- Wystąpiłem o zawieszenie ordynatora oddziału ginekologii we Włocławku do czasu wyjaśnienia sprawy - powiedział na konferencji prasowej minister zdrowia Bartosz Arłukowicz. Jak dodał, nie chodzi o pokazywanie, kto jest winny, bo tego jeszcze nie wiadomo. - Zrobimy jednak wszystko, by każdy, kto zaniedbał swoje obowiązki, poniósł konsekwencje - zapewnił minister.
- W sobotę rano podjąłem decyzję o wysłaniu kontroli NFZ. Poprosiłem także konsultanta krajowego o natychmiastową kontrolę. Także wojewodę i marszałka - przypomniał na początku konferencji minister zdrowia Bartosz Arłukowicz. Jak dodał, w szpitalu we Włocławku, gdzie zmarły nienarodzone bliźnięta, trwa intensywna kontrola. - Zabezpieczono dokumentację, sprawdzamy procedury, przeprowadzono rozmowy z lekarzami - powiedział minister zdrowia.
Poinformował, że choć trudno dziś ferować wyroki, bo trzeba poczekać do zakończenia kontroli, to jego zdaniem ordynator oddziału ginekologicznego powinien zostać zawieszony.
Minister chce zawieszenia ordynatora
- Wystąpiłem o zawieszenie ordynatora oddziału ginekologii do czasu wyjaśnienia sprawy. Nie chodzi o pokazywanie kto jest winny. Tego jeszcze nie wiemy - mówił Bartosz Arłukowicz. Wyjaśnił, że zwrócił się z wnioskiem o odsunięcie ordynatora do marszałka województwa, jako do właściciela szpitala. Samą decyzję podejmuje dyrektor placówki.
Minister dodał, że o sprawie rozmawiał też z rzecznikiem odpowiedzialności zawodowej. - Robimy wszystko, by każdy, kto zaniedbał swoje obowiązki, poniósł konsekwencje.
Jak mówił minister, sam jest bardzo poruszony tragedią, jaka wydarzyła się we Włocławku. - Musimy sprawdzić każdą procedurę minuta po minucie - zapewnił minister. Dodał, że sprawdzone zostanie także przygotowanie organizacyjne szpitala, a także cały przebieg ciąży kobiety, która straciła bliźnięta.
- Mam nadzieję, że dyrekcja szpitala będzie pracowała z konsultantem krajowym. Jeśli nie, będziemy prosili pana marszałka o pomoc - powiedział Bartosz Arłukowicz.
"Są standardy postępowania w ciąży mnogiej"
Jak powiedział obecny na briefingu prof. Stanisław Radowicki, konsultant krajowy w dziedzinie ginekologii i położnictwa, istnieją standardy postępowania w ciąży mnogiej. - Badanie USG nie jest wymagalne w każdym przypadku - podkreślił. Dodał, że teraz jest za wcześnie, by stwierdzić, czy wykonanie tego badania było konieczne w tym konkretnym przypadku. - Jak będę miał pełną dokumentację, pełną wiedzę na temat przebiegu przyjęcia (matki do szpitala- red.), przebiegu ciąży, wtedy będziemy to oceniać - podkreślił. - Badanie USG jest badaniem diagnostycznym, a więc badaniem pomocniczym i w zależności od sytuacji klinicznej jest wykorzystywane w celu doprecyzowania diagnozy wstępnej, jaką zawsze dokonuje lekarz, badając pacjentkę. Istnieją standardy postępowania w ciąży fizjologicznej i istnieją standardy postępowania w ciąży mnogiej - mówił Radowicki.
Poinformował też, że z informacji, jakie otrzymał od dyrektora szpitala, wynika, że tego dnia w placówce były osoby, które mogły przeprowadzić tego typu badanie. - Każda ciąża jest inna i każda ciąża prowadzi się swoimi prawami. My mówimy o pewnych standardach, czyli o pewnej przeciętnej. Lekarz zawsze podejmuje decyzje, indywidualizując przypadek - czego wymaga dobro pacjentki i jej dzieci - dodał.
Według ojca, szpital źle ocenił sytuację
Do śmierci bliźniąt doszło we włocławskim Szpitalu Specjalistycznym im. ks. Jerzego Popiełuszki, w nocy z czwartku na piątek. Według ojca przyczyniły się do tego zaniedbania ze strony szpitala. Matka bliźniąt przebywała w szpitalu przez dwa tygodnie, na przełomie grudnia i stycznia z powodu komplikacji ciąży. Opuściła lecznicę tydzień temu, ale zgodnie z zaleceniami zgłosiła się ponownie w czwartek, zaniepokojona gwałtownymi skokami ciśnienia. Według relacji ojca dzieci, ginekolog zalecił niezwłoczne przeprowadzenie zabiegu cesarskiego cięcia. Nie zrobiono tego, gdyż - jak usłyszał od personelu szpitala - osoba kompetentna do wykonania koniecznego badania ultrasonografem (USG) miała być na miejscu dopiero następnego dnia.
Szpital czeka na wyniki kontroli
- Nie wiemy do końca, co się stało, czekamy na wyniki postępowania prokuratury i powołanej przez ministra zdrowia komisji - powiedział w poniedziałek na konferencji prasowej Krzysztof Malatyński, dyrektor szpitala we Włocławku, w którym doszło do śmierci nienarodzonych bliźniąt.
Dodał, że decyzję o tym, kiedy podejmuje się zabieg cesarskiego cięcia, podejmuje lekarz. - Skoro podjął decyzję, żeby takiego zabiegu nie przeprowadzać, to rozumiem, że ona była słuszna - powiedział Malatyński. Dyrektor podkreślał jednocześnie, że we włocławskim szpitalu jest "sprzęt odpowiedni do ratowania dzieci, jest 13 aparatów usg", dostępnych całą dobę, szpital dysponuje całodobową salą operacyjną, w szpitalu są też specjaliści od diagnostyki usg.
Autor: kde//gak/kka / Źródło: tvn24
Źródło zdjęcia głównego: TVN24