Ministerstwo Sprawiedliwości ma już gotowy projekt założeń do ustawy, która ureguluje sytuację osób transseksualnych w Polsce. Kluczowe rozwiązania zaproponowane przez ministrerstwo budzą jednak sprzeciw ministra zdrowia, seksuologów, środowisk transpłciowych i polityków. Poznaliśmy szczegóły projektu i punkty, których dotyczą największe wątpliwości.
Ministerstwo Sprawiedliwości, które jest autorem projektu, chce skierować go pod obrady rządu do końca roku. W środę swoje stanowisko do propozycji resortu sprawiedliwości przedstawiło Ministerstwo Zdrowia. Zastrzeżenia dotyczyły dwóch kluczowych kwestii, bez rozwiązania których ministerstwo nie podpisze się pod projektem. Jakie rozwiązania proponują osobom transseksualnym prawnicy resortu sprawiedliwości i dlaczego prawne uregulowanie ich sytuacji jest konieczne?
Pięć kroków do zmiany
W Polsce kwestie zmiany płci to wciąż swojego rodzaju „szara strefa”. W naszym prawie nie ma żadnych przepisów regulujących te sprawy. Wskazówki dotyczące rozwiązań prawnych, które na to pozwalają, wypływają jedynie z orzeczeń Sądu Najwyższego z przełomu lat 80. i 90. Nowe przepisy mają wyjść naprzeciw najnowszemu orzecznictwu Europejskiego Trybunału Praw Człowieka (ETPC), uznającemu prawo do życia zgodnie z własną tożsamością płciową.
Ministerstwo Sprawiedliwości proponuje, by szeroko pojęty proces zmiany płci przebiegał pięciostopniowo.
Krok pierwszy: diagnoza
Pierwszym krokiem osoby, która chciałaby wejść na tę ścieżkę, miałoby być uzyskanie skierowania od psychiatry seksuologa.
„Lekarz wydający skierowanie powinien stwierdzić występowanie transseksualizmu u pacjenta” - piszą w projekcie założeń jego autorzy z MS. Inne warunki: osoba ubiegające się o skierowanie musi być pełnoletnia i nie może pozostawać w związku małżeńskim.
Kroki drugi i trzeci: komisja, test realnego życia
Krok drugi to wystąpienie do specjalnej komisji o wydanie orzeczenia umożliwiającego odbycie okresu próbnego, tzw. testu realnego życia. Komisję powoływać ma minister zdrowia. W jej skład wejdą trzy osoby: krajowy konsultant w dziedzinie seksuologii, specjalista psychiatra i psycholog. Głos komisji będzie w tym procesie decydujący.
To jej członkowie zdecydują, czy pacjent kwalifikuje się do odbycia testu realnego życia i ile on potrwa. Z zastrzeżeniem, że okres próbny, czyli krok trzeci, nie może być krótszy niż rok i dłuższy niż trzy lata.
W czasie próby osoba jej poddawana będzie mogła ubiegać się o wydanie dodatkowego dokumentu tożsamości zawierającego dotychczasowe imię i płeć, ale też adnotację, że osoba posługująca się dokumentem jest w trakcie procesu zmiany płci metrykalnej.
„Test ma na celu nauczyć funkcjonowania osoby w nowej roli oraz sprawdzić, czy taka zmiana rzeczywiście spełnia jej oczekiwania” - czytamy w projekcie. Dopiero odbycie „bez zakłóceń” okresu próbnego, połączonego z terapią hormonalną i „zabiegami korekcyjnymi nieingerującymi intensywnie w integralność fizyczną”, będzie podstawą do wydania przez sąd orzeczenia o korekcie płci oraz zgody na zabieg chirurgiczny.
Właśnie tych kwestii dotyczą największe zastrzeżenia Ministerstwa Zdrowia, które chciałoby, aby dopiero przed sądem głos zabierała komisja lekarska. Zdaniem autorów projektu wydłuży to jednak i skomplikuje cały proces.
Krok czwarty: sąd
W założeniach resortu sprawiedliwości postępowanie sądowe, czyli krok czwarty, ma przebiegać w uproszczonym trybie nieprocesowym, a sędzia orzekać będzie na podstawie zgromadzonych już wcześniej materiałów oraz wysłuchania pacjenta. Dzisiaj to właśnie postępowanie przed sądem jest dla osób transseksualnych najcięższym doświadczeniem. Osoba taka musi bowiem najpierw wnieść pozew przeciwko swoim rodzicom w związku z błędnym ustaleniem płci dziecka.
Co istotne, orzeczenie o korekcie płci ma oznaczać, zgodnie z założeniami MS, konieczność wprowadzenia zmian do aktu urodzenia. Osoba taka automatycznie uzyska „pełny status prawny związany z nową płcią”, w tym m.in. możliwości zawarcia małżeństwa z osobą innej płci.
Dopiero orzeczenie sądu, po uprawomocnieniu się, da możliwość poddania się „zabiegowi adaptacyjnemu”, czyli chirurgicznemu usunięciu narządów płciowych i wytworzeniu nowych. Szczegółowe rozwiązanie tych kwestii także budzi wątpliwości Ministerstwa Zdrowia.
Środowiska transseksualne: propozycja kuriozalna
W opinii twórców nowych przepisów mają one służyć „zwiększeniu komfortu podstawowej egzystencji osób transseksualnych w społeczeństwie”. Ale projekt już wywołuje głęboki sprzeciw tych środowisk. Uważają one, że nowe regulacje nie tylko nie zwiększą komfortu, ale utrudnią życie osobom transseksualnym.
- Rządowa propozycja w tym kształcie jest kuriozalna. Jeśli ktoś myśli, że wyświadcza nam przysługę, to jest w błędzie. Przeciwnie, robi nam krzywdę - uważa Edyta Baker z fundacji „Trans-fuzja” działającej na rzecz osób transpłciowych.
I wylicza: przejście procesu będzie trwało latami, o zakwalifikowaniu osoby do „testu realnego życia” zdecyduje trzech lekarzy na podstawie niezwykle ogólnie sformułowanych kryteriów - przede wszystkim „zachowania pacjenta w nowej roli”, okres próby będzie narzucał jego uczestnikom zachowania, na które nie będą mieli siły lub ochoty. - Jak to ma wyglądać? Co ja mam udowadniać? Że potrafię chodzić na szpilkach? Że już lubię krótkie spódniczki bardziej niż szerokie spodnie? Że mam odwagę tego samego dnia, w którym rozpocznie się mój czas próby, wejść do pracy i powiedzieć kolegom: od dziś macie nową koleżankę? - mnoży pytania Baker.
Z ministerialnymi prawnikami zgadza się tylko w jednym: nowe przepisy są potrzebne. Zresztą co do tego nie ma wątpliwości żadna ze stron. Tyle, że każda chce pisać reguły po swojemu.
Środowisko medyczne: są luki i to poważne
Poważne luki w projekcie widzą też seksuolodzy. Profesor Marii Beisert, wiceprezes Polskiego Towarzystwa Seksuologicznego, najbardziej kruche wydają się zapisy dotyczące działalności komisji, która decydować będzie o kwalifikowaniu do testu realnego życia. - Jestem zdziwiona, że w projekcie założeń nie zostało doprecyzowane, iż w skład takiej komisji, obok krajowego konsultanta w dziedzinie seksuologii i psychiatry, musi wchodzić psycholog seksuolog. Mowa jest jedynie o „psychologu”, a więc także o psychologu ze specjalizacją psychologii pracy czy edukacji - zwraca uwagę.
Profesor zgadza się z opinią środowisk transseksualnych, że wydawanie przez komisję orzeczenia na podstawie przede wszystkim tego, jak długo u danej osoby trwa „zdecydowane przekonanie o niewłaściwej płci”, jest kontrowersyjne. - To oczywiście bardzo ważne kryterium, ale nie może być ono jedynym. Moją wątpliwość budzi też fakt, że decyzję podejmowano by w oparciu o jedną instancję, bez możliwości odwołania się w przypadku odmowy - tłumaczy. W opinii wiceprezes PTS już w pierwszym etapie, przy wystawianiu skierowania, diagnozę powinien stawiać nie jeden lekarz, a przynajmniej trzyosobowy zespół, w skład którego obok psychiatry seksuologa miałby wchodzić psycholog seksuolog kliniczny i jeszcze jeden lekarz.
- Bardzo popieram natomiast postulat pełnoletności wnioskodawcy oraz to, że postępowania przed sądem odbywałyby się w trybie nieprocesowym. - Brałam udział w rozprawach, w których w roli pozwanych występowali rodzice osoby chcącej dokonać zmiany płci. Nierzadko miały one traumatyczny dla obu stron przebieg - dodaje prof. Beisert.
Polityczne „nie”
Projektowane zmiany i spór wokół ich kształtu nabierają też coraz większego kontekstu politycznego. I o ile jeszcze kilka tygodniu temu, gdy można było określić jedynie kierunek rządowych propozycji, przynajmniej po lewej stronie sceny panowała zgoda, o tyle dzisiaj głosy te są ledwo słyszalne.
- Mój sprzeciw budzi choćby czas trwania testu realnego życia, a przede wszystkim arbitralność w decydowaniu o tym. Nowe przepisy muszą się pojawić, ale nie można mnożyć kolejnych absurdalnych warunków - uważa Ryszard Kalisz, były przewodniczący, a dziś niezrzeszony członek komisji sprawiedliwości .
Płeć „zadana”
Nawet w obrębie jednej partii pomysłów jest więcej, niż jej członków. Za przykład może posłużyć Prawo i Sprawiedliwość. Iwona Arent, także zasiadająca w sejmowej komisji sprawiedliwości, przyznaje, że rozumie osoby, które mają problem z tożsamością płciową. - Tym osobom należy się pomoc i doprowadzenie do sytuacji, w której mogłyby one normalnie funkcjonować - deklaruje.
Arent zastrzega jednak, że jest zdecydowanie przeciwna temu, by proces zmiany płci przebiegał „na pstryknięcie palca”. A propozycja rządu rodzi jej zdaniem takie niebezpieczeństwo. - To nie może być widzimisię tej, czy innej osoby. Kryteria, których spełnienie pozwalałoby na zmianę płci, należy określić bardzo szczegółowo. Ten projekt tego warunku nie spełnia - uważa posłanka PiS.
Jej partyjny kolega Krzysztof Lipiec, również członek komisji sprawiedliwości, twierdzi już jednak, że próba tworzenia prawa ułatwiającego zmianę płci to „jedynie uleganie przez niektórych polityków dyktatowi mniejszości”. - Jestem stanowczo przeciwny temu, aby państwo czyniło tego typu rozstrzygnięcia. Prawo naturalne powinno być wzorem dla prawa stanowionego - zauważa. - A płeć człowieka została określona i zadana przez naturę.
Autor: Łukasz Orłowski/ ola / Źródło: tvn24.pl