Reporter TVN24 Paweł Łukasik oraz operator Tomasz Burdal, którzy relacjonowali z Turcji następstwa tragicznego trzęsienia ziemi oraz akcje ratowania ofiar, opowiedzieli na antenie TVN24, jakie emocje towarzyszyły im na miejscu. - Są momenty wielkiej radości, kiedy ktoś jest ratowany. Ale z drugiej na stałe są śmierć i rozpacz - powiedział Paweł Łukasik.
Do trzęsienia ziemi o magnitudzie 7,8, którego hipocentrum znajdowało się 37 kilometrów na północny zachód od liczącego około dwóch milionów mieszkańców tureckiego miasta Gaziantep, położonego blisko granicy z Syrią, doszło w ubiegły poniedziałek, około godziny 4.17 czasu lokalnego (2.17 w Polsce). Akcję ratunkową w Turcji relacjonowała ekipa TVN24 - reporter Paweł Łukasik i operator Tomasz Burdal, którzy byli gośćmi "Dnia na żywo" na antenie TVN24.
Łukasik: są momenty wielkiej radości, na stałe jest jednak śmierć i rozpacz
- To wszystko, całość, nie da się wyciąć jednego fragmentu, jednego zdania, jednego obrazu - odpowiedział Paweł Łukasik na pytanie o to, jaki fragment z jego pobytu w Turcji zapadnie mu w pamięć najbardziej. - To jest przeniesienie się w inny świat. (...) Wchodzisz na plan zdjęciowy filmu katastroficznego, tylko że nie jest to film, to się dzieje naprawdę i naprawdę jest cierpienie, rozpacz rodzin. Są momenty wielkiej radości, kiedy ktoś jest ratowany. Ale z drugiej strony to są tylko momenty, na stałe są śmierć i rozpacz - dodał.
- Morze ruin - przyznał Tomasz Burdal. - Widzisz środek pokoju. To jest przerażające. Tam ktoś był w trakcie tego (trzęsienia ziemi - red.). Ściany nie ma. Widzisz dokładnie umeblowany pokój. Gdzie ci ludzie się podzieją? - relacjonował.
Burdal o pracy ratowników
Ekipa TVN24 towarzyszyła między innymi polskim ratownikom, którzy w Turcji wyciągali spod gruzów ocalałych. - Strażacy, bohaterowie nasi, odkopują i odkopują, upływa czas, jest tam koszmarnie zimno. (...) Nie mogą się dostać (do ofiar trzęsienia ziemi - red.), frustracja rośnie. Wzywają ponownie psy na ponowne poszukiwania - relacjonował Burdal. - Jeden pies zaczął szczekać, to oznacza, że ktoś tam jeszcze jest, wszyscy nagle ruszają w te gruzy - opisał.
- Ten budynek jest złożony, trzeba wykuć sobie drogę do tego człowieka, który tam jest. To są czasem odległości rzędu sześciu, dziesięciu metrów. Trzeba się przeciskać momentami na takiej przestrzeni kilkunastu centymetrów - opisał Łukasik warunki, w jakich pracowali ratownicy.
Paweł Łukasik wskazał, że jego największym dylematem podczas relacjonowania akcji ratunkowej w Turcji była "granica między pokazaniem a nie pokazaniem" danych momentów na wizji. Powiedział, że wiele rodzin mogło ujrzeć swoich uratowanych z gruzów bliskich i pokazanie tego nie było niczym kontrowersyjnym. - Z drugiej strony są tysiące osób, które nie doczekały takich momentów - dodał.
Poszkodowani czekają na pomoc
Nadal można pomóc poszkodowanym. - Przede wszystkim żywność i ciepłe ubrania, koce, namioty. Ci ludzie nie mają gdzie mieszkać, koczują cały czas. (...) Kombinują co da się podpalić i zaczynają tym palić, tam jest po prostu zimno, ci ludzie chcą się ogrzać - powiedział Tomasz Burdal.
Pomoc rzeczową dla ofiar trzęsienia ziemi można przekazywać w pięciu punktach w największych aglomeracjach Polsce. Potrzebne są przede wszystkim: ciepła odzież, koce, pościele, grzejniki i inne artykuły niezbędne do przeżycia zimą.
Relacje Pawła Łukasika i Tomasza Burdala z Turcji
Źródło: TVN24
Źródło zdjęcia głównego: TVN24