Język się zaostrza, stąd obywatelskie zatrzymanie furgonetki, z której dobiegały homofobiczne treści, czy walka na billboardy. Osoby LGBT nie czują się bezpieczne. Przypominają, że po każdej stronie tęczowej flagi stoi człowiek. Materiał magazynu "Polska i Świat".
Środek dnia, centrum Poznania - furgonetka z homofobicznymi hasłami i kolejne obywatelskie zatrzymanie. Wśród zatrzymujących ciężarówkę był Piotr Żytnicki, dziennikarz Gazety Wyborczej. - Osoby kierujące furgonetką zostały złapane na gorącym uczynku, kiedy emitowały z głośników homofobiczne treści, zakłócając porządek. Osoby stojące na przejściu domagały się ukarania kierowcy mandatem. Policjanci bardzo długo nie chcieli tego robić – mówi Piotr Żytnicki.
Ostatecznie kierowca dostał mandat, ale odmówił jego przyjęcia - sprawa trafi do sądu. Po ulicach Poznania furgonetka anty-LGBT jeździ od wtorku. Urząd miasta konsekwentnie odrzuca wnioski o zarejestrowanie jej przejazdu jako zgromadzenia. - Według urzędu nie jest to zgromadzenie w trybie ustawy o zgromadzeniach. Furgonetka może jeździć zgodnie z przepisami ruchu drogowego – wyjaśnia kierownik Wydziału Zarządzania Kryzysowego Urzędu Miasta Poznania Tadeusz Postrożny.
Może też, jak mówi policja, używać głośnika. Decyzja urzędników, wbrew medialnym doniesieniom, nie zakazuje emitowania z megafonu homofobicznych haseł. Jednak każdy taki przejazd zgodnie z kodeksem wykroczeń może być potraktowany jako zakłócenie porządku i spokoju. - Żeby można było ścigać sprawcę potrzebna jest osoba postronna, której działanie sprawcy po prostu przeszkadza – tłumaczy rzecznik KWP w Poznaniu mł. insp. Andrzej Borowiak. Od wtorku do poznańskiej policji wpłynęły cztery takie zgłoszenia.
"Obrzydliwa prowokacja motywowana homofobią"
Zawiadomienie do prokuratury o możliwości popełnienia przestępstwa związanego z mową nienawiści składa prezydent Białegostoku. W mieście pojawiły się homofobiczne billboardy. - To niepotrzebna dziwna demonstracja. Mamy jako miasto negatywny wizerunek związany z homofobią, nie zasługujemy na niego. Liczę na to, że prokuratura wyda nakaz zdjęcia billboradów – mówi prezydent Białegostoku Tadeusz Truskolaski.
Za akcją stoi nieujawniająca się grupa Milcząca Większość. "Chcemy pokazać, że nie pozwolimy zamknąć sobie ust garstce frustratów spod tęczowej flagi! Chcemy bronić naszej wiary i tradycji, bo tylko tam zawarte są prawdziwe wartości, prawdziwe dobro i prawdziwa miłość!" – wskazują na profilu w mediach społecznościowych.
Ma to odpowiedź na lipcową billboardową kampanię Stowarzyszenia tęczowy Białystok. Wtedy aktywiści namawiali do tolerancji. Dzisiaj niektóre plakaty anty-LGBT wiszą niemalże w tych samych miejscach. Katarzyna Rosińska ze Stowarzyszenia Tęczowy Białystok uważa, że to "obrzydliwa prowokacja motywowana homofobią".
Od kilku dni w wielu polskich miastach trwają protesty przeciwko homofobii. Demonstranci domagają się równości i sprawiedliwości. Głośno mówią o zagrożeniach i agresji wobec osób LGBT.
"Agresja wzrasta i jest coraz gorzej"
Bezpiecznie nie czują się także na Śląsku, Katowicka manifestacja przyciągnęła wielu młodych. Chcą żyć w kraju bez nienawiści. Strach - to słowo z ust osób LGBT dzisiaj pada najczęściej. Zofia Marcinek protestowała na początku sierpnia w Warszawie, została aresztowana.
- Boję się, bo jeszcze jakiś czas temu wydawało mi się, że to nie jest wzrost, że to jest jakaś amplituda: bywa lepiej, bywa gorzej. Teraz po prostu widzę, że ta agresja wzrasta i jest coraz gorzej. I dlatego boję się coraz bardziej i mam tylko nadzieję, że nie będzie tak, że ten strach będzie mnie paraliżował – mówi Zofia Marcinek.
Kobieta chce by wszyscy pamiętali, że po drugiej stronie tęczowej flagi są ludzie. Dopóki nie przestaną się bać - będą walczyć o godność i szacunek.
Źródło: TVN24
Źródło zdjęcia głównego: TVN24