W krajach Unii Europejskiej trwa zbieranie podpisów pod obywatelskim projektem zmiany prawa - legalizacji marihuany w UE. Okazuje się, że w Polsce głosów "za" jest najwięcej, bo prawie 45 tysięcy.
Żeby uruchomić brukselską procedurę prawną, mającą zalegalizować marihuanę w całej Unii, potrzeba miliona podpisów, z co najmniej siedmiu krajów członkowskich.
Polskie prawo przewiduje dziś absolutny zakaz uprawiania, handlowania i posiadania marihuany, choć już jakiś czas temu został wprowadzony wyjątek.
- Prokurator może umorzyć postępowanie jeżeli osoba posiada niewielką ilość narkotyków na własne potrzeby - wyjaśnia prawnik Monika Zbrojewska.
Według zwolenników legalizacji, właśnie ten zapis jest absurdalny. Nie wiadomo bowiem, o jaką ilość chodzi. - Mamy w Polsce przypadki ludzi, którzy poszli siedzieć za śladową ilość 0,2 grama, a mamy też prokuratora, który okazał się dobroduszny i za 200 gramów wypuścił człowieka na wolność - mówi dla "Faktów TVN" Andrzej Rozenek z Twojego Ruchu. Jego ugrupowanie jest jedynym w Sejmie, odpowiadającym się za legalizacją marihuany. Zgłosiło trzy różne projekty ustaw w tej sprawie - od uwzględniającego całkowitą legalizację, po użycie w celach zdrowotnych.
Legalizacja utrudni dostęp?
- Jak ktoś chce spróbować, to niech zacznie od podawania narkotykom swoim własnym dzieciom - tak sprawę stawia lider Sojuszu Lewicy Demokratycznej Leszek Miller.
Niektórzy jednak twierdzą, że legalizacja - paradoksalnie - utrudniłaby najmłodszym dostęp do marihuany. - Diler nie spyta dziecka, czy ma 18 lat, dilerowi zależy przede wszystkim, żeby zarobić pieniądze. Jednak oczywistym jest fakt, że w sklepach dzieciak nie kupi alkoholu - tłumaczy Łukasz Ługowski, który na co dzień pracuje z trudną młodzieżą.
Jeżeli Unia przyjęłaby nowe prawo w formie dyrektywy, Polska musiałaby się do niego dostosować.
Autor: lukl//kdj / Źródło: "Fakty"
Źródło zdjęcia głównego: "Fakty"