Kto odpowiada za bezpieczeństwo na przejeździe kolejowym? Przykład z Płocka pokazuje, że odpowiedź nie jest taka prosta. Kierowca zarejestrował sytuację, która mrozi krew w żyłach. Padał deszcz, był wieczór, na przejazd kolejowy wjechał pociąg. Szlabany były uniesione, a dróżnika na przejeździe nie było, bo być nie musiało. - Bądźmy ostrożni i nie liczmy na łut szczęścia, że nam się uda przejechać - komentuje tę sytuację Jerzy Piotrowski, instruktor nauki jazdy. Materiał magazynu "Polska i Świat".
Gdy na strzeżonym przejeździe kolejowym rogatki są w górze, wydaje się, że droga wolna. Jak się okazuje, nie zawsze. - Nagle jedzie pociąg przez środek miasta i szlaban jest otwarty - opowiada Kinga Wochowska z Komunikacji Miejskiej w Płocku.
Sytuację nagrała kamera miejskiego autobusu. Za kierownicą siedział Mirosław Ogrodnik, który ten konkretny przejazd kolejowy w centrum Płocka pokonywał już wiele razy. Ale pierwszy raz widział coś takiego.
- Przejazd strzeżony, uniesiony, wieczorem, żadnego oznakowania nie ma, a tu jedzie pociąg - opisuje.
Dróżnik pełnił służbę do godziny 19
Pan Mirosław usłyszał wcześniej syrenę lokomotywy. Zatrzymał się, ostrzegł światłami kierowcę z naprzeciwka i ruszył szukać dróżnika. Jak wyjaśnia, obawiał się, że ten mógł zasłabnąć.
- Okazało się, że budka jest zamknięta. Przez okno udało mi się spojrzeć, czy gdzieś nie leży - relacjonuje kierowca. Dodaje, że nikogo nie było.
Dróżnika nie było, bo poszedł już do domu. - Na tym przejeździe dróżnik pełnił służbę od godziny 7 do godziny 19 - informuje Mirosław Siemieniec z PKP Polskie Linie Kolejowe.
Trasa była w remoncie. W nocy ruch pociągów znikomy, dlatego kolejarze uznali, że dróżnik nie będzie potrzebny. Za bezpieczeństwo odpowiadali maszyniści.
"Było niebezpiecznie"
- Jeśli pociąg musiał przejechać, stosowano zasady bezpieczeństwa polegające na tym, że maszynista jechał z prędkością do 20 kilometrów na godzinę, podawał sygnały dźwiękowe, obserwował sytuację na przejeździe - wyjaśnia Siemieniec.
- Było niebezpiecznie - komentuje kierowca autobusu. Przejazd znajduje się w centrum miasta. Było po godzinie 22, padał deszcz. - Jadący motocykl z szybkością - wiadomo, nawet po mieście są w stanie jechać sto parę na godzinę - nie wiem, czy motocyklista w kasku usłyszałby te dźwięki - dodaje Ogrodnik.
Sytuacja z Płocka najlepiej pokazuje, że odwołujące się do zachowania zasad bezpieczeństwa na przejazdach kolejowych hasło "Zatrzymaj się i żyj" to nie jest zwykły slogan.
- Bądźmy ostrożni i nie liczmy na łut szczęścia, że nam się uda przejechać - podkreśla Jerzy Piotrowski, instruktor nauki jazdy. - Szczególnie wśród kursantów mamy takie sytuacje: że jeszcze zdążę. Zawsze mówię: ku słońcu na cmentarz - dodaje.
"Jest to troszeczkę, delikatnie mówiąc, niebezpieczne"
Nagranie z przejazdu w Płocku reporter magazynu "Polska i Świat" pokazał w Komendzie Głównej Policji. - Jest to troszeczkę, delikatnie mówiąc, niebezpieczne - komentuje podinspektor Radosław Kobryś z Komendy Głównej Policji.
- Niewątpliwie w tej sytuacji lepiej byłoby, żeby znak STOP przynajmniej był, a może jeszcze inny znak ostrzegawczy - mówi policjant.
- Kierowca, który stosuje się do Kodeksu ruchu drogowego, wie, że na każdym przejeździe należy zachować szczególne zasady bezpieczeństwa, czyli sprawdzić, czy droga z prawej i lewej strony jest wolna - przypomina przedstawiciel PKP Polskie Linie Kolejowe.
Jednak praktyka pokazuje, że nawet czynne zapory czy sygnalizatory nie dają pełni bezpieczeństwa.
Z policyjnych statystyk wynika, że tylko w maju na niestrzeżonych przejazdach kolejowych zginęło sześć osób, a 12 kolejnych zostało rannych. Z kolei na strzeżonych przejazdach kolejowych zginęły cztery osoby, a pięć zostało rannych.
Na przejeździe w centrum Płocka dróżnik pracuje już całą dobę.
Autor: tmw//now / Źródło: tvn24