Szlabany uniesione, jedzie pociąg. "Nie liczmy na łut szczęścia, że nam uda się przejechać"

Pytania o odpowiedzialność za przejazdy kolejowe
Pytania o odpowiedzialność za przejazdy kolejowe
Źródło: tvn24

Kto odpowiada za bezpieczeństwo na przejeździe kolejowym? Przykład z Płocka pokazuje, że odpowiedź nie jest taka prosta. Kierowca zarejestrował sytuację, która mrozi krew w żyłach. Padał deszcz, był wieczór, na przejazd kolejowy wjechał pociąg. Szlabany były uniesione, a dróżnika na przejeździe nie było, bo być nie musiało. - Bądźmy ostrożni i nie liczmy na łut szczęścia, że nam się uda przejechać - komentuje tę sytuację Jerzy Piotrowski, instruktor nauki jazdy. Materiał magazynu "Polska i Świat".

Gdy na strzeżonym przejeździe kolejowym rogatki są w górze, wydaje się, że droga wolna. Jak się okazuje, nie zawsze. - Nagle jedzie pociąg przez środek miasta i szlaban jest otwarty - opowiada Kinga Wochowska z Komunikacji Miejskiej w Płocku.

Sytuację nagrała kamera miejskiego autobusu. Za kierownicą siedział Mirosław Ogrodnik, który ten konkretny przejazd kolejowy w centrum Płocka pokonywał już wiele razy. Ale pierwszy raz widział coś takiego.

- Przejazd strzeżony, uniesiony, wieczorem, żadnego oznakowania nie ma, a tu jedzie pociąg - opisuje.

Dróżnik pełnił służbę do godziny 19

Pan Mirosław usłyszał wcześniej syrenę lokomotywy. Zatrzymał się, ostrzegł światłami kierowcę z naprzeciwka i ruszył szukać dróżnika. Jak wyjaśnia, obawiał się, że ten mógł zasłabnąć.

- Okazało się, że budka jest zamknięta. Przez okno udało mi się spojrzeć, czy gdzieś nie leży - relacjonuje kierowca. Dodaje, że nikogo nie było.

Dróżnika nie było, bo poszedł już do domu. - Na tym przejeździe dróżnik pełnił służbę od godziny 7 do godziny 19 - informuje Mirosław Siemieniec z PKP Polskie Linie Kolejowe.

Trasa była w remoncie. W nocy ruch pociągów znikomy, dlatego kolejarze uznali, że dróżnik nie będzie potrzebny. Za bezpieczeństwo odpowiadali maszyniści.

"Było niebezpiecznie"

- Jeśli pociąg musiał przejechać, stosowano zasady bezpieczeństwa polegające na tym, że maszynista jechał z prędkością do 20 kilometrów na godzinę, podawał sygnały dźwiękowe, obserwował sytuację na przejeździe - wyjaśnia Siemieniec.

- Było niebezpiecznie - komentuje kierowca autobusu. Przejazd znajduje się w centrum miasta. Było po godzinie 22, padał deszcz. - Jadący motocykl z szybkością - wiadomo, nawet po mieście są w stanie jechać sto parę na godzinę - nie wiem, czy motocyklista w kasku usłyszałby te dźwięki - dodaje Ogrodnik.

Sytuacja z Płocka najlepiej pokazuje, że odwołujące się do zachowania zasad bezpieczeństwa na przejazdach kolejowych hasło "Zatrzymaj się i żyj" to nie jest zwykły slogan.

- Bądźmy ostrożni i nie liczmy na łut szczęścia, że nam się uda przejechać - podkreśla Jerzy Piotrowski, instruktor nauki jazdy. - Szczególnie wśród kursantów mamy takie sytuacje: że jeszcze zdążę. Zawsze mówię: ku słońcu na cmentarz - dodaje.

"Jest to troszeczkę, delikatnie mówiąc, niebezpieczne"

Nagranie z przejazdu w Płocku reporter magazynu "Polska i Świat" pokazał w Komendzie Głównej Policji. - Jest to troszeczkę, delikatnie mówiąc, niebezpieczne - komentuje podinspektor Radosław Kobryś z Komendy Głównej Policji.

- Niewątpliwie w tej sytuacji lepiej byłoby, żeby znak STOP przynajmniej był, a może jeszcze inny znak ostrzegawczy - mówi policjant.

- Kierowca, który stosuje się do Kodeksu ruchu drogowego, wie, że na każdym przejeździe należy zachować szczególne zasady bezpieczeństwa, czyli sprawdzić, czy droga z prawej i lewej strony jest wolna - przypomina przedstawiciel PKP Polskie Linie Kolejowe.

Jednak praktyka pokazuje, że nawet czynne zapory czy sygnalizatory nie dają pełni bezpieczeństwa.

Z policyjnych statystyk wynika, że tylko w maju na niestrzeżonych przejazdach kolejowych zginęło sześć osób, a 12 kolejnych zostało rannych. Z kolei na strzeżonych przejazdach kolejowych zginęły cztery osoby, a pięć zostało rannych.

Na przejeździe w centrum Płocka dróżnik pracuje już całą dobę.

Autor: tmw//now / Źródło: tvn24

Czytaj także: