie Sprawy zaapelował o wycofanie się z projektu ustawy o Polskim Instytucie Rodziny i Demografii, zaznaczając, że instytut nie jest obecnie największą potrzebą Polaków. - Polskie rodziny potrzebują niskich podatków, przejrzystego, prostego i przyjaznego prawa, a przede wszystkim, by politycy aż z taką nachalnością nie wchodzili z butami w ich życie - wskazał.
Wiceminister Barbara Socha broni projektu Instytutu Rodziny i Demografii
Wiceminister rodziny i polityki społecznej Barbara Socha zwróciła uwagę, że zapaść demograficzna w Polsce trwa od 20-25 lat. Zaznaczyła, że "największym problemem od rozpoczęcia transformacji, czyli roku 1989, w kontekście demograficznym jest to, że nie został wykorzystany wyż demograficzny stanu wojennego, który powinien zaowocować echem tego wyżu na początku lat dwutysięcznych".
- Rok 2002 i 2003 to są lata, kiedy w Polsce urodziło się najmniej dzieci od czasów II wojny światowej - powiedziała wiceminister Socha, zwracając uwagę, że "było wówczas relatywnie dużo kobiet, które mogły te dzieci urodzić". - Było ich wówczas ponad 10 milionów - powiedziała.
Stwierdziła, że w ubiegłym roku, kiedy odnotowano niską liczbą urodzeń, pomijając pandemię, w Polsce w wieku prokreacyjnym było 8,8 mln kobiet. - Przekonanie, że jeden instrument tak radykalny, kosztowny i duży, jakim jest program 500 Plus miałby odwrócić trendy demograficzne, świadczy o braku elementarnej wiedzy w zakresie demografii - powiedziała wiceminister Socha.
Wskazała, że "potrzebne są badania i polityka oparta na wiedzy". Powiedziała, że polityka demograficzna nie jest na jedną kadencję, dwie czy dekadę, ale na kilka dekad do przodu. - Zależy nam, żeby była ciągłość tej polityki, spójność i kompleksowość, również po tym, jak się zmieni władza - przekonywała Socha.
Projekt Polskiego Instytutu Rodziny i Demografii
Autorzy projektu uważają, że osiągnięcie celów demograficznych jest możliwe jedynie w oparciu o rzetelne i wszechstronne badania naukowe oraz wielowymiarowe działania prowadzone w sposób ciągły i konsekwentny. Wskazują na potrzebę bieżącego monitorowania trendów związanych z szeroko pojętą demografią oraz wypracowywania odpowiednich rekomendacji w celu przeciwdziałania występowaniu negatywnych zjawisk w tym obszarze.
Projekt ustawy zakłada powołanie nowej instytucji publicznej – w formie państwowej osoby prawnej – odpowiadającej na wskazane powyżej wyzwania, zwłaszcza w zakresie prowadzenia badań naukowych nad demografią oraz wypracowywanie odpowiednich rekomendacji z nich wynikających, jednocześnie wyposażonej w duży stopień niezależności od organów władzy wykonawczej, z natury rzeczy obsadzanych w wyniku decyzji o charakterze politycznym.
Prezes Instytutu będzie uprawniony między innymi do udziału w postępowaniach, wnioskowaniach o wystąpienie z inicjatywą ustawodawczą oraz inicjowania stosownych zmian w prawie miejscowym.
Źródło: PAP
Źródło zdjęcia głównego: TVN24