System pomagania dziecku zaczyna się od każdego z nas. Może to truizm, ale trzeba to non stop powtarzać. Później spotykamy się z szukaniem kozłów ofiarnych w służbach, mówieniem: nic nie zrobiliście, gdzie byliście. My często odpowiadamy: a gdzie wy byliście? - opowiada Paweł Maczyński, przewodniczący Polskiej Federacji Pracowników Socjalnych i Pomocy Społecznej, odnosząc się do historii skatowanego ośmioletniego Kamila z Częstochowy.
Ośmioletni Kamil został pobity i oblany wrzątkiem w swoim mieszkaniu w Częstochowie. Zmarł w szpitalu w poniedziałek, 8 maja, po 35 dniach pobytu na oddziale intensywnej opieki medycznej. O usiłowanie zabójstwa i znęcanie się nad dzieckiem podejrzany jest jego ojczym, a matka, ciotka i wuj - o nieudzielenie pomocy.
Do śmierci chłopca przyczynił się fakt, że przez pierwsze pięć dni po skatowaniu nikt nie wezwał do niego pogotowia. Wcześniej Kamil chodził do szkoły i nie był to jego pierwszy "nieszczęśliwy wypadek". Rodzina chłopca miała założoną Niebieską Kartę, nadzór kuratora sądowego, wsparcie pracownika socjalnego.
CZYTAJ TAKŻE: KAMIL CIERPIAŁ TYLE DNI. A GDZIE WY WTEDY BYLIŚCIE? >>>
Pracownicy socjalni nie stwierdzili w rodzinie Kamila przemocy fizycznej, a mimo to zgłaszali sprawę do sądu. Coś przeczuwali?
Paweł Maczyński*: - Ktoś by powiedział: intuicja. A to jest doświadczenie w tej pracy plus metodyka, plus kwestia tego, że działamy w określonych ramach prawnych.
Z mojej obserwacji wynika, że jak pracownik socjalny występuje do sądu rodzinnego o wgląd w sytuację rodziny lub o zabezpieczenie dzieci, to nawet jeśli czegoś nie nazwie wprost przemocą, to oznacza to, że w tej rodzinie dzieje się na tyle źle, że interwencja zewnętrzna jest potrzebna, a pracownikowi skończyły się narzędzia.
Pracownicy socjalni spotykają się potem z oszczerstwami, oskarżeniami o zniesławienie, o nadmiarową interwencję, podważa się ich kompetencje, są publicznie skazywani, że odebrali dziecko za biedę. Jeśli jednak powiadamiają sąd, narażając się na takie konsekwencje, to znaczy, że mają ku temu mocne podstawy.
Niestety sąd z reguły, jeśli zada sobie trud, to wezwie rodziców i da im wiarę. Bardzo rzadko zdarza się, żeby pracownicy wzywani byli do sądu po takim zawiadomieniu, a przecież to jest kluczowa rzecz, żeby wysłuchać tych, którzy zawiadamiają. Papier nie jest w stanie oddać wszystkiego.
Sąd nie wierzy pracownikowi socjalnemu?
Koleżanki i koledzy opowiadają i z własnego doświadczenia też mogę powiedzieć, że to zawierzenie pracownikowi socjalnemu jest na niskim poziomie. Często odbijamy się od ściany, składając po wielokroć zawiadomienia dotyczące sytuacji danej rodziny. Nawet nie otrzymujemy informacji zwrotnej, co sąd w tym przypadku zrobił. Jeśli nie wyznaczy w rodzinie kuratora, który nas poinformuje o podjętych decyzjach, to pracownik socjalny jest tylko przekazicielem pewnych informacji w jedną stronę, a to nie służy rodzinie.
W polskim systemie pomocy dziecku krzywdzonemu nie funkcjonuje to, co jest najważniejsze, a nawet będzie z tym coraz gorzej. To jest, żeby służby wzajemnie się widziały i respektowały swoją wiedzę i umiejętności. Każdy z przedstawicieli służb - szkoły, ochrony zdrowia, pomocy społecznej, policji - ma jakiś ułamek wiedzy o rodzinie, jeden z puzzli i chodzi o to, żebyśmy mogli się spotkać i poskładać te puzzle w jedną całość. Wtedy szansa, żeby ochronić dziecko, jest większa.
Dlaczego ma być gorzej?
Niestety zmiany legislacyjne, które ostatnio zostały przyjęte przez parlament - mówię o ustawie o przeciwdziałaniu przemocy domowej - pod względem pracy interdyscyplinarnej idą wstecz.
Mieliśmy przepis, który wskazywał, że w momencie gdy któraś ze służb uruchamia procedurę Niebieskiej Karty, to na pierwszym spotkaniu specjalistów mogą być już wszystkie służby zaangażowane w tę rodzinę. Teraz skrócono czas do powołania tej grupy do trzech dni. Tylko co z tego, skoro dalej jest mowa o tym, że do pracy z rodziną uprawnieni są wyłącznie dzielnicowy i pracownik socjalny, czyli w praktyce, przy brakach kadrowych w policji, będzie to wyłącznie pracownik socjalny, który już ma średnio 70 rodzin pod sobą (o 20 więcej, niż przewiduje ustawa o pomocy społecznej - red.). Żeby do tej grupy dołączyć kolejnych specjalistów, którzy mogą wiedzieć, co się dzieje w tej rodzinie - wychowawców, lekarzy i tak dalej, potrzebny będzie wniosek do zespołu interdyscyplinarnego i jego pozytywna decyzja, a później jeszcze zaproszenie tych osób. Czyli wszyscy mogą się spotkać dopiero przy następnej okazji. To wydłuża całą procedurę.
Problemem jest, gdy rodzina, wobec której prowadzone są jakieś działania, przeprowadza się. Zmianą na plus w tym względzie jest to, że służby powinny wtedy przekazać Niebieską Kartę do miejsca, gdzie rodzina zamieszkała. Tyle tylko, że nie wskazano narzędzi pozwalających ustalić nowy adres rodziny. Jeśli ona nam powie, dokąd się wyprowadza, to dla nas dobrze. Jeśli nie, to w praktyce szanse na kontynuowanie pomocy drastycznie maleją. Chyba że rodzina objęta jest nadzorem kuratora. Wtedy należy domniemać, że ten nadzór zostanie przekazany do właściwego sądu. Ale z doświadczenia wiem, że to potrafi też trwać miesiącami, więc zegar nieubłagalnie odlicza dla dziecka to, co się może za chwilę zdarzyć w jego rodzinie.
Rodzina Kamila w ciągu roku przeprowadzała się z Częstochowy do Olkusza i z powrotem. Teraz jak dowiadujecie się o nowym adresie?
Czasami powie nam ktoś z sąsiadów.
Ale według ustawy?
Według ustawy możemy wystąpić do różnych instytucji, ale to jest teoretyczna możliwość, która w praktyce wygląda różnie. Można pisać kolejne wnioski i na końcu niczego się nie dowiedzieć. Najlepsze narzędzia do ustalenia adresu mają sądy i policja. Nieoficjalnie zdarza się, że przedstawiciel jednej służby powie koledze czy koleżance z pomocy społecznej o swoich ustaleniach. Dlatego tak ubolewam nad tym, że po zmianach legislacyjnych w grupie roboczej, gdzie w majestacie prawa można swobodnie wymieniać się informacjami, będzie na samym początku tylko pracownik socjalny i dzielnicowy.
Dwa tygodnie przez tragedią Kamil przyszedł do szkoły z rozciętą wargą i bolącą ręką. Opiekunowie mieli już wtedy kuratora, toczyło się trzecie postępowanie w sądzie rodzinnym wobec nich i druga procedura Niebieskiej Karty.
Jak w rodzinie jest Niebieska Karta i prowadzimy ją od dwóch, trzech miesięcy, to trzeba mówić jasno o przemocy domowej. Inaczej procedura powinna być zamknięta. Jeśli trwała i została wdrożona drugi raz, i służby mówią, że nie było tam przemocy, to coś mi się tutaj nie zgadza.
Wszystkie służby mówią, że nie było przemocy, tylko zaniedbanie.
Zaniedbanie to jedna z form przemocy.
Dzień po tragedii, rano matka przekazała wychowawczyni, że syn nie przyjdzie do szkoły, bo polał sobie twarz ciepłą herbatą. Przez kilka dni wychowawczyni dopytywała matkę SMS-owo, czy wszystko w porządku. Matka zapewniała, że tak. I tyle.
Aż się prosiło, żeby ktoś z zewnątrz zajrzał do tej rodziny. Pedagog nie ma do tego uprawnień. Ale po tych reakcjach, wysłanych SMS-ach, dopytywaniu się matki widać, że szkoła była zaniepokojona, tylko - jak wynika z tego opisu - zatrzymać te informacje mogła dla siebie, próbując jakby rozwikłać coś samodzielnie, co moim zdaniem wymagało weryfikacji przez służby na miejscu. Pedagog powinien wiedzieć, że w rodzinie jest nadzór kuratora. Mógł powiadomić kuratora, który mógł wejść w każdej chwili do tego domu, można było poprosić o to policję, pomoc społeczną.
Często zdarza się tak, że rodzice zaczynają uspokajać, że wszystko jest w porządku i trudno oczekiwać, żeby pedagog, mając ileś dzieci pod opieką, temu nie uległ. Ale właśnie po to ma się pracować z rodziną interdyscyplinarnie. Rozmawiamy z rodzicem, jednocześnie mówiąc o tym na zewnątrz i wtedy jest szansa, że ktoś z innych służb nie wejdzie w tę narrację uspokajania i sprawdzi sytuację, żeby się upewnić, czy dziecku nie dzieje się faktycznie krzywda.
Tutaj w dodatku nie mówimy o każdym dziecku w szkole i pierwszym wypadku. Dziecko miało mieć wcześniej złamaną rękę i rozciętą wargę. Prawdopodobieństwo upadku, który równocześnie spowoduje takie obrażenia, jest niewielkie, ale to trzeba umieć ocenić i pedagog nie musi być w tym specjalistą. Mówimy bowiem o rodzinie, która była w kręgu zainteresowania wielu służb.
Jak ważni w przeciwdziałaniu przemocy w rodzinie są sąsiedzi?
Ważny jest sygnał od każdej osoby, która ma styczność z rodziną. Niestety jest w nas opór przed tym, żeby ingerować w czyjeś życie. Tłumaczymy sobie, że może nam się tylko coś wydaje.
W kamienicach i blokach, gdzie stłoczone są osoby z problemami, rodziny często wzajemnie się kryją, bo niemal każda w gruncie rzeczy w jakiś sposób może zaniedbywać czy krzywdzić dzieci, czy po prostu w ogóle nie ma świadomości, że to jest coś niewłaściwego.
System pomagania dziecku zaczyna się więc od każdego z nas. Może to truizm, ale trzeba to ciągle powtarzać. Później spotykamy się z szukaniem kozłów ofiarnych w służbach, mówieniem: nic nie zrobiliście, gdzie byliście. My często odpowiadamy: a gdzie wy byliście? Nie chodzi o to, że teraz każdy odbije piłeczkę w innym kierunku i poczuje się rozgrzeszony. Jeśli pracownik zaniedbał swoje obowiązki, to powinien ponieść odpowiedzialność. Ale żeby ocenić jego niekompetencję, musi mieć najpierw sygnał, że w rodzinie dzieje się coś złego.
Dzieci to często jedyne osoby w rodzinie, które swoim zachowaniem sygnalizują, co w tej rodzinie się dzieje. Ucieczki z domu, samookaleczenia już świadczą o krzywdzeniu dzieci. My to nazywamy syndromem dziecka krzywdzonego. Absencje w szkole, ubiór nieadekwatny do pory roku, popadanie w używki - wszystko to są elementy tego syndromu, związane z tym, że dziecko może być też bite, przypalane papierosami, polewane wrzątkiem, z tymi okropieństwami, które potem nas mocno bulwersują.
*Paweł Maczyński - przewodniczący Polskiej Federacji Pracowników Socjalnych i Pomocy Społecznej, starszy specjalista pracy socjalnej w Ośrodku Pomocy Społecznej oraz organizacji pozarządowej, wieloletni koordynator procedury Niebieskie Karty i Zespołu ds. Rodziny. Specjalista terapii uzależnień, wykładowca akademicki (nieetatowy pracownik dydaktyczny Uniwersytetu Jagiellońskiego), członek Rady Pomocy Społecznej VII i VIII Kadencji przy Ministrze Rodziny, Pracy i Polityki Społecznej oraz były członek Komisji Rozwiązywania Problemów Alkoholowych.
Autorka/Autor: Małgorzata Goślińska
Źródło: tvn24.pl
Źródło zdjęcia głównego: TVN24