Policjanci przez pomyłkę weszli do mieszkania dziennikarki, na oczach dzieci skuli ją kajdankami i grozili zatrzymaniem. - Pan zwracał się do mnie per "ty". W mojej obecności padały też wulgarne słowa - powiedziała w rozmowie z TVN24 Anna Rokicińska, w której domu interweniowała policja. Po trzech godzinach funkcjonariusze zorientowali się, że trafili pod zły adres. Teraz przepraszają.
Rzeczniczka mazowieckiej komendy policji podinsp. Katarzyna Kucharska potwierdziła, że w środę wieczorem w powiecie sochaczewskim policjanci realizowali czynności związane z wyjaśnieniem procederu wyłudzania kredytów na wielką skalę. Do jednego z mieszkań weszło sześciu funkcjonariuszy. Miały tam, jak zakładali, znajdować się urządzenia służące do popełniania przestępstw. W domu przebywała kobieta, mężczyzna i dwoje dzieci. Policjanci skuli kobietę kajdankami i zaczęli przeszukiwać mieszkanie.
Interwencja okazała się pomyłką.
- W dalszym etapie czynności te urządzenia ujawniono w innym, pobliskim domu i zatrzymano osobę, która prawdopodobnie ma związek ze sprawą - powiedziała Kucharska.
- Jest nam niezmiernie przykro, że doszło do takiej sytuacji. Zapewniamy, że wszystkie okoliczności tej sprawy, a także zachowanie policjantów wykonujących czynności dokładnie zostaną wyjaśnione - podkreśliła rzeczniczka.
Jak powiedziała Kucharska, komendant wojewódzki zlecił sprawdzenie wszystkich okoliczności tego zdarzenia i jego przebiegu.
"Nagle wpadło do domu czterech panów i dwie panie"
Kobietą, do której domu pomyłkowo weszli policjanci to dziennikarka radiowej Trójki Anna Rokicińska.
W rozmowie z TVN24 powiedziała, że policjanci na początku interwencji nie wiedzieli, że jest dziennikarką. Dowiedzieli się o tym dopiero, jak "zaczęli grzebać jej w plecaku, mniej więcej 5-10 minut od momentu wejścia".
- Pan zwracał się do mnie per "ty". W mojej obecności padały też wulgarne słowa - powiedziała Rokicińska. - Powiedział, że inaczej będziemy rozmawiać, powiedziano wprost, że mnie zatrzymają, że za chwilę mogę też zatrzymać męża, zapytano, czy mamy z kim zostawić tutaj dzieci, bo jak nie to trafią do policyjnej izby dziecka.
"Nagle wpadło do domu czterech panów i dwie panie"
Relaksowałam się po pracy, gdy nagle wpadło do domu czterech panów i dwie panie. (…) Zakuli mnie w kajdanki i zażądali ode mnie dowodu osobistego. Następnie przeszukano mój plecak, w którym znajdowały się m.in. trójkowy mikrofon i moja legitymacja prasowa Anna Rokicińska, dziennikarka
W piątek na Twitterze relacjonowała wtargnięcie policji do swojego domu. "Relaksowałam się po pracy, gdy nagle wpadło do domu czterech panów i dwie panie. (…) Zakuli mnie w kajdanki i zażądali ode mnie dowodu osobistego. Następnie przeszukano mój plecak, w którym znajdowały się m.in. trójkowy mikrofon i moja legitymacja prasowa" - relacjonuje na Facebooku dziennikarka.
Jak informuje Rokicińska, mimo wyjaśnień funkcjonariusze przeszukali jej mieszkanie w związku z tym, że rzekomo miała być zamieszana w wyłudzenia kredytów i cyberprzestępczość. Działania policji odbywały się na oczach rodziny, w tym dwójki dzieci. "Wszystko trwało trzy godziny, po czym pojawił się człowiek, który powiedział, że to pomyłka" – opisuje zachowanie policjantów dziennikarka. Według niej, funkcjonariusze poszukiwali kobiety o tym samym imieniu z tej samej miejscowości. Dziennikarka twierdzi, że policjanci byli w czasie akcji agresywni.
- To, jaki był przebieg i jak zachowywali się funkcjonariusze, będzie na pewno zbadane w ramach kontroli - zapewniła rzeczniczka mazowieckiej policji. Potwierdziła, że policjanci nie mieli nakazu przeszukania ani z prokuratury ani z sądu, działali na rozkaz przełożonych.
Policja na Twitterze: bałagan jak na melinie
Ale to nie koniec tej historii. W piątek rano na oficjalnym profilu policji ukazał się wpis [pisownia oryginalna]: "Strasznie słabe. Ta dziennikarka podkręca i robi show płacze, ale mimo wszystko przypuszczam, że niestety nasi policjanci mogli pozwolić sobie na różne gadki. Przypuszczam, że skoro w tym domu był podobno taki bałagan jak na melinie to ten wygląd uśpił ich czujność".
Wpis po chwili został usunięty.
"Jest mi za to wstyd"
Rzecznik prasowy Komendanta Głównego Policji Mariusz Ciarka w piątek odciął się od tego wpisu. W rozmowie z TVN24 powiedział, że policja nie jest jego autorem. Wyjaśnił, że "pojawił się on na innym portalu społecznościowym i w czasie usuwania został skopiowany, i zupełnie niefortunnie wklejony na Twitterze" policji. Dodał, że policja zachowuje kopie negatywnych komentarzy internautów na wypadek skarg od osób, których wpisy usunięto.
- Przepraszam, przepraszam osobiście, że coś takiego miało miejsca - podkreślił. - Taka okoliczność nie powinna mieć miejsca.
Wcześniej Ciarka przepraszał na Twitterze. "Zapewniam, że nie jest to stanowisko KWP [Komendy Wojewódzkiej Policji] w Radomiu czy KGP [Komendy Głównej Policji]" - napisał. "Niestety zostało tak pechowo skopiowane, podane omyłkowo dalej. Stało się. Przeprosiłem i jest mi za to wstyd".
Niestety. Przecież wbrew faktom nie zamieścilibysmy takiego wpisu jako stanowisko oficjalne. Zapewniam, że nie jest to stanowisko KWP w Radomiu czy KGP.
— Mariusz Ciarka (@MariuszCiarka) 30 marca 2018
Niestety zostało tak pechowo skopiowane, podane omyłkowo dalej. Stało się. Przeprosiłem
Autor: js,pk/AG / Źródło: PAP, tvn24.pl
Źródło zdjęcia głównego: tvn24