"Prezydencki samolot, o którym nikt nie wiedział". Kulisy ewakuacji z Izraela

ewakuacja2
Dyplomata ewakuowany z Izraela: to była tajna misja, nikt o tym nie wiedział
Źródło: TVN24
Lot ewakuacyjny miał charakter wojskowy, ale nie była to CASA, ale prezydencki samolot, o którym nikt nie wiedział - powiedział w TVN24 doktor Maciej Kozłowski, były ambasador Polski w Izraelu, który był w grupie ewakuowanych w czwartek Polaków.

W czwartek późnym wieczorem z Ammanu, stolicy Jordanii, przyleciało do Warszawy 65 polskich obywateli ewakuowanych z Izraela w związku z konfliktem izraelsko-irańskim. Była to kolejna akcja ewakuacyjna - pierwsza grupa po dotarciu z Izraela w konwoju lądowym do Egiptu przyleciała do Warszawy w środę rano.

Wśród ewakuowanych był dr Maciej Kozłowski, były ambasador Polski w Izraelu, który w sobotę gościł w TVN24.

"Wszystko było perfekcyjnie zorganizowane"

Dyplomata ocenił, że akcja była "bardzo dobrze zorganizowana". Zwrócił przy tym uwagę, że Polska była jednym z pierwszych państw, które rozpoczęły ewakuację z Izraela, co "jest bardzo trudne logistycznie" w obecnych warunkach. 

- Pamiętajmy, że tam trwa wojna. Przestrzeń powietrzna nad Izraelem jest wyłączona, ale również jest wyłączona nad Jordanią. Wszystkie rakiety przelatują przez Jordanię i częściej są zestrzeliwane nad Jordanią. Zorganizowanie przelotu samolotu wojskowego do strefy objętej działaniami wojennymi nie jest rzeczą łatwą - zaznaczył gość TVN24.

Kozłowski powiedział, że był w kontakcie z konsulem i zgłosił się na ewakuację w czwartek. - Miałem się zjawić w centralnym Izraelu. Były autokary, czekali na nas - relacjonował. Dodał, że miejsce w autokarach było zarezerwowane wyłącznie dla obywateli Polski, w tym osób posiadających podwójne obywatelstwo. 

- Autokarami jechaliśmy przez Izrael. (...) Pojechaliśmy daleko na północ do Galilei, tam jest przejście (graniczne - red.) izraelsko-jordańskie. Tam przekroczyliśmy granicę. Po drodze jeszcze był nalot bombowy, więc staliśmy pod mostem na autostradzie - opowiadał gość TVN24.

Jak mówił, na granicy na ewakuowanych czekał ambasador oraz zespół ambasady jordańskiej. - Przeszliśmy poza kolejką. To wszystko było już dograne. Otwarta droga do Ammanu - stwierdził. Dodał, że dla ewakuowanych zorganizowano także prowiant. 

Dyplomata opisywał profesjonalizm, ale i "serdeczność" zespołów zarówno polskiej ambasady w Tel Awiwie, jak i Ammanie. - Sam pan ambasador pomagał starszym osobom, nosił plecaki. Wszystko było przygotowane. Cały pakiet, picie, jedzenie. Wszystko było perfekcyjnie zorganizowane - wychwalał Kozłowski. 

"To była tajna misja"

Dyplomata powiedział, że przejście granicy z Jordanią "nie było takie proste". - Służby graniczne jordańskie były dość powolne, ale udało się dzięki temu, że przechodziliśmy jako grupa, i że tak było umówione z władzami jordańskimi. Także myśmy to stosunkowo szybko pokonali - relacjonował.

Jak mówił, lot ewakuacyjny miał charakter wojskowy, ale "nie była to CASA (wojskowy samolot transportowy - red.), ale prezydencki samolot, o którym nikt nie wiedział".

- Miałem taką przygodę, że poszedłem do toalety na lotnisku i zatrzymała mnie policja jordańska. (Pytali), gdzie mam lecieć. Powiedziałem, że do Polski. (Usłyszałem, że) nie ma żadnego lotu do Polski. Potem ambasador wytłumaczył, że nikt na lotnisku nie wiedział o tym. To była tajna misja - powiedział Kozłowski.

Czytaj także: