Biegli psychiatrzy zakończyli obserwację Dariusza P. podejrzanego o podpalenie domu w Jastrzębiu Zdroju, w którym śmierć ponieśli jego bliscy - dowiedziała się PAP w prokuraturze. Pełna opinia specjalistów ma być gotowa za miesiąc.
W pożarze w maju ubiegłego roku zginęła żona Dariusza P. i czworo ich dzieci. Mężczyzna został zatrzymany i aresztowany pod koniec marca. Gliwicka prokuratura zarzuciła mu zabójstwo pięciu osób, a także usiłowanie zabójstwa szóstej - najstarszego syna, który ocalał z pożaru.
Przedłużona obserwacja
Obserwacja Dariusza P. była prowadzona w Szpitalu Psychiatrycznym przy Areszcie Śledczym we Wrocławiu. Zgodnie z decyzją sądu pierwotnie trwała cztery tygodnie. Biegli jednak uznali, że po takim czasie nie będą w stanie sporządzić opinii. Skorzystali zatem z możliwości wnioskowania o przedłużenie obserwacji o kolejne cztery tygodnie.
Według informacji uzyskanych w czwartek przez PAP w prokuraturze obserwacja podejrzanego już się zakończyła. Sformułowana na jej podstawie ostateczna, pełna opinia specjalistów ma być gotowa za miesiąc. Informacje te potwierdził rzecznik Prokuratury Okręgowej w Gliwicach prok. Michał Szułczyński.
Niepoczytalny?
Obserwację psychiatryczną zapowiadano już krótko po zatrzymaniu podejrzanego. W czerwcu gliwicki sąd uwzględnił wniosek prokuratury w tej sprawie. Biegli mają się wypowiedzieć co do poczytalności Dariusza P., od czego m.in. będzie zależała możliwość poniesienia odpowiedzialności karnej. Jeżeli mężczyzna zostanie uznany za niepoczytalnego, sprawa zostanie umorzona.
Dariusz P. został uznany za niepoczytalnego, kiedy wcześniej prowadzone były wobec niego inne sprawy karne o charakterze gospodarczym. Zlecone w ich ramach badania były przeprowadzone w warunkach ambulatoryjnych. Zarówno prokuratura, jak i pełnomocnik rodziny ofiar podkreślali, że uznanie P. za niepoczytalnego w poprzednich sprawach nie oznacza, że taką samą opinię biegli wydadzą o nim w postępowaniu dotyczącym śmierci jego bliskich.
Prokuratura nie ma wątpliwości
Niezależnie od obserwacji prokuratura wnioskowała o przedłużenie P. aresztu. Śledczy nie mają wątpliwości, że to Dariusz P. podłożył ogień w domu, w którym spała jego żona i dzieci. Motywem przestępstwa miała być chęć uzyskania pieniędzy z ubezpieczenia. Dariusz P. na krótko przed tragedią ubezpieczył żonę na wysoką kwotę. Według mediów P., który prowadził zakład produkujący meble, miał poważne długi.
Jednym z dowodów w sprawie jest opinia biegłego z zakresu pożarnictwa, jednoznacznie wskazująca na podpalenie. Ogień podłożono w domu w sześciu miejscach. Żaluzje były zamknięte i zablokowane w taki sposób, by nie można ich było otworzyć. W domu nie było śladów włamania. Z innej opinii biegłych, którzy badali logowania telefonu podejrzanego, wynika, że P. - wbrew swym twierdzeniom - w czasie pożaru był w pobliżu domu.
Sam sobie wysyłał SMS-y
Dariusz P. podczas śledztwa przyznał, że sam wysyłał sobie SMS-y z pogróżkami, aby skierować śledztwo na fałszywe tory. Chodziło o zasugerowanie, że podpalaczem jest inna osoba, która miała mu grozić. Podczas śledztwa znaleziono przy nim telefon, z którego wysyłano wiadomości.
Przyznanie się do utrudniania śledztwa nie oznacza, że podejrzany potwierdził pozostałe poważniejsze zarzuty. Konsekwentnie twierdzi, że to nie on zabił swoją rodzinę.
Do tragedii doszło 10 maja ubiegłego roku. Powierzchnia pożaru była niewielka - ok. 15 m kw. Jego ognisko znajdowało się na piętrze domu jednorodzinnego. Paliła się część schodów i szafa. W wyniku pożaru zmarło pięć osób, ocalał tylko najstarszy syn. Jak wykazała sekcja zwłok, przyczyną śmierci ofiar było zatrucie tlenkiem węgla.
Na miejscu zginęła 18-letnia najstarsza córka, a czterolatka - w trakcie udzielania pomocy. Potem w szpitalach w Jastrzębiu Zdroju i Cieszynie zmarli kolejno: 10-letni chłopiec i 40-letnia matka dzieci oraz 13-letnia dziewczynka.
Autor: jl//rzw/kwoj / Źródło: PAP
Źródło zdjęcia głównego: TVN 24