Opozycyjne kluby zawarły nieformalne porozumienie, by przed wyborami próbować odwołać jak najwięcej ministrów rządu Donalda Tuska. Na liście są Cezary Grabarczyk, Bogdan Klich, Ewa Kopacz, Jerzy Miller, Aleksander Grad i Radosław Sikorski - pisze "Rzeczpospolita".
Ledwie koalicja PO – PSL obroniła przed odwołaniem ministrów: infrastruktury Cezarego Grabarczyka, obrony Bogdana Klicha i rolnictwa Marka Sawickiego, a już są w Sejmie wnioski o wotum nieufności dla dwóch kolejnych szefów resortów: finansów Jacka Rostowskiego (wniosek SLD) i skarbu Aleksandra Grada (wniosek PiS).
Politycy opozycji wiedzą, że ich próby są skazane na niepowodzenie. – Ale to jedyny sposób, by zmusić rząd do merytorycznej dyskusji – twierdzi rzecznik SLD Tomasz Kalita.
Jeden może spać spokojnie
Dlatego partie umówiły się, że każda złoży wniosek w sprawie innych szefów resortów, a wzajemnie będą je popierać w głosowaniu. I tak Sojusz rozważa ponowny wniosek o wotum nieufności dla Grabarczyka i Klicha. W przypadku tego drugiego czeka na ogłoszenie polskiego raportu o przyczynach katastrofy smoleńskiej.
SLD spróbuje też prawdopodobnie odwołać minister zdrowia Ewę Kopacz oraz, szczególnie po zamieszaniu z tablicą w Smoleńsku, szefa MSZ Radosława Sikorskiego.
PiS na celowniku ma Klicha, szefa MSWiA Jerzego Millera i Grada.
Opozycja ma też inne pomysły. PiS wysłało do premiera list z żądaniem dyscyplinarnego odwołania Grabarczyka. Postuluje, by premier wpisał też ministrowi do akt naganę za działanie na szkodę PKP.
Czy któryś z ministrów może spać spokojnie? Nasi rozmówcy z opozycji zgodnie wymieniają jedno nazwisko: szefa resortu kultury Bogdana Zdrojewskiego.
Źródło: Rzeczpospolita
Źródło zdjęcia głównego: PAP