- Są wątpliwości, czy procedura sekcji zwłok prezydenta Kaczyńskiego była prawidłowa. Nie ma też ani jednego zdjęcia z ani jednej sekcji - mówił w "Rozmowie Rymanowskiego" mec. Rafał Rogalski, pełnomocnik części rodzin ofiar katastrofy smoleńskiej. Zdaniem innego prawnika reprezentującego rodziny, Aleksandra Pocieja, Rosjanie przeprowadzili sekcje skrupulatnie, a rodziny, które on reprezentuje, nie mają żadnych zastrzeżeń.
W środę w mediach pojawiały się doniesienia na temat możliwości ekshumacji ciała Lecha Kaczyńskiego. Jak powiedział w "Rozmowie Rymanowskiego" reprezentujący Kaczyńskich mec. Rogalski, na razie to przedwczesne pytanie. - Nawet powiedzenie, że rodzina nie wyklucza wniosku o ekshumację, to za dużo - powiedział. Zaznaczył, że sam ma wątpliwości co do procedury sekcyjnej.
- Nieprawidłowości nie wynikają z tempa, ale z niedbałości. Nie ma dokumentacji fotograficznej z żadnej sekcji żadnej z ofiar. W polskiej procedurze to norma. Powinniśmy mieć też nagranie wideo, bo w Rosji dopuszczona jest taka możliwość. Rosjanie sporządzili dokumentację fotograficzną sprzed sekcji prezydenta, ale nie z samego jej przebiegu - zauważył Rogalski.
Jak dodał, sekcje zwłok ofiar odbywały się bezpośrednio po zdarzeniu. W takich przypadkach sporządza się ekspertyzę lekarsko-sądową, która razem z protokołem powinna trafić do rąk polskich prokuratorów. - Polska prokuratura otrzymała te ekspertyzy i protokoły dopiero 15 listopada. Ta zwłoka budzi wątpliwości wśród rodzin - podkreślił.
"Była ogromna presja, żeby sprowadzić ciało prezydenta"
Według mec. Aleksandra Pocieja, rodziny, które on reprezentuje, żadnych wątpliwości nie mają. - Ale to był tak straszny wypadek, że każdy z nas wątpliwości może mieć - zauważył. Sam miał tylko jeden moment zawahania: kiedy okazało się, że dwóch zmarłych miało to samo nazwisko. - We mnie protokoły sekcji zwłok nie wzbudziły podejrzeń, procedura rosyjska jest bardziej wymagająca - powiedział. Jak dodał, stan ciał był taki, że "pewne rzeczy niemożliwe były nawet do zrobienia".
Przyznał też, że ze strony polskiej była ogromna presja, żeby trumna z ciałem Lecha Kaczyńskiego wróciła jak najszybciej do Polski. - Wszystkie czynności przeprowadzono jak najszybciej i jak najdokładniej, żebyśmy mogli prezydenta jak najszybciej pochować - przypomniał.
Zaznaczył również, że sprawa sekcji to temat niezwykle delikatny. - Rodziny nie wytrzymują rozmowy na ten temat. Żadna z reprezentowanych przeze mnie osób nie chce o tym rozmawiać na zasadzie, że "trochę ciszej nad tymi trumnami" - stwierdził.
Unieważnienie zeznań - "matactwo i preparowanie dowodów"
Prawnicy pytani byli również o pozostałe dokumenty ze śledztwa. Pociej zauważył, że choć Polska wystosowała 6 wniosków o pomoc prawną, Rosjanie nie mogą na wszystkie odpowiedzieć, bo nie mają jeszcze raportu MAK. - Nie mogą rozpocząć części związanej ze sprzętem, z czarnymi skrzynkami. Mogą to zrobić dopiero jak MAK im udostępni te materiały - powiedział.
Mecenas Rogalski zgodził się z nim tylko częściowo. Według niego, MAK posiada wiele dowodów, ale wiele ma też prokuratura rosyjska, w tym m.in. nagranie z wieży i przesłuchanie osoby z wieży. Rogalski zwrócił też uwagę na fakt unieważnienia protokołów z pierwszych przesłuchań kontrolerów lotu ze Smoleńska. - To jest matactwo i preparowanie materiału dowodowego - uznał. Jego zdaniem, nowe zeznania "poprawiają poprzednie". - Wymowa poprawionych zeznań kontrolerów jest taka: piloci są winni, po co lądowali? W pierwotnych jest wiele faktów i okoliczności obciążających także samych kontrolerów - przyznał.
"Reakcja premiera stanowcza, ale nie nerwowa'"
Na koniec mecenasi skomentowali sobotnie spotkanie premiera z rodzinami ofiar i rozbieżne punkty widzenia co do wymiany zdań pomiędzy Ewą Kochanowską, wdową po rzeczniku praw obywatelskich Januszu Kochanowskim a premierem Tuskiem.
- Ja zapamiętałem to jako pytanie z tezą. Zrozumiałem, że chodziło o to, czy ze strony polskiego rządu grozi jej niebezpieczeństwo, czyli czy ona zadając pytanie, naraża się na niebezpieczeństwo - relacjonował Pociej, który był na spotkaniu. Dodał, że sam wyczytał "dosyć nieprzyjemną tezę", a reakcji premiera nie odebrał jako nerwową, raczej stanowczą. - Nie chciałby, żeby takie pytanie na granicy insynuacji padało - powiedział Pociej.
Dodał, że umowa była taka: najpierw rząd odpowiada na pytania mailowe, a potem jest czas na pytania z sali. - Były próby przerwania, skutecznego zresztą, pierwszej części rozmowy. Pani Małgorzata Szmajdzińska wystąpiła przeciwko tego typu przerywaniu i zadawaniu pytań, które z katastrofą nie mają zbyt wiele wspólnego - przyznał. Według niego, jeśli Kochanowska poczuła się obrażona słowami premiera, może wystąpić na drogę sądową.
"Premier krzyczał, mówił, że ma dość"
Z kolei zdaniem Rogalskiego, pytanie Kochanowskiej było "zupełnie normalne w kontekście opisanej przez nią sytuacji".
- Nie było z jakąkolwiek tezą, a reakcja pana premiera zaskoczyła mnie całkowicie. Miałem do czynienia z autonakręcaniem, krzyczeniem. Premier zaczął krzyczeć, nerwowo mówić, Kochanowska próbowała przerwać, padło słowo, że to bezczelność, że ma dość, że nie będzie odpowiadał na takie pytania. To była napaść na Kochanowską - uważa Rogalski. Dodaje, że wiele osób, z którymi później rozmawiał, miało podobny obraz sytuacji, a on sam wyszedł ze spotkania "zażenowany".
Zapewnił również, że nie widzi przeszkód w ujawnieniu stenogramu ze spotkania. - Byłoby to wskazane, żeby opinia publiczna wyrobiła sobie zdanie - zaznaczył.
Źródło: tvn24
Źródło zdjęcia głównego: TVN24