Przywódcy 17 państw strefy euro spotykają się w Brukseli na pierwszym szczycie eurolandu ws. Paktu dla konkurencyjności. Polski na spotkaniu nie będzie, choć hiszpański premier Jose Luis Zapatero zapowiedział, że chciałby włączenia naszego kraju do Paktu. - Podziału Europy nie ma i nie będzie - uspokajał z kolei minister ds. europejskich Mikołaj Dowgielewicz.
Celem Paktu dla konkurencyjności jest doprowadzenie do ściślejszej współpracy gospodarczej zapewniającej stabilność krajów strefy euro. Przewiduje m.in. podwyższenie wieku emerytalnego, zrezygnowanie z indeksowania wynagrodzeń według wskaźnika inflacji, uelastycznienie rynku pracy, wpisanie limitów zadłużenia do prawa krajowego oraz częściowa harmonizację podatku CIT.
Z zaskoczeniem odkryłem, że w rodzinie premiera Zapatero są osoby, które uczą się języka polskiego. W mojej rodzinie jest ktoś, kto uczy się języka hiszpańskiego. Na następnych konsultacjach będziemy rozmawiać po polsku i po hiszpańsku Donald Tusk
"Polska zajmuje miejsce szczególne"
- Pakt dla konkurencyjności byłby silniejszy, bardziej wiarygodny i korzystny dla wszystkich, gdyby obejmował całą UE. Miedzy 10 krajami, które nie należą do strefy euro, Polska zajmuje miejsce szczególne, jest krajem najważniejszym - mówił Zapatero na konferencji prasowej podczas VII polsko-hiszpańskich konsultacji międzyrządowych w Madrycie. Hiszpański premier pogratulował Polsce osiągnięć w rozwoju gospodarczym, a mówiąc o relacjach UE z krajami Europy Wschodniej, dodał, że "Polska może liczyć w tym względzie na poparcie Hiszpanii".
Donald Tusk w rewanżu podkreślił, ze Hiszpania jest wzorem dla Polski pod względem wykorzystania funduszy unijnych. Szef polskiego rządu powiedział, że "z zaskoczeniem odkrył, iż w rodzinie premiera Zapatero są osoby, które uczą się języka polskiego" i dodał, że w jego rodzinie jest ktoś kto uczy się języka hiszpańskiego. - Na następnych konsultacjach będziemy rozmawiać po polsku i po hiszpańsku - zażartował Tusk.
Euroland o konkurencji
Na razie jednak przywódcy eurolandu rozmawiają - nie po polsku, a przede wszystkim bez Polski - o Pakcie na rzecz konkurencyjności, który zakłada zbliżanie narodowych polityk gospodarczych. W piątek przywódcy 17 państw strefy euro spotkają się w tym celu w Brukseli .
- Zaczniemy od dyskusji, jak mocniej rozwinąć koordynację polityk gospodarczych na rzecz konkurencyjności i konwergencji. (...) Chciałbym, abyśmy co do zasady osiągnęli porozumienie, które zostanie sformalizowane na naszym następnym spotkaniu" 24-25 marca - napisał w liście zapraszającym na szczyt przewodniczący Rady Europejskiej Herman Van Rompuy.
Ale to nie on był inicjatorem spotkania, lecz Francja i Niemcy, które wspólnie zaprezentowały na ostatnim szczycie w Brukseli 4 lutego tzw. Pakt na rzecz konkurencyjności, opowiadając się za zacieśnianiem integracji w ramach eurolandu poprzez silniejsze zarządzanie gospodarcze. Spotkania strefy euro w ramach Paktu mają odbywać się co roku przed marcowym szczytem całej UE. Będą w nich jednak mogły brać udział w przyszłości i inne kraje UE spoza euro (jak Polska), które zdecydują się do niego przyłączyć.
"Dyskusja w Polsce mnie śmieszy"
Z tych uzgodnień cieszy się, przynajmniej oficjalnie, Warszawa. Zwłaszcza że, jak wielokrotnie podkreślał minister ds. europejskich Mikołaj Dowgielewicz, Polska spełnia już jeden z kluczowych zaproponowanych przez Paryż i Berlin wymogów paktu - konstytucyjny limit zadłużenia. Poza tym w przeciwieństwie do Irlandii - nie obawia się harmonizacji podatku CIT. Dla Polski problemem nie powinien być też zakaz automatycznej indeksacji pensji (bo jej nie ma), który oprotestowały z kolei kraje członkowskie strefy euro - Belgia i Luksemburg.
Dowgielewicz przestrzegł przed demonizowaniem w mediach Paktu i szczytu eurogrupy jako początku podziałów UE. - Co do paktu to jest on troszeczkę przereklamowany w Polsce. Dyskusja w Polsce mnie śmieszy. Codziennie czytam o podziale Europy. Nic się takiego nie dzieje i nic takiego się nie stanie i proszę do tego podchodzić ze spokojem - powiedział.
Zwrócił uwagę, że pakt w wersji napisanej przez przewodniczącego Rady Europejskiej Hermana Van Rompuya i szefa Komisji Europejskiej Jose Barroso jest znacznie łagodniejszy niż wyjściowe propozycje Francji i Niemiec. Dokument zakłada, że cele polityk gospodarczych będą uwzględniane wspólnie, ale środki do ich realizacji będą w kompetencjach narodowych, dobierane według uznania każdego z państw, z uwzględnieniem zróżnicowanych struktur gospodarek krajowych i różnych punktów wyjścia. Sprawdzeniu, czy kraje wypełniają swoje obietnice, będzie służył system wskaźników dotyczących konkurencyjności, wydajności i kosztów pracy, stabilności finansów publicznych itd.
Źródło: PAP, TVN24
Źródło zdjęcia głównego: TVN24, EPA