Prezydenci i burmistrzowie piętnastu polskich miast chcą nakazać mieszkańcom obowiązkowe mycie chodników na mokro. Bo ludzie chodzą i wzniecają kurz, a to zwiększa stężenie smogu.
Przedstawiciele piętnastu miast (m.in. Krakowa, Łodzi, Poznania, Tarnowa, Bielska-Białej) podpisali w lipcu dokument "w sprawie systemu działań na rzecz poprawy jakości powietrza w miastach". Wśród propozycji dla władz centralnych, jakie sformułowali samorządowcy, znalazła się między innymi i ta:
"Proponujemy umożliwienie lokalnym władzom samorządowym wprowadzenie do Regulaminów utrzymania czystości i porządku na terenie gminy obowiązku regularnego czyszczenia na mokro przez właścicieli nieruchomości chodników służących do ruchu pieszego położonych bezpośrednio wzdłuż nieruchomości – szczególnie w okresie wiosenno-letnim".
Zmywanie oczyszcza powietrze
To, że zmywanie na mokro ulic, placów i chodników poprawia jakość powietrza, jest dość oczywiste. Ci, którzy pamiętają dawne czasy i jeżdżące za PRL-u po ulicach polewaczki (nie mylić z armatkami wodnymi milicji), wiedzą, że gdy polewaczka przejechała, oddychało się przyjemniej. Korzystnego dla powietrza wpływu zmywania jezdni i trotuarów nikt nie neguje, problem jest w tym, skąd wziąć wodę i kto ma za nią zapłacić.
W Małopolsce i na Śląsku, gdzie smog jest największym problemem, woda jest towarem równie cennym jak tlen. Czy warto więc zużywać ją, by oczyścić powietrze?
- To jest pytanie o charakterze cywilizacyjnym. Nie mam na nie jednoznacznej odpowiedzi - przyznaje w rozmowie z tvn24.pl Piotr Siergiej z Polskiego Alarmu Smogowego.
Zgodnie z obowiązującym dziś prawem właściciele nieruchomości mają obowiązek sprzątać, odśnieżać i usuwać śliskość na chodnikach przyległych do ich posesji, Gdyby latem musieli jeszcze zmywać je na mokro, to nie dość, że mieliby dodatkową pracę, to jeszcze zapłaciliby więcej za wodę.
Posłanka pyta, minister przeciwny
W trosce o interesy obywateli wystąpiła posłanka Anna Sobecka. Oficjalnie i na piśmie zapytała ministra infrastruktury Andrzej Adamczyka, jakie jest jego stanowisko wobec tego pomysłu.
- Nie popieram postulowanego obowiązku regularnego czyszczenia na mokro przez właścicieli nieruchomości chodników służących do ruchu pieszego - odpowiedział wiceminister Kazimierz Smoliński. I podał argumenty: wyższe koszty utrzymania nieruchomości oraz brak realnej możliwości sprawdzenia, czy chodnik został wyczyszczony na sucho czy na mokro. Wiceminister zauważył, że nie ma natomiast przeszkód, aby lokalne władze same czyściły chodniki na mokro albo wprowadzały praktykę zmywania na gruncie obowiązujących przepisów.
Samorządowcy dostali więc wyraźny sygnał, że rząd nie weźmie na siebie niewdzięcznego obowiązku nałożenia na obywateli dodatkowych obciążeń. Na tę wieść determinacja władz miast walczących o czyste powietrze wyraźnie osłabła.
Samorządy mieszkańców nie zobowiążą
- Czyszczenie chodników na mokro to zaledwie wycinek całej gamy postulatów sformułowanych w stanowisku polskich miast w sprawie poprawy jakości powietrza - oświadczył w rozmowie z tvn24.pl rzecznik Urzędu Miejskiego w Bielsku-Białej Tomasz Ficoń.
Z kolei Joanna Szczygłowska z urzędu w Skawinie zapewnia, że nałożenie na mieszkańców obowiązku mycia chodników na mokro w ogóle nie jest brane pod uwagę.
- W okresie upałów i suszy służby miejskie myją ulice i chodniki należące do miasta. Częstotliwość tego mycia zależy od możliwości budżetowych. Mieszkańców jednak obciążać myciem nie zamierzamy - mówi nam Szczygłowska.
Podobnej treści odpowiedzi uzyskaliśmy w Zakopanem i w Poznaniu. Te miasta, same z siebie, obowiązku zmywania chodników przez mieszkańców wprowadzać nie zamierzają, ale wciąż proponują, żeby taki obowiązek wprowadzić mocą państwowych przepisów.
Mokre chodniki jak wysokie chwasty
Rzeczniczka prezydenta Poznania Hanna Surma twierdzi, że to wcale nie jest tak, iż władze miast mogą same nakładać na mieszkańców obowiązki w zakresie sprzątania. Przypomina historię sprzed trzech lat, gdy radni zobowiązali poznaniaków do usuwania wysokich chwastów z terenu nieruchomości. Wtedy wojewoda wielkopolski uchylił uchwałę radnych, słusznie zauważając, że ustawa o porządku i czystości w gminach nic nie mówi o wysokich chwastach.
- Dyskusyjny pozostaje więc fakt, czy pod pojęciem "uprzątnięcie innych zanieczyszczeń" można rozumieć też mycie chodników na mokro - zauważa rzecznik Surma.
Szczęśliwie dla właścicieli nieruchomości nie ma więc woli politycznej, żeby nakładać nowe obowiązki i nowe koszty. Nie ma też w tej sprawie większej determinacji w samorządach. Lokalne władze zgodnie natomiast zapewniają, że stale zamierzają zwiększać częstotliwość i powierzchnię zmywanych na mokro ulic. W Zakopanem na przykład stale zmywa się aż 53 kilometry bieżące ulic.
Sentymentalni mieszczanie nie powinni jednak spodziewać się powrotu polewaczek jak z romantycznych filmów retro. Dziś w użyciu są maszyny zwane szorowarkami, w wersji zarówno chodnikowej, jak i ulicznej, z zamkniętym obiegiem wody i pozostawiające za sobą suche powierzchnie.
Autor: (jp) / Źródło: tvn24.pl
Źródło zdjęcia głównego: tvn24