Flota Marynarki Wojennej wymaga pilnego odświeżenia. Te okręty podwodne, które mamy, są tak wiekowe, że wymagają ciągłych kosztownych remontów. Materiał magazynu "Polska i Świat".
Średnia wieku wszystkich jednostek bojowych naszej Marynarki Wojennej to ponad trzydzieści lat. Okręty podwodne należą do najstarszych.
ORP Bielik, który w poniedziałek obchodził pięćdziesiąte trzecie urodziny, choć wiekowy, wcale nie jest naszym najstarszym okrętem podwodnym. Trudno więc znaleźć powody do świętowania.
- Pozyskanie nowego okrętu to okres sześciu-ośmiu lat samej budowy, do tego przygotowanie kontraktu. Nie mamy tyle czasu, żeby utrzymać ciągłość szkolenia. Żeby utrzymać załogi, musimy mieć czym pływać już teraz - twierdzi kontradmirał Mirosław Mordel, inspektor marynarki wojennej w latach 2016-2019.
Polska posiada zaledwie trzy okręty podwodne. Dwa malutkie Kobbeny jeszcze w tym roku powinny odejść na wojskową emeryturę - nic dziwnego, bo zbudowano je ponad pół wieku temu. Większy ORP Orzeł jest co prawda trochę młodszy, ale żadna inna armia świata nie używa tak starej jednostki tej klasy.
"To rozwiązanie zapewniłoby nam ciągłość szkolenia"
Mariusz Cielma, redaktor naczelny "Nowej Techniki Wojskowej" uważa, że w całym NATO "nie ma drugiej tak starej floty operacyjnej". - Skansen przez duże "s". Te jednostki powinny stanowić eksponaty Muzeum Marynarki Wojennej - dodaje.
Zdaniem wielu specjalistów, ze względu na to, że od kilkunastu lat o zakupie nowych okrętów podwodnych tylko się mówi, trzeba natychmiast modernizować to, co mamy. A to, co mamy jest minimalnym zagrożeniem dla przeciwnika.
- Nikt w NATO ani chyba w Polsce nie traktuje tego jako jakiś oręż, który można wykorzystać w sytuacji zagrożenia - mówi Mariusz Cielma, analizując możliwości działań bojowych naszej floty podwodnej.
By poprawić sytuację, zaczęto rozważać gruntowną modernizację Orła, która mogłaby kosztować pół miliarda złotych. - Kupując stary okręt zapłacimy miliard. W związku z powyższym, modernizując Orła, oszczędzamy pół miliarda i, co najważniejsze, pozbywamy się problemu z modernizacją tej jednostki - ocenia były oficer marynarki wojennej komandor Maksymilian Dura.
- To rozwiązanie, mimo że najbardziej kosztowne, zapewniłoby nam ciągłość szkolenia. Dałoby nam okręt, który byłby w stanie wypełnić swoje zadania. To zdecydowanie najlepsze rozwiązanie dla naszej marynarki - mówi Mirosław Mordel.
"Naprawa Orła jest nieopłacalna"
Całkowicie nowa jednostka kosztuje co najmniej dwa miliardy złotych. Do tego proces jej zakupu trwa co najmniej sześć lat. Jeśli więc Orzeł nie przejdzie modernizacji - za dwa lata trzeba będzie go wycofać ze służby i Polska zostanie bez okrętu podwodnego.
- Biorąc pod uwagę nasze narodowe uwarunkowania i specyfikę Bałtyku, okręty podwodne powinniśmy posiadać. Kobbeny za chwilę wyjdą z eksploatacji w ogóle, a naprawa Orła jest nieopłacalna - uważa Michał Piekarski z Polskiego Towarzystwa Bezpieczeństwa Narodowego.
Orzeł popłynął do stoczni już sześć lat temu. Remont miał potrwać tylko dziewięć miesięcy. W międzyczasie okazało się jednak, że do naprawy jest znacznie więcej elementów.
Do tego przy wyciąganiu z doku stoczniowego okręt uszkodzono i potrzebny był kolejny remont. W efekcie Orzeł nie wyszedł ze stoczni przez kilka lat. Kiedy już prawie wszystko było gotowe - w dwudziestym ósmym miesiącu remontu - na pokładzie wybuchł pożar. Finalnie dopiero na początku 2018 roku zapadła decyzja o zakończeniu prac remontowych.
Źródło: TVN24
Źródło zdjęcia głównego: TVN24