Dwukrotnie więcej ćwiczeń, powrót tych specjalistów, którzy odeszli z wojska, udział obrony terytorialnej w każdym ćwiczeniu przygotowywanym przez dowódców brygad i dywizji - to plany na 2016 r., które zapowiada dowódca generalny rodzajów sił zbrojnych gen. broni Mirosław Różański.
Zdaniem generała należy stworzyć możliwości powrotu specjalistom, którzy odeszli z wojska. - Domeną Dowództwa Generalnego jest szkolenie, przygotowanie wojsk, zarówno tych w szyku, jak i rezerwy – przypomniał generał, który objął to stanowisko w lipcu 2015 r., jako drugi dowódca generalny od utworzenia tej struktury.
Podkreślił, że do niedawna główny wysiłek był skupiony na misjach zagranicznych, szczególnie afgańskiej, która – jako bojowa – zakończyła się w 2014 roku. - W roku 2015 skupiliśmy się na tym, co jest związane z art. 5 traktatu waszyngtońskiego oraz obroną terytorium kraju. Przygotowywaliśmy się do wykonywania zadań nie tylko w układzie narodowym, ale również sojuszniczym – powiedział.
Dwukrotnie więcej ćwiczeń
Generał zwrócił uwagę, że w ubiegłym roku w Polsce szkoliło się ponad 16 tys. sojuszniczych żołnierzy, przeprowadzono w kraju 27 międzynarodowych ćwiczeń, za granicą odbyło się ponad 40 przedsięwzięć szkoleniowych z udziałem polskich żołnierzy. Chodziło o sprawdzenie zdolności do wykonywania zadań nie tylko wspólnie z sojusznikami, ale i partnerami NATO oraz krajami aspirującymi do członkostwa.
- Stąd ćwiczenia, w których niejednokrotnie brały udział trzy-cztery rodzaje sił zbrojnych. Wcześniej też tak bywało, ale nie w takiej skali – zaznaczył Różański. - Początek może był trochę szorstki, ale teraz koledzy potwierdzali, że formuła otwartości doprowadziła, że ćwiczenia są bardziej efektywne. Dowódcy już na szczeblach taktycznych planują wspólne przedsięwzięcia i je koordynują – dodał szef DGRSZ, który – jak powiedział – przy ćwiczeniach dywizji, skrzydeł czy flotylli zawsze zadaje pytanie, czy biorą w nich udział także inne rodzaje sił zbrojnych.
Zwrócił uwagę, że „wspólne przedsięwzięcie szkoleniowe nie musi się odbywać za zgodą Warszawy”, a decyzje mogą zapadać od szczebla dowódcy brygady.
Dodał, że intensywniejsze szkolenia, także międzynarodowe, spotykają się ze zrozumieniem i poparciem, również wśród sojuszników. - Sytuacja, która doprowadziła do tego, że inaczej patrzymy na środowisko bezpieczeństwa w Europie, dała nam legitymację i przyzwolenie społeczeństwa na tak intensywne szkolenie.
Dowództwo planuje na rok 2016 blisko dwukrotnie więcej ćwiczeń niż w roku ubiegłym. Wśród nich największe z dotychczasowych ćwiczeń Anakonda, przewidziane jako działanie w warunkach konfliktu hybrydowego. Odbędzie się ono przed lipcowym szczytem NATO, a scenariusz zakłada wykorzystanie także pozamilitarnych elementów systemu obronnego.
Przeszkolonych ponad 10 tys. rezerwistów
W ćwiczeniu Anakonda wezmą udział rezerwiści, którzy od minionego roku również szkolą się intensywniej niż do tej pory. - Różne były przyczyny, dlaczego tych szkoleń i ćwiczeń w przeszłości było mniej, ale rok 2015 to w moim przekonaniu przełom – ponad 10 tys. rezerwistów odbyło przeszkolenie, nie tylko jednodniowe, polegające na sprawdzeniu, czy rezerwista ma dopasowane umundurowanie. - Po raz pierwszy powołaliśmy zwarty batalion obrony terytorialnej, który wziął udział w ćwiczeniu z wojskami operacyjnymi Dragon 15 - przypomniał generał.
- Wykonywali typowe zadania dla pododdziału OT, który nie jest na głównym kierunku działań operacyjnych, tylko na pomocniczym – zabezpieczali rejony przed przenikaniem grup dywersyjno-rozpoznawczych przeciwnika, organizowali miejsca składowania amunicji i sprzętu, osłaniali luki między ugrupowaniami wojsk operacyjnych. Rezerwiści uczyli się przygotowywać lądowiska do desantowania, w sposób praktyczny uczyli się naprowadzać śmigłowce do lądowania – wyliczał dowódca generalny.
Podkreślił, że dzięki poważnym zadaniom wykonywanym razem z wojskami operacyjnymi, dzięki kontaktowi ze sprzętem, który wcześniej mogli znać tylko ze zdjęć, rezerwiści ćwiczyli z prawdziwym zaangażowaniem.
Udział obrony terytorialnej w każdym ćwiczeniu
- Na rok 2016 postawiłem wytyczne, aby w każdym ćwiczeniu przygotowywanym przez dowódców brygad i dywizji planować udział obrony terytorialnej. Szczerze mówiąc, dowódcy podchodzą do tego z rezerwą, ale nie ma innego wyjścia, trzeba ich przekonać, czasem wymusić – powiedział. - Nie będziemy – podkreślił - trzymać rezerwistów w koszarach, nie chodzi o wizytacje w magazynach, przymierzenie munduru i pobranie broni. Pakujemy ich na samochody, transportery i na poligon. Tam sobie przyszykują obozowisko – powiedział.
Według Różańskiego nie można dawać rezerwistom zbyt prostych zadań, które ich zniechęcą, ale nie jest też łatwo przygotować specjalistę do obsługi sprzętu, którego opanowanie wymaga nie dni i miesięcy, lecz lat. Zdaniem generała należy to robić w ramach ćwiczeń 30-dniowych, bo dwudniowe nie są efektywne. Warunkiem jest, by rezerwista w dużym wyprzedzeniem wiedział, że zostanie na takie ćwiczenie powołany. - Powinniśmy stworzyć taki model szkolenia i pełnienia służby, by żołnierze wiedzieli, że odejdą stąd do rezerwy. Jako dowódca chciałbym mieć jak największe siły zbrojne, ale trzeba tu pogodzić różne względy – zaznaczył. Nawiązując do dyskusji o obronie terytorialnej gen. Różański zauważył, że "nie trzeba jej budować od zera, strukturę mamy, choć może nie jest ona adekwatna do potrzeb, a na koniec 2015 roku mamy 30 batalionów złożonych z żołnierzy rezerwy".
Usprawnienie systemu szkolenia
W roku 2015 czteromiesięczne szkolenie przygotowawcze odbyło ponad 9 tys. osób, na 2016 planuje się szkolenie 12 tysięcy. Wiele z nich, jak mówi generał, chciałoby zostać żołnierzami zawodowymi. - Pytanie, jak stworzyć warunki, by ci ludzi weszli do armii na krótko lub na stałą służbę. Budżet nie jest z gumy. Gdybyśmy doprowadzili do sytuacji, że nie ma odpływu szeregowców z wojska, to w pewnym momencie system się zakorkuje. W wielu armiach służba na stanowisku szeregowego jest określona różnie - na sześć, osiem, 12 lat. U nas wprowadzenie służby zawodowej odbyło się nietypowo – z dnia na dzień. Ci, którzy rozpoczynali wówczas służbę, widzieli siebie jako żołnierzy zawodowych, którzy służą do emerytury. Dzisiaj ci "dwunastolatkowie" czasami czują się oszukani - służyli za granicą, czują się sprawdzeni, potrzebni. Proponuję spojrzeć szerzej – skąd mamy brać rezerwistów? Właśnie spośród tych, którzy odbywali służbę” – tłumaczy generał, dodając, że typowa fluktuacja dla stutysięcznej armii (tylu jest w Polsce żołnierzy zawodowych) – to 3-4 tysiące.
Według Różańskiego oprócz usprawnienia systemu szkolenia trzeba też jasno powiedzieć, że inne są zadania żołnierzy wojsk operacyjnych, rezerwistów i entuzjastów z organizacji paramilitarnych. Pierwsi powinni – po służbie przygotowawczej – odbywać ćwiczenia rotacyjne i trafiać do jednostek. W przypadku rezerwistów „mało prawdopodobne, że ktoś zostanie powołany, ubrany w mundur i na drugi dzień pójdzie w bój”. Harcerze i członkowie organizacji proobronnych powinni wiedzieć, jaką pomoc będą mogli świadczyć w sytuacji kryzysowej. Jak mówi generał, trzeba sobie zadać pytanie: "czy wszyscy powinniśmy nosić karabiny, czy wszyscy musimy być użyci w strefie działań bezpośrednich?".
Należy też – ocenia generał – otworzyć bramy koszar przed tymi, którzy odeszli z wojska, a chcieliby znów służyć w potrzebnych armii specjalnościach. - Często spotykam dowódców, którzy mówią, że w okolicach jednostek wojskowych mają rezerwistów - oficerów, podoficerów, którzy chcieliby wrócić do wojska. Większość z nich odeszła na własną prośbę, w obawie przed zmianami przepisów emerytalnych lub mieszkaniowych. Wśród nich wielu specjalistów dziedzin technicznych czy logistyki. Może należałoby ich przygarnąć jak „biblijnego syna marnotrawnego" – proponuje dowódca generalny.
Autor: js//gak / Źródło: PAP
Źródło zdjęcia głównego: TVN24