Czy Polacy to dwa plemiona przedzielone głębokim rowem? Czy też może budzą się i zaczynają dostrzegać wartość demokracji, instytucji i prawa? - Wydaje mi się, że jednak zmierzamy ku zaostrzeniu konfliktu - stwierdził w "Faktach po Faktach" profesor Zbigniew Mikołejko. Z kolei według profesora Andrzeja Rycharda Polacy są "zmęczeni podziałami".
- O dwóch Polskach mówiono jeszcze przed Smoleńskiem. To dość stary podział, który ta katastrofa wyzwoliła - mówił profesor Andrzej Rychard. Jego zdaniem podział na dwie wrogie grupy społeczne nie jest jednak czymś, co będzie trwało wiecznie. Wręcz przeciwnie, ma się to zmieniać.
Podziały nie tylko polityczne
- Polacy są albo zagubieni, albo oczekują nowego otwarcia politycznego. Są zmęczeni tym podziałem - twierdził profesor Rychard. Według niego pęknięcie dzielące stereotypowo Polaków na dwa "plemiona", robi się coraz głębsze, ale też coraz węższe. - Dotyczy coraz bardziej, ale coraz mniejszej grupy ludzi - tłumaczył socjolog.
Profesor Zbigniew Mikołejko przekonywał natomiast, że Polska zmierza ku "zaostrzeniu konfliktu społecznego". Według niego Smoleńsk był "strasznym katalizatorem", który wzmocnił stare podziały sięgających jeszcze polski feudalnej. - Cały czas istnieje taka pokusa, żeby nas podzielić na dwa. "Pomiędzy" zostaje mnóstwo ludzi, którzy nie wiedzą co zrobić - powiedział profesor.
Stwierdził, że "wierzgają i trochę diabelsko w nas siedzą" sprzeczne głosy. - To nie my je uruchomiliśmy. Ten diabeł, żar piekielny, jest w nas nieustannie podsycany w tej wojence, którą oglądamy na co dzień - dodał.
Andrzej Rychard przestrzegał z kolei, że to nie jest tak, iż podziały w Polsce to wyłącznie efekt działania polityków. - Ten podział jest też w nas - przekonywał. Według niego Polacy mocno różnią się w swoim podejściu do instytucji, prawa czy oceny transformacji.
Czy Polacy się budzą?
Zdaniem profesora Rycharda, rozgrzani i jednocześnie zmęczeni podziałami Polacy zaczynają się mobilizować społecznie. Socjolog przywoływał za przykład kolejne protesty w obronie instytucji prawa czy kompromisu aborcyjnego. - Pojawiają się grupy społeczne, które zdają sobie sprawę, że warto bronić demokracji czy zasad, bo jest to w ich interesie. Dostrzegają związek między swoją codzienną sytuacją a instytucjami - przekonywał. Według niego przełoży się to na przykład na wzrost frekwencji w kolejnych wyborach.
Profesor Mikołejko był w tej kwestii bardziej sceptyczny. Według niego Polacy są "rozproszeni", żyją w większości swoim partykularnym życiem i drobnymi interesami. - Nie mają zamiaru zajmować się obroną prawa, trójpodziału władz i tak dalej. Mobilizacja przy protestach czy akcjach to zjawiska doraźne - uznał. W efekcie, jego zdaniem, frekwencja w wyborach "nigdy nie przekroczy tych magicznych 60 procent".
Profesor Rychard ocenił, że podziały są po części ludziom potrzebne. - Boją się sytuacji, kiedy nie mają się z kim identyfikować. Przynależność do jakiegoś obozu pozwala łatwiej rozumieć świat - wyjaśniał.
Autor: mk//rzw / Źródło: tvn24.pl
Źródło zdjęcia głównego: TVN 24