Ponad 150 demonstrantów spędziło minioną noc w "miasteczku protestujących" w Warszawie - relacjonował reporter TVN24. Nie było wśród nich przewodniczącego "Solidarności" Piotra Dudy, który spał wówczas w mieszkaniu. Jak tłumaczył na antenie Radia Zet, wszystko dlatego, że "role są podzielone". W rozmowie z reporterką TVN24, zapowiedział jednak, że "jeśli będzie potrzeba, że przewodniczący Duda ma tu być, to będzie".
- Zmarzł pan w nocy? - pytała w przewodniczącego Dudę w Radiu Zet Monika Olejnik. - Nie, nie zmarzłem, chociaż było zimno, moi koledzy byli tam na dyżurze, ja byłem gdzieś do godziny 22. Później zostali na dyżurze wiceprzewodniczący, no i około tysiąca osób - odpowiedział Duda. Pytany o to, czy sam poszedł wtedy spać "gdzieś pod kołderkę", odpowiedział: - No, do mieszkania.
Jak tłumaczył, wszystko dlatego, że role "zostały podzielone". - Musimy być tutaj do soboty - wyjaśnił Duda.
Duda spędzi noc w miasteczku, jeśli "będzie taka potrzeba"
- Z informacji moich przewodniczących, którzy tutaj dyżurowali noc była spokojna, chociaż zimna i deszczowa - dodał w rozmowie z reporterką TVN24. Pytany, czy przyłączy się do protestujących i spędzi jedną noc w miasteczku, stwierdził, że tak jeśli "będzie taka potrzeba". - Jednak to nie w tym rzecz. Ja właśnie podchodzę odwrotnie, nie na tej zasadzie jak robi to pan premier, który organizuje różnego rodzaju wizyty gospodarskie itd. - tłumaczył Duda w TVN24.
- Każdy ma tu swoje zadania do spełnienia. Są związkowcy, którzy trwali całą noc. Jedni wyjeżdżają, moi koledzy wiceprzewodniczący byli na nocnych dyżurach, cześć w tej chwili odpoczywa. Tak to powinno wyglądać. Każdy ma swoje zadania - przekonywał. I dodał: - Jeśli będzie potrzeba, że przewodniczący Duda ma tu być, to będzie.
Autor: kde / Źródło: tvn24, radio zet
Źródło zdjęcia głównego: tvn24