Krzysztof Piesiewicz zapłacił pół miliona złotych za kompromitujące materiały - twierdzi RMF FM. Z kolei według "Wprost" jedna z kobiet, z którymi senator PO zabawiał się na nagraniu opublikowanym przez "SuperExpress", przyznała się do szantażu. Prokuratura tego nie potwierdza. Nie chce udzielać żadnych informacji do czasu przesłuchania senatora.
"Wprost" podaje szczegóły zatrzymania jednej z kobiet, które senator oskarża o szantaż. Według tygodnika doszło do tego 18 listopada 2009 w centrum Warszawy, w okolicach Rotundy na skrzyżowaniu Alei Jerozolimskich i Marszałkowskiej. Zatrzymana była przekonana, że spotyka się z asystentką Piesiewicza, która odkupi od niej nagrania. Transakcja była jednak zaaranżowana przez policję, a w roli asystentki wystąpiła funkcjonariuszka policji.
Według RMF z kolei to nie pierwszy przypadek szantażowania Piesiewicza. W ubiegłym roku senator miał zapłacić pół miliona złotych szantażystom, którzy grozili opublikowaniem kompromitujących go zdjęć i filmów. Wtedy wszczęte już śledztwo umorzono, bo Piesiewicz stwierdził, że sprawy nie ma.
Prokuratura nie komentuje
"Wprost" pisze też, że jedna z kobiet przyznała się do szantażu. Prokuratura okręgowa Warszawa-Praga nie potwierdza tego. - Do czasu przeprowadzenia czynności procesowych z udziałem Krzysztofa Piesiewicza żadnych informacji nie udzielamy - ucina rzeczniczka prokuratury Renata Mazur. Senator nie został jeszcze przesłuchany odnośnie domniemanego zażywania narkotyków. - Czekamy na odpowiedź Senatu na nasze pismo - mówi rzeczniczka. Chodzi o pismo w sprawie uchylenia immunitetu. Co prawda senator sam się go zrzekł, ale, jak wyjaśniła Mazur, prokuratura potrzebuje oficjalnego dokumentu.
Prokurator krajowy Edward Zalewski na konferencji prasowej był równie lakoniczny: - Wszelkie informacje o tym śledztwie muszą być podawane w sposób wyjątkowo wyważony. Trwają czynności i nie można wykluczyć kolejnych kroków dowodowych, przedstawiania zarzutów kolejnym osobom - powiedział dziennikarzom.
Zarzutów dla senatora nie ma. Ale będą
Zaznaczył, że gdyby prokurator nie miał zamiaru przedstawienia senatorowi zarzutu, to nie występowałby do Senatu z wnioskiem o uchylenie immunitetu. Dodał, że zarzut ten "będzie oparty o treść ustawy o przeciwdziałaniu narkomanii".
Senacka komisja regulaminowa wnioskiem o uchylenie immunitetu ma zająć się w przyszłym tygodniu, prawdopodobnie w środę
Kokaina czy lek?
W sprawie Piesiewicza toczą się dwa śledztwa. Pierwsze w sprawie szantażu, jakiego dwie kobiety miały się dopuścić na senatorze PO. O żądaniach szantażystek Piesiewicz sam poinformował policję. Drugie dotyczy domniemanego posiadania oraz udzielania innym osobom narkotyków przez polityka PO. W zależności od ilości grozi za to do 3 (za niewielką) do nawet 8 lat więzienia.
Senator twierdzi, że biały proszek, który pojawia się na nagraniach, to lek. Kobiety zapewniają, że kokaina. Według RMF nagrana impreza miała miejsce rok temu. Do domu Piesiewicza przyjechały dwie prostytutki i to właśnie im miał proponować kokainę. Jedna z kobiet zgodziła się i zażyła narkotyk, druga odmówiła.
"Aż mi okulary z wrażenia spadły"
Na jednym z opublikowanych przez SE filmów widać, jak mężczyzna pochyla się nad stołem i wciąga leżący na nim biały proszek. Stoi nad nim jedna z kobiet, a druga mówi: - O Jezus. Aż mi okulary z wrażenia spadły.
Dalej impreza się rozkręca. Widzimy Piesiewicza w kwiecistej sukience, z gołymi nogami, jedna z kobiet maluje mu usta szminką. Wygląda na niezbyt przytomnego. Druga kobieta komentuje z offu w słowach nie nadających się do druku.
Źródło: "Wprost", RMF FM, tvn24.pl
Źródło zdjęcia głównego: TVN24