Operacji tej nadano kryptonim "Miecz". W jej ramach specjalna komórka ABW rozpracowywała grupę islamskich ekstremistów planującą atak m.in. na kościoły. Atak miał być przeprowadzony w czterech dużych miastach podczas wigilijnych pasterek. Służbom udało się go udaremnić. I moglibyśmy dziś ogłosić wielki sukces ABW, gdyby nie to, że mowa o akcji sprzed 11 lat. Dlatego nagłośniono ją właśnie teraz? - pyta reporter "Czarno na Białym".
Kiedy rok 2003 zbliżał się ku końcowi i Polacy przygotowywali się do świętowania, specjalna komórka ABW rozpracowywała grupę terrorystów, która planowała ataki na polskie kościoły i synagogi. Agenci akcji nadali kryptonim "Miecz". Polska miała stać się celem ataku w odwecie za udział w operacjach w Afganistanie i Iraku.
Tajemnica państwowa
O operacji "Miecz" do dzisiaj nie wiemy zbyt wiele. Specjaliści od zwalczania terroryzmu nie ujawniają szczegółów, powołując się na tajemnicę państwową. - Do samego końca nie było pewności, że nie następuje gdzieś dezinformacja i faktycznie celem ataków nie będą obiekty sakralne - wspomina Andrzej Mroczek z Centrum Badań nad Terroryzmem Collegium Civitas, który 11 lat temu brał udział w jednej z podoperacji, na którą była podzielona operacja "Miecz".
- To byli terroryści, którzy byli powiązani przede wszystkim z grupami sieciowymi, które wchodziły oficjalnie, bądź nieoficjalnie w struktury sieciowe Al-Kaidy - dodaje. Takich osób mogło być nawet kilkadziesiąt. Ile dokładnie? To nadal jest tajemnicą. Potencjalnych terrorystów obserwowano tuż po przekroczeniu granicy Generał brygady Paweł Pruszyński był zastępcą szefa ABW, od lat 70. zajmuje się działalnością kontrwywiadowczą i zwalczaniem terroryzmu. Był jednym z oficerów, którzy nadzorowali operację "Miecz".
- Wcześniej oni już działali w ugrupowaniach terrorystycznych - mówi gen. Pruszyński.
Terroryści byli dobrze przeszkoleni. Mieli stosować kontrobserwację, czyli sprawdzać, czy nie są śledzeni przez polskie służby. Mieszkali poza miastami, w których chcieli dokonać zamachów. Kontaktowali się tak, aby uniknąć podsłuchu. Ale wpadli - na dwa dni przed wigilią Bożego Narodzenia. Zagrożenie teoretycznie minęło, ale stan gotowości obowiązywał aż do sylwestra.
Jak mówi Pruszyński, wszyscy zatrzymani terroryści zostali przekazani służbom sojuszniczych krajów. - Generał Pruszyński mówi, że te osoby zostały zneutralizowane, że działo się to gdzieś za granicą. Jednak żyjemy w takim świecie, że gdyby coś takiego się stało, to byśmy się o tym dowiedzieli - stwierdza Wojciech Czuchnowski z "Gazety Wyborczej".
"Odstraszyliśmy ich"
Pojawia się więc pytanie o powód, dla którego po tylu latach były szef ABW publicznie wspomina o tajnej operacji. - Wtedy odstraszyliśmy. Dzisiaj - pomyślałem sobie - dobrze, żeby społeczeństwo wiedziało, dobrze, żeby terroryści wiedzieli, że my w dalszym ciągu jesteśmy czujni i pilnujemy - tłumaczy gen. bryg. Pruszyński. Trudno nie odnieść wrażenia, że wspomnienie akcji z 2003 roku zostało wywołane opublikowaniem przez amerykański Senat raportu na temat tajnych więzień CIA.
Autor: MAC//rzw / Źródło: tvn24
Źródło zdjęcia głównego: tvn24