Artur Wosztyl, dowódca załogi samolotu Jak-40, nie chce ochrony policji - poinformowała Renata Mazur z Prokuratury Okręgowej Warszawa-Praga. Wniosek do Prokuratora Generalnego RP o objęcie Wosztyla ochroną skierował w zeszłym tygodniu Antoni Macierewicz, argumentując, że życie dowódcy "jest zagrożone".
O ochronę dla Wosztyla wnioskował w zeszłym tygodniu Antoni Macierewicz. Zdaniem przewodniczącego zespołu parlamentarnego ds. zbadania katastrofy smoleńskiej, "dziś wiemy ponad wszelką wątpliwość, iż życie pana por. Artura Wosztyla jest zagrożone".
W styczniu Wosztyl poinformował, że nieznani sprawcy przecięli przewody hamulcowe w jego samochodzie. Złożył zawiadomienie do praskiej prokuratury. Jak powiedziała jej rzeczniczka, Renata Mazur, w czasie składania wyjaśnień Wosztyl stwierdził, że nie chce dla siebie ochrony.
- Nikomu takiej ochrony nie można narzucić - wyjaśniła Mazur.
Lądował godzinę przed katastrofą
Por. Artur Wosztyl, dowódca załogi samolotu Jak-40, lądował na smoleńskim lotnisku godzinę przed katastrofą prezydenckiego Tu-154 M. Jakiem-40 przylecieli dziennikarze. Wosztyl twierdzi, że słyszał komendę wieży w Smoleńsku, żeby prezydencki tupolew schodził na wysokość 50 metrów, a nie 100 metrów, czyli wysokości dozwolonej na lotnisku.
W piśmie skierowanym w czwartek do Andrzeja Seremeta Antoni Macierewicz zaznaczał, że Wosztyl jest "ostatnim świadkiem dysponującym informacjami potwierdzającymi komendę zejścia do 50 m nad poziomem pasa".
Autor: kg/kka/kwoj / Źródło: tvn24.pl