- Prawdopodobnie tego dnia kobiety, które były przyjmowane na oddział, też nie miały robionego USG - mówi Arkadiusz Szydłowski. Ojciec bliźniąt zmarłych w szpitalu we Włocławku uważa, że te nieoficjalne informacje "musi sprawdzić prokuratura i policja". W szpitalu, do którego trafiła żona pana Arkadiusza, zapowiedziano gruntowną kontrolę. Sprawę śmierci nienarodzonych dzieci badają Ministerstwo Zdrowia, NFZ, wojewoda i prokurator. - Ja czekam na tę odpowiedź. Zginęły moje dzieci - mówi Szydłowski.
Ciężarna kobieta trafiła do szpitala we Włocławku w czwartek i tam, zgodnie z zaleceniem ginekologa, miał zostać przeprowadzony zabieg cesarskiego cięcia. Od personelu placówki kobieta usłyszała jednak, że cesarka może zostać wykonana dopiero następnego dnia rano, ponieważ na miejscu nie ma specjalisty od USG. Nienarodzone dzieci zmarły w nocy z czwartku na piątek. Według ordynatora szpitala, decyzja, żeby przełożyć operację, zapadła, ponieważ nie było potrzeby przeprowadzania jej w nocy. - Prawdopodobnie tego dnia kobiety, które były przyjmowane na oddział, też nie miały robionego USG. Prawdopodobnie. To jest tylko taka rzecz, którą słyszałem. Ale potwierdzić tego ja nie mogę - wiadomo. To są tylko takie domniemania - mówi Arkadiusz Szydłowski, ojciec bliźniąt. - To musi sprawdzić prokuratura i policja. Bo ja czekam na tę odpowiedź - dodaje mężczyzna.
Gruntowna kontrola szpitala
Jego zdaniem szpital popełnił błąd w ocenie sytuacji. Sprawą śmierci nienarodzonych dzieci zajęły się już Ministerstwo Zdrowia, NFZ, wojewoda i prokurator. Jak mówił wcześniej w rozmowie z reporterem TVN24 ojciec zmarłych bliźniąt, ciąża jego żony przebiegała z komplikacjami. Najpierw wystąpiła cukrzyca ciążowa, którą wyleczono szpitalnie, a potem, przed sylwestrem, kobieta trafiła do szpitala z objawami nadciśnienia. Spędziła tam ponad dwa tygodnie.
Żona Szydłowskiego wyszła ze szpitala 13 stycznia. Lekarze mieli zapewniać przyszłych rodziców, że wszystko jest dobrze. Do porodu miało dojść w czwartek przez cesarskie cięcie.
"Wszystko jest przygotowane, a dzieci nie ma"
- Ja jeszcze się dziwię, bo ona leżała już w szpitalu wcześniej dwa tygodnie ponad. Potem się zdziwiłam, że skoro w nocy walczyli z jej ciśnieniem, to na trzy dni ją do domu wypuścili. W czwartek kazali nam ją przywieźć tutaj (do szpitala - red). Brat przywiózł - mówi Renata Skalska, siostra Arkadiusza Szydłowskiego. - Chcę wiedzieć dlaczego tak się stało. Moja synowa zaufała pani doktor, a tu wyszło tak jak wyszło. Nie ma słów. Nie ma. Bo cokolwiek się powie, to jest nie do opisania i nie do opowiedzenia. Trzeba to przeżyć - mówi Barbara Szydłowska, babcia bliźniąt. - Ja chciałam wnuki. Czekałam na to pięć lat. I tego już nikt nie wróci. Wszystko jest przygotowane, a dzieci nie ma. Jak mamy się czuć? - dodaje kobieta.
Autor: kde//gak / Źródło: tvn24
Źródło zdjęcia głównego: tvn24