- Obydwie nominacje ambasadorskie są fatalne i trzeba je powstrzymać - zgodnie twierdzili w Magazynie 24 Godziny poseł Stefan Niesiołowski z PO i posłanka LiD Jolanta Szymanek-Deresz. Odnieśli się w ten sposób do nominowanych przez prezydenta na ambasadorów Andrzeja Sadosia i Jerzego Achmatowicza.
Obu kandydatur bronił wiceprzewodniczący sejmowej Komisji Spraw Zagranicznych Paweł Kowal.
- Prezydent podpisał nominację i zlekceważył parlament. I to nominację jakich ludzi. Lobbowanych przez szmalcowników - oburzał się Stefan Niesiołowski.
- Mamy tu też wyraźny konflikt na linii MSZ-prezydent. Takim kandydatom, zausznikom Kobylańskiego - człowieka podejrzanego o szmalcownictwo, o wydawanie gestapo żydów, a do tego sponsora ojca Rydzyka, i jego rozgłośni źródła kłamstwa - żadnego poważnego stanowiska się nie daje - mówił poseł Platformy Obywatelskiej.
Odnosił się głównie do kandydatury Achmatowicza, według "Gazety Wyborczej", byłego bliskiego współpracownika Jana Kobylańskiego, sponsora Radia Maryja. - Ludzie popierani przez kreatury nie powinni reprezentować polityki zagranicznej, dlatego ja sprawę traktuję nie w wymiarze formalnym, ale moralnym - kontynuował.
Ludzie popierani przez kreatury nie powinni reprezentować polityki zagranicznej Niesioł o Achmatowiczu i Sadosiu
Szymanek-Deresz: Sadoś był Antyrzecznikiem Roku
Jolanta Szymanek-Deresz także zaakcentowała niepochlebne opinie o dwóch nominowanych przez prezydenta kandydatach.
- Chciałabym przypomnieć, że media, zwierciadło opinii publicznej przyznały panu Sadosiowi (byłemu rzecznikowi ministerstwa spraw zagranicznych) tytuł Antyrzecznika Roku 2006. Dlaczego taka osoba ma reprezentować nasz kraj za granicą? - zapytała posłanka SLD, po czym sama odpowiedziała na pytanie. - Bo nie była zweryfikowana przez sejmową Komisję Spraw Zagranicznych.
"Przedwczesne nominacje"
Posłanka dodała także, że podpisanie nominacji przez prezydenta było zbyt wczesne i świadczy o "lekceważeniu takiego organu, jak komisja sejmowa". Poseł Kowal, który znalazł się w krzyżowym ogniu zarzutów ze strony Niesiołowskiego i Deresz tłumaczył, że nominacje były zgodne ze wszystkimi wymaganymi procedurami.
- To nie było lekceważenie, a ambasadora nie można mianować po cichu. Mianowanie jest poprzedzone co najmniej kilkoma krokami proceduralnymi, które przechodzą przez MSZ. Procedura mianowania trwa cztery, pięć tygodni - tłumaczył Paweł Kowal z PiS. - Mam wrażenie, że to konflikt celowo wywoływany przez PO - dodał wiceszef sejmowej Komisji Spraw Zagranicznych.
Kowal: zostawmy nazwiska ambasadorów w spokoju
Na pytanie, dlaczego powiadomienie o nominacji nie wpłynęło do komisji mimo, że dotarło do Sejmu Kowal odpowiedział: "trzeba to sprawdzić". Odniósł się również, do ataków na dwóch mianowanych ambasadorów - Andrzeja Sadosia i Jerzego Achmatowicza.
- Nie jestem w stanie zweryfikować wszystkich plotek o tych osobach. Decyzję podjął premier i prezydent. Została ona odpowiednio podjęta i komisja mogła się tym zająć wcześniej. Czy byli najlepsi, nie wiem. Ważne, że przeszli całą procedurę - argumentował.
Nie jestem w stanie zweryfikować wszystkich plotek o tych osobach. Czy byli najlepsi, nie wiem. Ważne, że przeszli całą procedurę. Kowal o Sadosiu i Achmatowiczu
Nominacja bez wiedzy MSZ
Radio TOK FM powołując się na nieoficjalne źródłom podało w środę, że 15 listopada Lech Kaczyński podpisał kilka nominacji dla ambasadorów, a dopiero dzień później do sejmowej Komisji Spraw Zagranicznych wpłynęło pismo o zaopiniowanie ich kandydatur. Według radia MSZ miało się dowiedzieć o sprawie jeszcze później, bo po sześciu tygodniach od daty nominacji.
Zatwierdzone przez prezydenta 15 listopada nominacje zostały wskazane w ostatniej chwili przez ustępujący rząd. Wśród nominowanych są najpewniej Andrzej Sadoś, który miał być ambasadorem przy OBWE w Wiedniu, i Jerzy Achmatowicz przymierzany do placówki w Meksyku.
Niesiołowski: zablokowanie wyjazdu Kowala było słuszne
Goście Magazynu 24 Godziny rozmawiali także o tym, dlaczego Marszałek Sejmu Bronisław Komorowski nie zgodził się na wyjazd Pawła Kowala na wybory do Gruzji. (Kowal planował być w Tbilisi dwa dni i wyjechać z Gruzji dzień przed wyborami 5 stycznia).
- Myślałem, że za tą decyzją nic się nie kryje, ale w ciągu trzech dni słyszeliśmy różne wersje tłumaczeń Marszałka Sejmu i to jest trochę podejrzane - mówił poseł Kowal.
- To, co pan mówi, to jest kłamstwo - odpowiedział mu Stefan Niesiołowski. - Zapewniał pan, że wróci przed wyborami, czyli nie jechał pan na wybory. Jechała 7-osobowa stała grupa obserwatorów i decyzja Marszałka była słuszna - atakował Niesiołowski. Tym razem nie poparła go jednak Jolanta Szymanek-Deresz.
- W składzie obserwatorów powinien znaleźć się wiceprzewodniczący Komisji Spraw Zagranicznych, dziwi mnie więc, że posłowi Kowalowi nie pozwolono na wyjazd. Zwłaszcza, że inne kraje wysyłały większe liczebnie delegacje - powiedziała Posłanka SLD.
Źródło: tvn24
Źródło zdjęcia głównego: TVN24