To się nie miało prawa udać - mówię o obronie Polski, o obronie niepodległości - ponieważ szła nawała i to nawała dobrze zorganizowana - tak o Bitwie Warszawskiej 1920 roku mówił w "Faktach po Faktach" profesor Wojciech Fałkowski. Zdaniem profesora Pawła Kowala wygraliśmy, ponieważ "była wewnętrzna mobilizacja polityczna". Profesor Tomasz Nałęcz ocenił, że sukces był zasługą między innymi naczelnego dowódcy Józefa Piłsudskiego, ale także ówczesnej sceny politycznej.
W sobotę odbywają się obchody setnej rocznicy Bitwy Warszawskiej, określanej mianem "Cudu nad Wisłą". Była ona decydującym starciem toczącej się w 1920 roku wojny polsko-bolszewickiej, uznawana jest również za 18. przełomową bitwę w historii świata. Zdaniem historyków jej wynik zdecydował o zachowaniu przez Polskę niepodległości i uratowaniu Europy przed bolszewizmem.
Kowal: w Polsce kluczem do zwycięstwa w ważnych momentach w historii jest mobilizacja sceny politycznej
O tamtych wydarzeniach rozmawiali w "Faktach po Faktach" w TVN24 trzej historycy: poseł Koalicji Obywatelskiej profesor Paweł Kowal, były doradca prezydenta Bronisława Komorowskiego profesor Tomasz Nałęcz oraz dyrektor Zamku Królewskiego w Warszawie, były wiceminister obrony narodowej profesor Wojciech Fałkowski.
Zdaniem Kowala polskie siły wygrały Bitwę Warszawską, ponieważ "była wewnętrzna mobilizacja polityczna". - Uważam, że w Polsce kluczem do zwycięstwa w dużych bataliach, w dużych momentach, ważnych momentach w historii jest mobilizacja sceny politycznej - ocenił. Jak mówił, tej mobilizacji dokonał w 1920 roku Józef Piłsudski, ówczesny naczelny dowódca wojsk polskich.
- To był bardzo dobry manewr, że udało mu się przekonać [Wincentego - przyp. red.] Witosa, żeby został premierem, poczekać na Witosa, aż dojedzie do Warszawy (…), żeby on jako centrystka stanął na czele gabinetu, który będzie kompatybilny z tym, co się działo wtedy na świecie. Czyli, który na najważniejsze stanowiska w gabinecie postawi na lewicę i centrystów - wskazywał.
"To musiało się skończyć przejściem po trupie Polski, a wydarzył się cud"
- To się nie miało prawa udać - mówię o obronie Polski, o obronie niepodległości - ponieważ szła nawała i to nawała dobrze zorganizowana - ocenił Fałkowski. Jak wskazywał, "od północy szedł [Michaił - przyp. red.] Tuchaczewski z wielkim Frontem Północnym, od południa, biorąc Polesie i bagna poleskie, szedł [Siemion - red.] Budionny z Armią Konną i mieli nas wziąć w kleszcze".
- Liczebna przewaga była po stronie Sowietów. Państwo polskie było w trakcie podstawowej organizacji. Trzeba było stworzyć zręby państwowości, takiej solidniejszej. Nie mówię bardzo solidnej, ale takiej, która wytrzyma jakikolwiek kryzys. Nie mieliśmy dobrze uformowanej armii. Brakowało amunicji, Czechosłowacja nie przepuściła transportów z Węgier w pierwszym momencie - wyliczał historyk. - Więc krótko mówiąc, to musiało się skończyć przejściem po trupie Polski, jak mówił Tuchaczewski i [Lew Dawidowicz - red.] Trocki, na zachód do Niemiec i dalej, [by - red.] opanować całą Europę, a wydarzył się cud".
"To był cud polegający na trzech rzeczach, które wystąpiły naraz"
Zdaniem profesora Fałkowskiego "to był cud polegający na trzech rzeczach, które wystąpiły naraz". – Po pierwsze, śmiała, zaskakująca wszystkich strategia obronna, strategia wojskowa - mówił.
- Dwa - mobilizacja całego społeczeństwa, ogromna determinacja ochotników, żołnierzy armii zdemobilizowanych, oficerów, którzy śpieszyli na front - kontynuował. Dodał, że "ta mobilizacja była czymś niezwykłym i czymś, co ogarnęło całe społeczeństwo".
- Trzecia rzecz, to wizja niepodległości. (…) Okazało się, że Polska jest atrakcyjna, że wizja Polski niepodległej (…), wizja polskości, jej kultury politycznej, jej kultury wysokiej, jednocześnie świadomość narodowa, że to wszystko jest bardzo nośne i funkcjonuje nie tylko elitach, nie tylko wśród inteligencji, ale także w masach chłopskich, w masach robotniczych - ocenił. Jak wskazywał, "rzeczywiście można było zjednoczyć naród na bazie świadomego patriotyzmu i woli obrony państwowości i obrony narodu".
- Te trzy rzeczy zadziałały na raz i możemy powiedzieć, że to był ten cud ziszczenia się trzech fenomenów, trzech działań na raz w jednym momencie. I pokonaliśmy to śmiertelne niebezpieczeństwo - podsumował.
"Samo określenie 'cudu' to jest termin endeckiej propagandy"
Nałęcz przyznał, że Bitwa Warszawska "to było wiekopomne zwycięstwo w polskim wymiarze". Wszedł jednak w polemikę ze stanowiskiem swojego przedmówcy. - Niechętnie używam określenia "cud", bo "cud" oznacza interwencje mocy nadprzyrodzonych - przyznał, odnosząc się do słów Falkowskiego. Dodał, że "samo określenie 'cudu' to jest termin endeckiej propagandy". - Zaczęło się od słynnego artykułu Stanisława Strońskiego z połowy sierpnia 1920 roku [w "Rzeczpospolitej" - przyp. red.], że przy takiej nieudolnym wodzu to Polskę może tylko cud uratować - wskazał.
Zdaniem Nałęcza za wygrane starcie "chwała i zasługa jest właśnie dla Piłsudskiego". - Sierpień roku 1920 był możliwy (...) przede wszystkim dzięki polskiej lewicy, dzięki socjalistom, radykalnym ludowcom - przekonywał. - Polacy wykorzystali te niecałe dwa lata odrodzonego państwa - mówił. - Gdyby te dwa lata odrodzonego państwa zmarnowano na wewnętrzne konflikty, na próbę wzięcia góry przez jedną partię nad drugą, to w dwudziestym roku nie byłoby szansy na taką solidarną obronę - podkreślił gość TVN24.
"To był jeden z tych elementów, który faktycznie uchronił Europę przed innymi losami politycznymi"
Kowal zwrócił uwagę, że "bardzo ważnym elementem jest podkreślenie tego faktu, że społeczeństwo polskie nie chciało komunizmu". - Tutaj bolszewicy nie mogli zaprowadzić swojej administracji, tu nikt na nich nie czekał z kwiatami. Albo bardzo małe grupy - mówił.
Jak przekonywał historyk, "to było bardzo ciekawie widoczne w późniejszych polemikach między Tuchaczewskim a [Borysem - red.] Szaposznikowem". - Oni się zastanawiali, dlaczego właściwie ta bitwa została przegrana. Jeden z nich mówił, że została przegrana, dlatego że armia bolszewicka była słaba. Ale ciekawsza była ta uwaga, że Polska była krajem, w którym nikt nie czekał na sowiecką władzę - mówił dalej.
Podkreślił, że "ludzie w Polsce chcieli normalnego życia, nie chcieli być częścią sowieckiego imperium". - To był jeden z tych elementów, który faktycznie uchronił Europę przed innymi losami politycznymi, bo wiadomo, że to wszystko wyglądałoby inaczej, gdyby bolszewikom udało się dojść do Niemiec - ocenił Kowal.
"Udało się Polakom - nie tylko Polakom, bo przecież Polska była państwem wielonarodowym"
Nałęcz mówił o bilansie wydarzeń całego dwudziestolecia międzywojennego. - Ja bym nie patrzył na rok dwudziesty przez pryzmat całego dwudziestolecia. Bo ten rok dwudziesty to rok nie mniej ważny jak osiemnasty - zaznaczył.
- Bilans? Dość powiedzieć, że w latach trzydziestych były Naczelnik Państwa Józef Piłsudski oskarżał byłego premiera Rządu Obrony Narodowej Wincentego Witosa, między innymi o zdradę stanu. Witos został skazany prawomocnym, choć bardzo wątpliwym wyrokiem i musiał udać się na emigrację. Wrócił z niej dopiero tuż przed wrześniem trzydziestego dziewiątego roku i to jest przyczynek do tego bilansu - mówił gość TVN24.
- O ile ta Polska pełna wolności, demokracji, praw socjalnych, to była na Polska marzeń Polaków i Polska, do której naprawdę powinniśmy nawiązywać, to Polska lat trzydziestych, Polska dyktatury moim zdaniem do tej wielkości pretendować nie może. Choć podzielam generalnie ocenę profesora Fałkowskiego, że to było heroiczne dwudziestolecie. Udało się Polakom - nie tylko Polakom, bo przecież Polska była państwem wielonarodowym - społeczeństwu II Rzeczypospolitej udały się rzeczy wielkie - dodał.
Źródło: TVN24
Źródło zdjęcia głównego: TVN24