Poznańscy prokuratorzy prowadzą śledztwo w sprawie budowy Gawrona od dwóch lat. I - jak dowiedzieli się dziennikarze Superwizjera - poważnie rozważają postawienie zarzutów za działanie na szkodę skarbu państwa i Marynarki Wojennej. W grę wchodzić mogą dziesiątki milionów złotych.
Tuszowali aneksami?
Informatorzy dziennikarzy twierdzą, że brak konkretów w umowie na budowę okrętu próbowano tuszować dopisywaniem kolejnych aneksów. - W ich gąszczu można wiele ukryć. Nikt nie kontrolował tego, jakie umowy zawierają zapisy. W Gawronie MON płacił stoczni za wystawiane faktury, ale nikt nie sprawdzał, co dalej dzieje się z pieniędzmi - mówią ludzie znający kulisy powstawania okrętu.
Pieniądze płynęły mniej lub bardziej szerokim strumieniem do stoczni marynarki wojennej, która - co także budzi poważne podejrzenia prokuratorów - w ogóle nie powinna budować Gawrona. W momencie podpisywania umowy stocznia była w bardzo złej sytuacji finansowej, a w trakcie trwania kontraktu ogłosiła upadłość. Śledczy przypuszczają, że za wybraniem stoczni do budowania korwety mogły iść olbrzymie łapówki.
To nie koniec rewelacji. Z dokumentów, jakie znajdują się w archiwach MON i Rady Ministrów wynika, że w 2001 roku rząd, ograniczając wydatki, polecił szukanie oszczędności we wszystkich resortach.
W ślad za tym MON zakazał podległym sobie dowództwom rozpoczynania nowych, wielomilionowych inwestycji. Ale marynarka wojenna nakazu cywilnych szefów nie posłuchała i miesiąc po wydanym oficjalnie zakazie - podpisała umowę na budowanie korwety.
Kto podpisywał dokumenty? Co w projekcie Gawron odkryły tajne służby wojskowe i na co jeszcze marynarka wydała miliard złotych?
Superwizjer TVN cz.1 (TVN)
Superwizjer TVN cz.2 (TVN)
Źródło: TVN
Źródło zdjęcia głównego: TVN24