Wnioski po kontrolach poselskich w sprawie katastrofy ekologicznej w Odrze przedstawili w środę posłowie Koalicji Obywatelskiej. Katarzyna Lubnauer poinformowała, że Rządowe Centrum Bezpieczeństwa bardzo długo nie miało oficjalnych informacji o zagrożeniu ekologicznym w Odrze. - 10 sierpnia samo zapytało wojewodów, co się dzieje, otrzymało odpowiedź, że nic - mówiła. Parlamentarzyści przekonywali też, że katastrofa ekologiczna na Odrze mogła się nie wydarzyć, ale zabrakło systemu monitoringu rzek, doszło do błędów ludzkich, a najważniejsze odpowiedzialne osoby były na urlopie.
Parlamentarzyści Koalicji Obywatelskiej zaprezentowali na spotkaniu w Sejmie w środę wnioski z kontroli w poszczególnych instytucjach. Szef klubu KO Borys Budka zapowiedział, że środowe przedstawienie dotychczasowych ustaleń nie kończy ich pracy, bo kontrole poselskie będą kontynuowane i zakończą się przygotowaniem "czarnej księgi", zawierającej wszystkie zawinienia w tej sprawie oraz rekomendacje na przyszłość.
- W czasie kryzysu należy wrócić z urlopu i zająć się obowiązkami - powiedział Budka. Dowiedli tego - dodał - posłowie KO, którzy po wybuchu kryzysu w związku z sytuacją w Odrze zajęli się kontrolami w różnych instytucjach.
- Państwo wyjechało na urlop. Premier był na urlopie, ministrowie byli na urlopie, wojewodowie byli na urlopie, a jednocześnie stworzony centralny system, który od siedmiu lat funkcjonuje w Polsce, w sytuacjach kryzysowych nie działa - kontynuował. Ocenił, że dochodzi do tego niekompetencja ludzi, którzy znaleźli się w instytucjach państwowych tylko dzięki legitymacji partyjnej.
Lubnauer: RBC 10 sierpnia zapytało wojewodów, co się dzieje. Otrzymało odpowiedź, że nic
Posłowie poinformowali o wynikach kontroli, które prowadzili w poszczególnych instytucjach.
Wiceszefowa klubu Katarzyna Lubnauer, która przeprowadzała kontrolę w Rządowym Centrum Bezpieczeństwa, przekonywała, że RCB bardzo długo nie miało oficjalnych informacji o zagrożeniu ekologicznym w Odrze, ani ze strony Ministerstwa Klimatu i Środowiska, ani od wojewodów. - 10 sierpnia samo zapytało wojewodów, co się dzieje. Otrzymało odpowiedź, że nic się nie dzieje i nie ma powodu wysyłania jakichkolwiek alertów - powiedziała.
Poseł Arkadiusz Marchewka, który kontrolował resort infrastruktury, nadzorujący Wody Polskie, powiedział, że zajmujący się tymi kwestiami wiceminister Marek Gróbarczyk długo nie zajął stanowiska, a w resorcie można było zaobserwować kompletny chaos i brak koordynacji. - Gdyby nie te zaniechania, może udałoby się zmniejszyć skalę katastrofy - ocenił.
Posłanka Gabriela Lenartowicz, która zajęła się Ministerstwem Klimatu i Środowiska, stwierdziła iż "z kontroli wyłania się jednoznaczny obraz - ta katastrofa nie mogła się nie wydarzyć".
Według niej po wprowadzeniu nowego Prawa wodnego w 2018 r. praktycznie zniknęła ochrona wód, bo gospodarowanie nimi przeniesiono do pionu gospodarczego, a MKiŚ tak naprawdę nie prowadzi monitoringu środowiska wodnego, bo nie ma do tego instrumentów prawnych. - Ryba psuje się od władzy - ironizowała Lenartowicz.
Posłanka Urszula Zielińska poinformowała z kolei, że z jej kontroli w Państwowym Instytucie Weterynaryjnym w Puławach wynika, że do 18 sierpnia przeanalizowano tam dopiero połowę próbek ryb z Odry, więc wypowiedzi szefowej MKiŚ Anny Moskwy o wynikach analiz i przyczynach zatrucia ryb są przedwczesne.
Dodała, że nie ma dotąd np. ani jednej próby ryb z Kanału Gliwickiego - tam gdzie zasolenie jest największe, gdzie, w opinii Zielińskiej, prawdopodobnie zaczęła się katastrofa na Odrze.
Wody Polskie jako "moloch na glinianych nogach"
Posłowie Dariusz Joński i Michał Szczerba informowali o wynikach kontroli w Wodach Polskich. Według nich, to "moloch na glinianych nogach". Wskazywali, że to instytucja, która zatrudnia sześć tysięcy osób, wydaje pieniądze na limuzyny i mundury dla pracowników, natomiast nie ma na przykład żadnych kompetencji do badania wody, zlecając to wojewódzkim inspekcjom ochrony środowiska, które jednak nie są zobowiązane informować o wynikach.
Ponadto - wskazywali posłowie - Wody Polskie nie mają nawet pełnej kontroli nad pozwoleniami na zrzuty przemysłowe do wody, bo takie pozwolenia wydają również inne instytucje. Nikt też, mówili, nie zareagował tam na to, że już 17 marca były pierwsze przypadki śniętych ryb w Kanale Gliwickim. Szczerba dodał, że 17 sierpnia - pięć dni po zapowiedzi premiera odwołania prezesa Wód Polskich Przemysława Dacy, ten wciąż formalnie urzędował i był na dwutygodniowym urlopie.
CZYTAJ NA KONKRET24: Jak to z natychmiastową dymisją prezesa Wód Polskich było? Wyjaśniamy
Poseł Artur Łącki, który badał IMGW, powiedział, że Instytut w ogóle nie współpracuje z Wodami Polskimi między innymi w zakresie danych o poziomie wód. - Wygląda to tak, że Wody Polskie działają na zasadzie nosa - wydają pozwolenia dla zakładów, jak im się wydaje - powiedział.
Poseł Ryszard Wilczyński, który badał działania służb woj. opolskiego przekonywał, że stan Odry był "anormalny" długo przed odnotowaniem zjawiska śnięcia ryb, a dotyczyło to poziomu, temperatury, zasolenia. - W Polsce nie monitoruje się stanu wód. Robi się dopiero wtedy, kiedy nastąpi śnięcie - mówił polityk.
Poseł Rajmund Miller dodał, że brak systemu monitoringu rzek spowodował, iż do 11 sierpnia w sprawie sytuacji na Odrze "państwo spało", a pierwsze działania zostały podjęte po informacjach od wędkarzy.
Kto spowodował katastrofę? Borys: człowiek poprzez ogromny zrzut słonej wody
Poseł Piotr Borys mówił, że nawet po pojawieniu się martwych ryb nie zrobiono niczego, żeby zarządzić kolejnymi punktami zrzutu zasolonej wody do Odry, choć można było przypuszczać, że słona woda może być jedną z przyczyn. Ale, jak przekonywał, Wody Polskie nie mają pełnej informacji, kto, kiedy i co zrzuca. - Kto spowodował tę katastrofę, natura czy człowiek? Naszym zdaniem człowiek, poprzez ogromny zrzut słonej wody, co spowodowało rozwój toksycznych alg - ocenił Borys.
Senator Bogdan Zdrojewski powiedział, że kontrola w instytucjach wrocławskich potwierdziła, iż w sprawie katastrofy w Odrze zawiódł człowiek. Bowiem już na przełomie lipca i sierpnia lokalne władze posiadały informacje o zagrożeniu, ale nie podjęły działań.
Poseł Waldemar Sługocki przekonywał, że w woj. lubuskim sztab kryzysowy zebrał się dopiero 11 sierpnia. Natomiast zdaniem Arkadiusza Marchewki także służby wojewody zachodniopomorskiego zaspały, co dowodzi braku przepływu informacji pomiędzy województwami.
Kryzys ekologiczny w Odrze
Pierwsze sygnały o śniętych rybach w Odrze pojawiły się pod koniec lipca. Władzom centralnym wielu zarzuca, że reakcja na katastrofę w Odrze zajęła im aż dwa tygodnie. Co więcej, choć minął niemal miesiąc, przyczyna umierania ryb i innych organizmów wciąż nie jest jednak potwierdzona. Pojawiły się natomiast teorie, że odpowiada za to złota alga, którą wyryto w próbkach z rzeki, choć występuje tylko w słonych wodach. To z kolei rodzi pytania o źródło wysokiego zasolenia.
W województwach: zachodniopomorskim, lubuskim i dolnośląskim został wprowadzony zakaz wstępu do rzeki.
We wtorek dyrektor Centralnego Laboratorium Badawczego GIOŚ Mirosława Zbroś poinformowała, że badania porównawcze w związku z zanieczyszczeniem Odry wykonały laboratoria w Czechach, w Anglii i w Holandii. Czeskie wyniki są porównywalne z polskimi. Według MSWiA w akcję oczyszczania Odry zaangażowano ponad 3 tys. strażaków, 2 tys. policjantów oraz 1,3 tys. żołnierzy. Woda w Odrze w różnych miejscach jest napowietrzana.
Zawiadomienie o możliwości popełnienia przestępstwa w sprawie zanieczyszczeń w Odrze złożył do Prokuratury Okręgowej we Wrocławiu WIOŚ. Wszczęto postępowanie. Na polecenie prokuratora generalnego powołano w tym śledztwie zespół siedmiu prokuratorów i pięciu policjantów. W związku z sytuacją na Odrze premier Mateusz Morawiecki zdymisjonował szefa Wód Polskich Przemysława Dacę i Głównego Inspektora Ochrony Środowiska Michała Mistrzaka.
Źródło: PAP