|

Ostatnie Pokolenie. Chuligańskie wybryki czy uprawnione obywatelskie nieposłuszeństwo?

- Jeśli chcą działać efektywnie, muszą kalkulować, jak osiągnąć maksimum rozgłosu przy minimum wzbudzenia niechęci współobywateli. Jeśli przeciągną strunę, ich działanie będzie kontrproduktywne - mówi nam o działaniach Ostatniego Pokolenia profesor Ewa Łętowska, były Rzecznik Praw Obywatelskich i były sędzia Trybunału Konstytucyjnego. I zauważa: władza może reagować na protesty bardzo różnie, a także wykorzystywać je do swoich celów.

Artykuł dostępny w subskrypcji

Premier Donald Tusk: - Blokowanie dróg, niezależnie od politycznych intencji, stwarza zagrożenie dla państwa i wszystkich użytkowników dróg. Wezwałem dziś odpowiednie służby do zdecydowanego reagowania i przeciwdziałania takim akcjom.

Wicepremier i szef MON Władysław Kosiniak-Kamysz: - Nie można pobłażać takim zachowaniom, które niszczą życie ludzi, po prostu destrukcyjnie wpływają na codzienność rodzin.

Szef MSWiA Tomasz Siemoniak: - To nie ma nic wspólnego z wolnością demonstrowania.

Rafał Trzaskowski, prezydent Warszawy: - Sami sobie szkodzą (…). Jestem absolutnym przeciwnikiem tego typu zachowań.

Roman Giertych, poseł Koalicji Obywatelskiej, proponuje wprowadzenie kary do pięciu lat więzienia za blokowanie przejazdu drogą publiczną z powodów ideologicznych, politycznych, społecznych lub światopoglądowych, a Przemysław Wipler, poseł Konfederacji - wysyłanie na roboty publiczne w trybie sądu 24-godzinnego. TVP3 Warszawa ogłosiła, że nie będzie pokazywać relacji z protestów. - Nie bądźmy tubą dla nielegalnych działań - uzasadnił szef stacji Jakub Sito.

OSTATNIE POKOLENIE
"Jak widać, jest to skuteczne, skoro premier zareagował"
Źródło: TVN24

To reakcje na ostatnie protesty Ostatniego Pokolenia, aktywistów klimatycznych, którzy od kilku miesięcy blokują ulice Warszawy. Domagają się od rządu, żeby państwo przestało inwestować w rozbudowę autostrad i dróg ekspresowych i przesunęło te pieniądze na rozwój transportu publicznego. 

Aktywiści nie są dłużni. - Sam zaczynał Pan swoją karierę od protestów i strajków w Solidarności. Dzisiaj stoi Pan tam, gdzie stało ZOMO - odpowiadają Tuskowi i zapowiadają kolejne akcje nieposłuszeństwa obywatelskiego, do których - jak przekonują - mają prawo, tak jak miały do nich prawo sufrażystki i ruchy walczące z segregacją rasową w latach 60. w Stanach Zjednoczonych.

Uzasadniona forma protestu czy zwykłe chuligaństwo? Gdzie jest granica między prawem do sprzeciwu a prawem do świętego spokoju? 

O działaniach Ostatniego Pokolenia rozmawiamy z:

  • profesor Ewą Łętowską, pierwszym Rzecznikiem Praw Obywatelskich, sędzią Naczelnego Sądu Administracyjnego (1999-2002) i Trybunału Konstytucyjnego (2002-2011);
  • doktorem habilitowanym Michałem Rochem Kaczmarczykiem, socjologiem z Uniwersytetu Gdańskiego, autorem książki "Nieposłuszeństwo obywatelskie a pojęcie prawa";
  • mecenasem Radosławem Baszukiem, adwokatem, który od lat reprezentuje osoby protestujące w obronie konstytucji, wolnych sądów i praw mniejszości. Na początku grudnia Baszuk został laureatem Nagrody Obywatelskiej im. Henryka Wujca, przyznanej przez organizacje walczące o prawa człowieka.
Ostatnie Pokolenie
Ostatnie Pokolenie
Źródło: TVN24

Co jest zagrożeniem dla państwa

Ostatnie Pokolenie (dalej w tekście jako OP) działa w Polsce od lutego 2024 roku. Założyły je cztery osoby, które wcześniej działały w antygazowym kolektywie "Bombelki". Jak deklaruje w rozmowie z nami jedna z założycielek ruchu, Ostatnie Pokolenie obecnie utrzymuje się jedynie ze zbiórek. Wcześniej trzy osoby zatrudnione w OP na pół etatu dostawały miesięcznie po 2,2 tys. zł z grantu międzynarodowej organizacji antygazowej Gastivists.

OP jest częścią ruchów skupionych w międzynarodowej sieci A22 (nazwa odnosi się do daty założenia - kwiecień, z ang. April, 2022 roku). Ruchy te walczą z katastrofą klimatyczną w sposób bezprzemocowy, ale za pomocą protestów w formie obywatelskiego nieposłuszeństwa, czyli świadomego łamania prawa.

I faktycznie OP nie próżnuje. Aktywiści przerwali koncert w filharmonii, wdarli się na tor wyścigów konnych i oblali zmywalną farbą pomnik warszawskiej Syrenki. Ale przede wszystkim postawili na blokowanie ulic. Jak podała 3 grudnia Komenda Stołeczna Policji, do tej pory ponad 50 razy zablokowali ruch w Warszawie. "Wobec 335 osób zostały wszczęte czynności wyjaśniające. Do sądu skierowano 134 wnioski o ukaranie. W toku pozostaje 196 spraw" - podaje KSP.

I nie zamierzają przestać, dopóki władza nie spełni ich dwóch postulatów:

  1. Skokowego zwiększenie inwestycji w kolej i komunikację zbiorową poprzez przekazanie 100 proc. środków z budowy nowych dróg ekspresowych i autostrad na regionalne i lokalne połączenia kolejowe i autobusowe od 2025 roku.
  2. Stworzenia biletu miesięcznego za 50 zł na transport regionalny w całym kraju.

Swój apel kierują wprost do Donalda Tuska. Domagają się, żeby premier w świetle kamer zadeklarował, że spełni ich żądania.

Na razie Tusk stwierdził, że OP stwarza zagrożenie dla państwa. - Zagrożeniem dla państwa była ostatnia powódź, upały i milionowe migracje, a nie blokowanie ulicy przez kilkadziesiąt minut - ripostuje Keane z Ostatniego Pokolenia. - Nie damy się zastraszyć. Reakcja premiera nie wpłynie ani na liczbę naszych akcji, ani na sposób ich przeprowadzania. Jeśli już mamy uwagę premiera, to chcę mu powiedzieć, że jeżeli jego rząd dalej będą napędzał kryzys klimatyczny i uciszał tych, którzy biją na alarm, to protesty tylko przybiorą na sile - zapewnia nas aktywistka.

Na razie OP poinformowało, że oczekuje spotkania z premierem w budynku Kancelarii Prezesa Rady Ministrów w środę, 11 grudnia w samo południe.

- Działania Ostatniego Pokolenia odczytywałbym - tak jak każdy protest - jako formę dialogu z władzą. Rządzący, zwłaszcza jeśli nie jest to w ich interesie, pewnie sami z siebie nie zainteresowaliby się działaniami tych osób i nie zaprosiliby ich do rozmowy - ocenia prof. Michał Roch Kaczmarczyk, socjolog z Uniwersytetu Gdańskiego.

- Pokolenie Z jest dużo bardziej wrażliwe na problem katastrofy klimatycznej niż poprzednie pokolenia. Dla nich to jest egzystencjalne zagrożenie, bo po prostu ich ten problem najbardziej dotknie. Myślę, że najlepiej by było, gdyby władza po prostu potraktowała ich poważnie, bo samo wyśmiewanie i zwalczanie doprowadzi raczej do nasilenia takich akcji - dodaje socjolog.

OSTATNIE POKOLENIE2
Aktywiści z Ostatniego Pokolenia zablokowali Wisłostradę (4 grudnia 2024 r.)
Źródło: TVN24

"Działania aktywistów i władz muszą być proporcjonalne"

Akcje OP zwykle wyglądają tak: kilkoro aktywistów incognito zbiera się w umówionym wcześniej punkcie w pobliżu drogi. W pewnym momencie wychodzą na ulicę, wkładają odblaskowe kamizelki, wyciągają spod kurtek banery, siadają na jezdni i przyklejają się do asfaltu. Kilka nieprzyklejonych osób dba o to, żeby w tym czasie nikt aktywistów nie rozjechał, a później, żeby uspokajać co bardziej krewkich kierowców.

Policja pojawia się szybko, często już po kilku minutach. Kiedy aktywiści nie zgadzają się na dobrowolne opuszczenie jezdni, policjanci przystępują do akcji. Z pomocą środków do rozpuszczania kleju odczepiają protestujących od asfaltu, przenoszą ich na chodnik i spisują. Podczas akcji, na której my byliśmy, po 15 minutach było po wszystkim, a ruch odbywał się normalnie. Aktywiści są spisywani, odmawiają przyjęcia mandatów za blokowanie drogi, zaś sprawy trafiają do sądów.

Blokowanie fragmentu ulicy trwa kilkanaście, czasem kilkadziesiąt minut. Dlatego też aktywiści OP przekonują, że ich akcje są mniej dotkliwe dla codziennego funkcjonowania współobywateli niż inne protesty - kobiet, rolników, górników, narodowców - które blokują ulice na wiele godzin.

Kierowcy i wielu komentatorów odbijają piłeczkę: skoro aktywiści OP domagają się spełnienia postulatów przez premiera, to dlaczego nie protestują i nie przykleją się do budynków KPRM i Sejmu albo ulic, które do nich bezpośrednio prowadzą?

- Drogi są miejscem protestu od zawsze. Protestują tam rolnicy, protestowały tam kobiety, nie rozumiem, dlaczego nam się tego odmawia - odpowiada Julia Kaene z OP. - To prawda, że to budzi duże emocje, bo stajemy na drodze ludziom, którzy gdzieś się spieszą. To nie jest ani przyjemne dla nich, ani dla nas, ale jeśli jesteśmy ignorowani przez władze w tak ważnej sprawie, to nie wyobrażam sobie po prostu pikietować pod Sejmem czy ministerstwami. Odbywa się tam mnóstwo protestów, o których ledwo kto słyszy. Stawka jest za wysoka - przekonuje.

Aktywiści OP uważają, że legalne i zarejestrowane protesty w sprawach katastrofy klimatycznej nic nie dają, dlatego decydują się na akty nieposłuszeństwa obywatelskiego, czyli świadomego łamania prawa.

- Patrząc formalistycznie, to w przypadku zarówno Strajków Kobiet, protestów Obywateli RP, jak i akcji Ostatniego Pokolenia dochodziło do naruszenia przepisu Kodeksu wykroczeń, który jest prosty: "kto tamuje lub utrudnia ruch na drodze publicznej, w strefie zamieszkania lub strefie ruchu, podlega karze grzywny do 500 złotych lub karze nagany". Każde zgromadzenie publiczne bowiem w jakiś sposób utrudnia ruch lub nawet go uniemożliwia - mówi mecenas Radosław Baszuk, adwokat, który od lat reprezentuje osoby protestujące w obronie konstytucji, wolnych sądów i praw mniejszości.

- Jednak w przypadku obywatelskiego protestu w sprawach wywołujących żywe zainteresowanie publiczne drożność komunikacyjna ulicy musi ustąpić przed konstytucyjnym prawem do organizowania i udziału w pokojowym zgromadzeniu publicznym. - przekonuje adwokat.

- Jest to utrudnienie i niedogodność dla kierowców, ale moim zdaniem mieszcząca się w granicach zdrowego rozsądku. Jako kierowca jeżdżący 30 lat po Warszawie powiem, że z różnych powodów zdarzało mi się stać w korkach znacznie dłużej. Nie chcę być złośliwy, ale utrudnienia powodowane przez akcje aktywistów to nic w porównaniu z utrudnieniami dla kierowców spowodowanymi budową linii tramwajowej do Wilanowa. A przecież gotowi byliśmy je akceptować w imię lepszej przyszłości - zauważa mecenas Baszuk.

Przy okazji akcji OP dwa razy pojawił się zarzut, że aktywiści, blokując ruch, uniemożliwiają przejazd karetek pogotowia. Pierwszy raz do takiej sytuacji doszło w kwietniu. Stołeczna policja opublikowała nagranie, z którego miała wynikać, że karetka przez protest karetka musiała stać w korku.

- W przypadku blokad ulicznych zawsze część osób nie przykleja się do jezdni, aby w sytuacji wyższej konieczności np. przejazdu karetki czy straży pożarnej na sygnale, móc szybko zejść i utworzyć tzw. pas życia - oświadczyło w odpowiedzi OP i opublikowało nagranie z tej samej sytuacji, na którym widać, jak aktywiści przepuszczają karetkę.

Drugi raz, kiedy aktywiści mieli uniemożliwić przejazd karetki, miał miejsce podczas ostatnich blokad Wisłostrady. I tym razem policjanci i aktywiści widzieli sprawę inaczej. Karetka faktycznie miała problem z przejazdem. Po tym, jak w końcu udało jej się przejechać, jeden z policjantów rzucił w kierunku aktywistów: - Karetka nie mogła przejechać. Stworzyliście zagrożenie życia i zdrowia dla karetki udzielającej pomocy.

Aktywiści z kolei o tę sytuację obwinili policję. Przekonywali, że stworzyli korytarz życia dla ambulansu, ale drogę karetce zastawił policyjny bus. Na dowód opublikowali nagranie z całego zajścia.

Sądy łagodne dla aktywistów. Na razie

Przy definicji nieposłuszeństwa obywatelskiego, wyjaśnia prof. Kaczmarczyk, istotny jest cel, który nie jest tylko realizacją interesów tych osób, które protestują. Ważne, żeby to był cel o charakterze moralnym czy etycznym

- Po drugie protestujący nie mogą stosować przemocy. Po trzecie ich działania muszą być proporcjonalne. Tutaj ocena należy już do sądu. Sąd może stwierdzić, że na przykład łamanie prawa przez blokowanie drogi jest nieproporcjonalnym działaniem, bo aktywiści Ostatniego Pokolenia swoje racje mogą ogłaszać w inny sposób: przez popularyzowanie wiedzy w mediach, w internecie, wywieranie nacisku na partie polityczne - zaznacza prof. Kaczmarczyk.

Z kolei mec. Baszuk podkreśla, że formy obywatelskiego nieposłuszeństwa często trudno rozgraniczyć.

- Nie ma jednej, zamkniętej definicji nieposłuszeństwa obywatelskiego. Na przykład Strajki Kobiet różniły się od akcji Ostatniego Pokolenia, bo były zgłoszonymi albo spontanicznymi zgromadzeniami, czyli typem protestów przewidzianym przez ustawę Prawo o zgromadzeniach. Łamałyby prawo, dopiero gdyby ich uczestnicy dopuścili się aktów przemocy - wyjaśnia Baszuk.

Jak tłumaczy dalej adwokat, protesty Obywateli RP z kolei, niezgłaszane władzom, były świadomym nieprzestrzeganiem znowelizowanego przez PiS prawa o zgromadzeniach, które na uprzywilejowanej pozycji stawiało zgromadzenia cykliczne.

- Akcje Ostatniego Pokolenia naruszają formalnie literę prawa, ale w sprzeciwie wobec bezczynności państwa w sprawie katastrofy klimatycznej - ocenia mecenas Baszuk.

Sądy rozstrzygają każdy przypadek protestu Ostatniego Pokolenia indywidualnie. Jak przekazał dziennikarzom TVN24 Warszawa Robert Szumiata, rzecznik Komendy Stołecznej Policji, do tej pory do warszawskich sądów trafiło 61 spraw aktywistów OP. - Mamy już 25 spraw prawomocnie zakończonych karą grzywny w wymiarze od stu do tysiąca złotych. Dziewiętnaście spraw zostało zakończonych karą nagany, a jedna wyrokiem miesiąca ograniczenia wolności, polegającego na wykonywaniu nieodpłatnej kontrolowanej pracy na cele społeczne w wymiarze 40 godzin. Kilkanaście wyroków wciąż nie jest prawomocnych - informuje rzecznik KSP.

Głośno było o wyroku nakazowym Sądu Rejonowego dla Warszawy Pragi-Południe, który badał sprawę 13 osób z OP blokujących drogę podczas koncertu Taylor Swift. Sędzia Paweł Kacperski nałożył na aktywistów najniższą możliwą karę, czyli naganę. W uzasadnieniu stwierdził: "Zarzucone im czyny Sąd uznał za formę nieposłuszeństwa obywatelskiego, które służyło pokazaniu społeczeństwu wartości bliskich osobom obwinionym (w niniejszej sprawie było to oburzenie nadużywaniem transportu lotniczego - prywatnych samolotów generujących bardzo wysoką emisję CO2 w stosunku do liczby osób nimi podróżujących, w tym gwiazd muzyki), co przekłada się na niższą szkodliwość społeczną czynu niż w przypadku tamowania ruchu poprzez np. nieprawidłowe parkowanie".

WhatsApp Video 2024-07-18 at 08
Ostatnie Pokolenie zablokowało Marszałkowską
Źródło: Artur Węgrzynowicz/tvnwarszawa.pl

"O tym, iż problem sygnalizowany przez osoby obwinione ma realny wpływ na życie obywateli, może świadczyć choćby ostatnia powódź na południu Polski, której skutki na dzień wydania niniejszego wyroku wciąż dotykają tysiące osób, a w skali świata – miliony" - napisał sąd.

Wyrok jest już jednak nieważny. Zgodnie z prawem, jeśli do wyroku nakazowego (czyli wydanego bez procesu) zostanie złożony sprzeciw, to wyrok staje się nieważny i sprawa podlega rozpoznaniu na zasadach ogólnych. Taki sprzeciw złożyła stołeczna policja.

- Zazwyczaj w motywach działań sprawców sądy biorą pod uwagę cel. Tym celem nie jest chuligaństwo, tylko doprowadzenie do pewnej zmiany społecznej - podkreśla prof. Ewa Łętowska. - Takim nieposłuszeństwem obywatelskim były na przykład działania grup kobiecych - Femenu w Ukrainie czy Pussy Riot w Rosji. Wdzierały się np. do cerkwi i tam demonstrowały. Te osoby były karane za chuligaństwo, czyli tamte sądy były ślepe na fakt, że chodziło nie o wybryk, tylko o demonstrację. U nas sądy raczej są skłonne łagodniej traktować osoby łamiące prawo w ramach obywatelskiego protestu niż chuliganiących kiboli stadionowych - mówi nam była RPO.

Zdaniem mec. Baszuka, biorąc pod uwagę standardy konstytucyjne i konwencyjne oraz dorobek polskich sądów w takich sprawach, państwo ma obowiązek kierować się daleko posuniętą tolerancją wobec pokojowych zgromadzeń publicznych, bo jest to sposób, w jaki grupy społeczne komunikują się z władzą, zwłaszcza wtedy, gdy zawodzą klasyczne kanały komunikacji. - Mierzi mnie, jeśli słyszę o "nielegalnych zgromadzeniach". Nie ma nielegalnych zgromadzeń tak długo, jak są pokojowe, to znaczy ich uczestnicy nie dopuszczają się aktów przemocy - mówi nam mec. Baszuk. Jego zdaniem sądy nie traktują na razie aktywistów OP łagodnie, ale po prostu proporcjonalnie.

"Jeśli przeciągną strunę, ich działanie będzie kontrproduktywne"

W podobnym tonie wypowiada się prof. Ewa Łętowska. Zwraca uwagę, że nieposłuszeństwo obywatelskie jest sposobem demonstracji woli politycznej obywateli. Charakteryzuje się tym, że obywatele podejmują działania, które są sprzeczne z nakazami i zakazami prawa. Jednocześnie godzą się na to, że władza wyciągnie wobec nich konsekwencje. - Cały problem wtedy wyraża się w tym, że akcja i reakcja muszą być proporcjonalne - zaznacza były sędzia TK.

Prof. Łętowska zauważa, że władza może reagować na protesty bardzo różnie, a także wykorzystywać je do swoich celów.

- Jeżeli policja usuwa demonstrantów, to zazwyczaj wynosi ich poza pasmo drogi. I może to robić mniej lub bardziej delikatnie. Może kogoś upuścić, może potem bardzo długo w złych warunkach ich legitymować. Może wreszcie policja przyjechać na miejsce interwencji z dużym opóźnieniem, dopuszczając do tego, że inni obywatele - w tym przypadku kierowcy - będą coraz bardziej agresywni wobec demonstrujących. Władza doskonale zna te mechanizmy i może je wykorzystać, żeby napuszczać obywateli na demonstrantów - zaznacza Ewa Łętowska.

Ewa Łętowska
Ewa Łętowska
Źródło: TVN24

- Ruchy ekologiczne nie mają mocnej aprobaty społeczeństwa, więc ich przedstawiciele walczą o uznanie, walczą o zyskanie sojuszników (…). Jeśli chcą działać efektywnie, muszą kalkulować, jak osiągnąć maksimum rozgłosu przy minimum wzbudzenia niechęci współobywateli. Jeśli przeciągną strunę, ich działanie będzie kontrproduktywne - przekonuje prof. Łętowska.

- Żyjemy w społeczeństwie, gdzie prymitywizm reakcji jest niemalże standardem. Ktoś się z nami nie zgadza, więc jest głupi i z założenia nie ma racji. Ale demokracja polega również na tym, żeby pozwolić innym artykułować swoje poglądy nawet w sposób, który nam się nie podoba. To, co ja tutaj mówię, jest dosyć niechętnie słuchane, ponieważ publiczność chce wiedzieć czarno na białym, zero-jedynkowo - kto ma rację. Ale to tak nie działa w żadnym rozwiniętym społeczeństwie. Mamy cały społeczny teatr, w którym aktywiści, władza, współobywatele i sądy muszą ważyć ryzyka i oceniać proporcjonalność swoich działań - dodaje.

profesor Ewą Łętowską, pierwszym Rzecznikiem Praw Obywatelskich, sędzią Naczelnego Sądu Administracyjnego (1999-2002) i Trybunału Konstytucyjnego (2002-2011);

doktorem habilitowanym Michałem Rochem Kaczmarczykiem, socjologiem z Uniwersytetu Gdańskiego, autorem książki "Nieposłuszeństwo obywatelskie a pojęcie prawa";

mecenasem Radosławem Baszukiem, adwokatem, który od lat reprezentuje osoby protestujące w obronie konstytucji, wolnych sądów i praw mniejszości. Na początku grudnia Baszuk został laureatem Nagrody Obywatelskiej im. Henryka Wujca, przyznanej przez organizacje walczące o prawa człowieka.

Skokowego zwiększenie inwestycji w kolej i komunikację zbiorową poprzez przekazanie 100 proc. środków z budowy nowych dróg ekspresowych i autostrad na regionalne i lokalne połączenia kolejowe i autobusowe od 2025 roku.

Stworzenia biletu miesięcznego za 50 zł na transport regionalny w całym kraju.

Czytaj także: