Kierowcy PKS Radom dostali już wypowiedzenia – kierowane przez nich autobusy będą kursować do końca października. Nie wiadomo, co dalej z dojazdem dzieci do szkół i dorosłych do pracy. Organizacja lokalnego transportu to problem nie tylko dla gmin z południa województwa mazowieckiego. Łukasz Wieczorek sprawdził, jak w praktyce wygląda zapowiadana przez PiS reaktywacja lokalnych połączeń. Materiał magazynu "Polska i Świat".
Pan Bogdan, który jest kierowcą PKS Radom, szykuje się do kursu. Jednego z ostatnich. – Wszyscy pracownicy dostali wypowiedzenia i kończymy działalność 31 października – informuje syndyk masy upadłości PKS Radom Aneta Szumowska.
Spółka PKS Radom upadła. Do końca miesiąca pasażerowie zgodnie z rozkładem dojadą do szkoły, pracy, lekarza. Pytanie, co dalej? - Rozmawiamy z gminami, kto i w jakim zakresie mógłby ten transport przejąć – przekazuje Aneta Szumowska.
- Rozmowy są w toku i na tym etapie nie ma konkretów – dodaje.
Zamiast reaktywacji, zamykane połączenia PKS-we
Zapowiedzi Prawa i Sprawiedliwości były jasne - reaktywacja lokalnych połączeń. - Przede wszystkim na targowisko, do szkoły, do szpitala, do znajomych, trzeba móc dojechać w tych naszych małych ojczyznach i po to odbudowujemy połączenia PKS-owe – mówił premier Mateusz Morawiecki. W Rudzie Wielkiej już od tygodni nie ma bezpośrednich połączeń do Radomia. Po skasowaniu kursów przez przewoźnika, gmina chce z sąsiednim samorządem powalczyć o dotacje na połączenia.
- Jesteśmy zmuszeni, nawet zobowiązani do tego, żeby wystąpić wspólnie o te środki, żebyśmy rozwiązali ten problem może na dłuższy czas – twierdzi wójt gminy Wierzbica Zdzisław Dulias.
Rząd od kilku lat gwarantuje 800 milionów złotych na nowe linie, ale problem z dojazdem do mniejszych miejscowości wcale nie maleje - wręcz przeciwnie. - O ile w latrach 2018-19 autobusy poza miastami przejeżdżały około 700 milionów kilometrów, w 2021 roku przejechały tylko 423 miliony. I to zjawisko ciągle narasta, widzimy w tym roku, że zamykają się kolejni przewoźnicy – zwraca uwagę dr Michał Wolański z SGH w Warszawie.
Przewoźnicy nie chcą podpisywać umów na rok
Z roku na rok samorządy chętniej sięgają po pieniądze na nowe połączenia, nigdy nie wykorzystały jednak całej puli. - Nigdy nie było 100 procent wykorzystania. Gminy uznają, że jak to nie jest wpisane w szerszy, bezpieczny system finansowania transportu, to na rok nie będą się tym zajmować – wyjaśnia Adrian Furgalski z Zespołu Doradców TOR.
Dotacje rozliczane są na rok. Przewoźnicy nie chcą podpisywać umów na tak krótki czas. - Poza tym kwoty, jakie ma przewidziane marszałek, to jest 3 złote – podkreśla właściciel Małopolska PKS Tomasz Stanek. - To bardzo śmieszne pieniądze teraz – dodaje.
Zdaniem byłego już przewoźnika, dotacja powinna wynosić przynajmniej 8 złotych za kilometr. - Przystąpiliśmy realnie do walki z wykluczeniem komunikacyjnym – mówił minister infrastruktury Andrzej Adamczyk. Z kolei dr Michał Wolański stwierdza, że pomimo tego, że wydajemy więcej pieniędzy, "transport w Polsce obumiera".
Źródło: TVN24